Jean-Marie Le Pen poczuł krew, a może raczej władzę. – Poprę Marine Le Pen przede wszystkim dlatego, że reprezentuje ruch narodowy. A także dlatego, że podjęła wielki wysiłek, aby przekształcić się w poważną kandydatkę na prezydenta republiki – mówił 10 kwietnia, w noc wyborczą pierwszej tury walki o Pałac Elizejski, 93-letni nestor francuskiej skrajnej prawicy.
Między ojcem a córką od lat się nie układa. W 2015 r. przestali ze sobą rozmawiać. To wtedy Marine Le Pen wyrzuciła ojca z ugrupowania, które sam stworzył jeszcze w latach 70. Czarę goryczy przelał wywiad, jakiego udzielił ten ostatni pismu wywodzącemu się ze środowisk hitlerowskich kolaborantów „Rivarol". Głosił w nim peany na cześć marszałka Pétaina. Podejmował też rasistowskie teorie publicysty Guillaume'a Faye'a o budowie „eurosyberii", w której schronienie znajdzie „biała rasa". Francuską opinię publiczną bulwersował już wcześniej, mówiąc, że „krematoria Trzeciej Rzeszy były szczegółem historii". Marine, która w 2011 r. przejęła stery Frontu Narodowego i przekształciła go w Zjednoczenie Narodowe w ramach „oddiabolizowania" partii, nie mogła na to pozwolić. Oznaczałoby to ograniczenie kręgu poparcia dla jej ugrupowania do fanatyków. A 53-latka, która po raz trzeci startuje teraz w walce o Pałac Elizejski, bardziej niż wierności idei chciała władzy. Poświęciła więc ojca.
Jean-Marie Le Pen to twardy człowiek, szczególnie wobec słabszych. Już w 1962 r., zaraz po zakończeniu wojny w Algierii, przyznawał: „torturowaliśmy, bo taka była konieczność". Ale tym razem i na nim zrobiła wrażenie wizja, że jeszcze przed śmiercią może zostać ojcem pierwszej kobiety, która obejmie najwyższy urząd we Francji, drugim co do znaczenia państwie Unii Europejskiej. Chowając honor do kieszeni, przyznał więc córce rację odnośnie do kierunku rozwoju partii.
Czytaj więcej
Co się stanie, gdy Marine Le Pen zdobędzie Pałac Elizejski? Czy Francja, podobnie jak Wielka Brytania, opuści Unię Europejską? Wybory prezydenckie nad Sekwaną wpłyną na przyszłość całej Europy.
Większość nie chce V Republiki
Nie tylko on jest zafascynowany popularnością Marine Le Pen. Dla wszystkich francuskich analityków jest jasne, że od upadku reżimu Vichy w 1944 r. i skazania jej twórcy Philippe'a Pétaina na karę śmierci (niewykonaną) skrajna prawica nigdy nie była tak blisko władzy we Francji. W mistrzowskiej rozgrywce Charles de Gaulle stworzył mit, że cały kraj sprzeciwiał się Hitlerowi, ograniczył do minimum rozliczenie z hańbą kolaboracji i wciągnął Francję do grona czterech potęg, które odniosły zwycięstwo nad Trzecią Rzeszą. Z takim znakomitym samopoczuciem kraj nie chciał zmieniać odziedziczonego po generale układu. Nawet najbardziej zaciekli jego wrogowie, jak François Mitterrand, po zdobyciu Pałacu Elizejskiego płynnie wchodzili w skrojoną przez niego rolę. Gwarancją utrzymania stabilności państwa miał być ustrój V Republiki, w której niespotykana w innych zachodnich demokracjach część władzy przejmuje prezydent, prawdziwy „monarcha republikański". A także najbardziej kosztowny (roczne wydatki państwa stanowią 55 proc. PKB) system socjalny w Europie.