Żołnierze ONZ: Wilki w błękitnych skórach?

Gwałcenie dzieci, wymuszanie seksu za jedzenie, handel bronią i korupcja – to tylko niektóre z przestępstw popełnionych przez żołnierzy misji pokojowych ONZ. Błękitne hełmy, zamiast bronić i pomagać, same przez lata stawały się oprawcami.

Aktualizacja: 18.06.2016 13:55 Publikacja: 16.06.2016 11:47

Razem, ale osobno: kobiety ze Srebrenicy i dzielni wojacy z holenderskiego kontyngentu ONZ czekają –

Razem, ale osobno: kobiety ze Srebrenicy i dzielni wojacy z holenderskiego kontyngentu ONZ czekają – już po masakrze – na transport. Fot. Nick Sharp

Foto: Reuters/Forum

We wczesnych godzinach porannych grupa rwandyjskich i kameruńskich żołnierzy sił pokojowych ONZ wchodzi do zamieszkałej przez muzułmanów enklawy PK5 w Bangi, stolicy Republiki Środkowej Afryki. Ich zadanie: znaleźć mężczyznę podejrzanego o popełnienie zbrodni wojennych. Prosta z pozoru misja zmienia się nagle w krwawe starcie, kiedy miejscowi otwierają ogień. Ginie żołnierz, a ośmiu innych zostaje rannych.

Według raportu Amnesty International chwilę przed tym, jak zaczyna się strzelanina, jeden z wojskowych, przeszukując dom, natrafia na ukryte w łazience dziecko. Mężczyzna ubrany w błękitny hełm i taką samą kamizelkę wyciąga dziewczynkę na dwór i brutalnie gwałci ją za stojącym na podwórzu samochodem. 12-latka zezna potem, że kiedy płakała, uderzył ją w twarz i zatkał usta ręką. Później pokaże swoje podarte majtki i powie: „rzucił mnie na ziemię i położył się na mnie". Napastnik zostawi ją i ucieknie, kiedy padają pierwsze strzały.

W ciągu dwóch lat istnienia misji MINUSCA jej żołnierzy, mających chronić cywilów w ogarniętym wojną kraju, oskarżono o 45 podobnych przypadków. To najprawdopodobniej tylko wierzchołek góry lodowej, bo ofiary często boją się mówić o swojej krzywdzie. I choć po tych doniesieniach wybuchł jeden z największych skandali w historii ONZ, organizacja wciąż nie potrafi uporać się z problemem, który kładzie się cieniem na tej lepszej historii błękitnych hełmów.

Jak świat długi i szeroki

Po raz pierwszy międzynarodowe siły pokojowe zostały użyte w 1948 roku w Palestynie, gdzie miały pilnować przestrzegania zawartego właśnie rozejmu między Izraelem a siłami arabskimi. W tym samym roku kontyngent z podobnym zadaniem trafił do Kaszmiru, o który walczyły Indie i Pakistan. Od tego czasu, po dziś dzień, ONZ 71 razy wysyłała żołnierzy ubranych w charakterystyczne błękitne hełmy w dotknięte konfliktami regiony na całym świecie. Obecnie na 16 misjach, m.in. w Mali, Demokratycznej Republice Konga i na Haiti, służy łącznie ponad 103 tysiące wojskowych i policjantów oraz 16 tysięcy pracowników cywilnych.

Operacje pokojowe są organizowane na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa i to ona określa ich mandat, wielkość, czas trwania i miejsce. Każde z państw członkowskich ONZ może dobrowolnie wysłać swoich obywateli na misję. Do ich głównych zadań należy m.in. utrzymywanie pokoju, obrona cywilów, pomoc w rozbrajaniu i demobilizacji walczących stron, wspieranie wolnych wyborów oraz ochrona i promocja praw człowieka. Według wytycznych ONZ operacje pokojowe działają pod warunkiem zgody stron konfliktu na ich rozmieszczenie, bezstronności oraz niestosowania siły, z wyjątkiem samoobrony i obrony mandatu. Ponadto błękitne hełmy muszą przestrzegać prawa i szanować zwyczaje i kulturę krajów, w których służą.

