Wcześniej zmarli inni: biskup Bohdan Bejze i o. prof. Edmund Morawiec. Każdy zostawił ważny ślad. I każdemu jestem wdzięczny.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że prof. Gogacz był moim mistrzem. Nie był. Na pierwszym roku uciekłem z historii filozofii, gdy zaczął nas na wykładzie przekonywać, że Fiodor Dostojewski był marnym pisarzem, bo prezentował nieprawdziwą metafizykę. Zbigniew Herbert też nie znalazł uznania w oczach profesora, który prezentował nam własne utwory. Odpowiednio tomistyczne, ale nieszczególne, jeśli chodzi o estetykę. A przecież „Elementarz metafizyki” mógłbym powtarzać nawet w nocy, choć potem przez lata inni profesorowie przekonywali nas, że to „błędne ujęcia” (on mówił to samo o nich). „Błędne ujęcia” – to sformułowanie zostało w mojej pamięci. Ja sam nie myślę już tamtymi kategoriami, ale wtedy dawało mi to poczucie zrozumienia, pojmowania świata. I poczucie uczestniczenia w naukach mistrza, który „wszystko przeczytał i wie, a teraz nam przekazuje”.
Czytaj więcej
Wojna ani słuszność czyichś aspiracji nie zwalnia z konieczności oceny etycznej. Jedną z fundamentalnych zasad klasycznego myślenia moralnego jest to, że cel nie uświęca środków.
Trudno go zapomnieć także z powodu setek anegdotek, historyjek, sytuacji z nim związanych. Nieodłączny papieros w dłoni, kawa w kubeczku, a na egzaminie plastikowy kubek wypełniony odpalanymi jednymi od drugich papierosami. Dziś pewnie byłby skandal, ale wtedy jakoś trzeba było wytrzymać w niewielkim pomieszczeniu, gdzie egzaminował, w którym dym z papierosów był wszędzie. Zapach kawy zresztą także. I jedno, i drugie mogło nam się wtedy kojarzyć z filozoficznym myśleniem (Albert Camus też przecież zawsze był przedstawiany z nieodłącznym papierosem), a profesor tylko nas w takim postrzeganiu świata utwierdzał. „Dobry filozof musi palić” – oznajmiał, trzymając papierosa w dłoni.