Niezwykłość tego dramatu muzycznego (bo używanie wobec „Tristana i Izoldy" standardowego terminu „opera" zakrawa na kpinę) polega również na tym, że Wagner sięgnął do jednego z najstarszych i najbardziej znanych mitów sztuki europejskiej, nadając mu nowy, ponadczasowy kształt. Postać Tristana pojawiła się w pierwszych podaniach w VI wieku, ten rycerz miał być z pochodzenia Szkotem. Dwa stulecia później opowieść o walecznych czynach Tristana wzbogaciła się o postać króla Marka. To dla niego Tristan zobowiązał się przyprowadzić Izoldę o blond włosach, ale niestety, on także się w niej zakochał.
Wersje francuskie rozbudowały tę część opowieści o fortele, których kochankowie używali, by uśpić czujność króla. W Skandynawii Tristan stawał przed dylematem: uczucie czy wierność królowi, a miłość nie została nigdy skonsumowana. Podobnie jak w najsłynniejszym dziele o Tristanie i Izoldzie, które około 1210 roku napisał Gottfried ze Strasburga. To on do swego olbrzymiego poematu liczącego ponad 18 tysięcy wierszy wprowadził scenę, w której Tristan i Izolda zamiast napoju śmierci wypijają przez pomyłkę napój miłości. W ten sposób można było uzasadnić, dlaczego rycerz złamał przysięgę złożoną królowi Markowi. Ten zaś utwór natchnął Richarda Wagnera do stworzenia muzycznej opowieści o dziejach średniowiecznych kochanków.
Kupiec w roli króla
Dlaczego jednak Tristan? Najprostsze wytłumaczenie brzmi tak: Wagner w pewnym momencie znalazł się w sytuacji swego bohatera. Zmuszony do ucieczki z Niemiec po nieudanej rewolucji w Dreźnie 1849 roku błąkał się po Europie bez pieniędzy, bliski popełnienia samobójstwa, ale i pochłonięty pracą, która z czasem przybierze kształt gigantycznej tetralogii „Pierścień Nibelunga".
Dłuższą przystań znalazł w końcu w Zurychu i tam wiosną 1852 roku poznał kupca Ottona Wesendoncka, który dorobił się na handlu z Ameryką. Pochlebiała mu rola mecenasa i przyjaciela artystów, więc wraz z rozwojem znajomości oddał Wagnerowi dom stojący w ogrodzie jego olbrzymiej rezydencji, w którym kompozytor chciał zamieszkać na stałe. Po roku musiał go jednak opuścić, bowiem Otto, niczym król Marek, miał też piękną żonę Matyldę.
Co naprawdę się wydarzyło, tego najbardziej dociekliwi biografowie Wagnera nie potrafią wyjaśnić. Bohaterowie zachowali dyskrecję. „Miłość ta, która trwała między nami, nigdy nie wypowiedziana – pisał Wagner w liście do starszej siostry Clary Wolfram – musiała się nareszcie odsłonić, kiedy przed rokiem napisałem poezję »Tristana« i dałem ją jej. Wtedy po raz pierwszy opuściły ją siły i powiedziała mi, że teraz musi umrzeć".