Na papierze i w zamysłach twórców te wszystkie założenia brzmią pięknie: niestety, nie zawsze sprawdzają się w kryzysowych sytuacjach, a wiele z nich jest po prostu łamanych. W ostatnich latach coraz częściej.

Grzechy błękitnych hełmów należy podzielić na dwie grupy. Pierwsza to przestępstwa popełniane na misjach. Do drugiej zaliczają się bezczynność i bezradność, które z powodu politycznych decyzji, braku dobrej woli i wiążących ręce procedur kilka razy w historii misji pokojowych ONZ nie pozwoliły na powstrzymanie rzezi cywilów.

Na początku kwietnia 1994, gdy w Rwandzie zaczynało się drugie po 1945 roku ludobójstwo na świecie, grupa dwóch tysięcy członków plemienia Tutsi, w tym kobiet i dzieci, uciekła przed opętanymi rządzą mordu Hutu do budynku technikum w stolicy kraju Kigali. W tamtym czasie w placówce stacjonowało 90 belgijskich żołnierzy sił pokojowych ONZ, którymi dowodził kapitan Luc Lemaire. 39-letni oficer kompletnie nie wiedział, co zrobić z przybyszami, którzy liczyli na ochronę. Rada Bezpieczeństwa nie wydała żadnych jasnych poleceń. W końcu po kilku dniach dowództwo misji zdecydowało, że Belgowie mają opuścić szkołę i pomóc w ewakuacji obcokrajowców.

Kiedy po zapakowaniu sprzętu na ciężarówki żołnierze zaczęli odjeżdżać, zdesperowani Tutsi rzucali się na ich samochody. Łapali się drzwi i lusterek, błagając, żeby wojskowi ich zabili. Woleli śmierć od kuli niż pod maczetami. Mimo tak dramatycznych scen błękitne hełmy odjechały, zostawiając bezbronnych Tutsi. Kilka godzin później do szkoły wdarły się bojówki Hutu uzbrojone w maczety, pałki i noże. Większość z cywilów nie przeżyła.

Nie mogliśmy uwierzyć, że ONZ tak po prostu nas zostawia. Ciągle słyszeliśmy w radiu, że są po to, żeby nam pomagać, ale kiedy zaczęły się mordy, co zrobiło ONZ? Ratowało białych" – mówiła w 1999 roku na łamach „The Guardian" jedna z kobiet, która ocalała z rzezi w technikum. I rzeczywiście, mimo ostrzeżeń o zbliżającym się zagrożeniu Rada Bezpieczeństwa je ignorowała. Nie poszerzono mandatu misji, która pierwotnie miała strzec zawartego rok wcześniej pokoju między Hutu a Tutsi. Choć dookoła działy się dantejskie sceny, żołnierze bezczynnie się im przyglądali. Co więcej, kiedy w trakcie pogromów zginęło dziesięciu wojskowych, zarządzono wycofanie całej misji. „Ta operacja była tragifarsą. Każdy z nas postrzegał to jako dezercję. Odwrót w takiej sytuacji to czyste tchórzostwo" – opowie potem prasie uczestnik tamtych wydarzeń, pułkownik Luc Marchal. W ciągu niecałych stu dni w Rwandzie pod ciosami maczet, noży, od granatów i w płomieniach zginęło prawie milion ludzi.

Za kilka dolarów

Nie minął rok, a kunktatorstwo błękitnych hełmów znów dało o sobie znać. W lipcu 1995 roku w leżącej w Bośni i Hercegowinie Srebrenicy przebywało kilkadziesiąt tysięcy bośniackich muzułmanów. Uciekli do miasta, zamienionego wcześniej w strefę bezpieczeństwa ONZ, szukając ratunku przed wojną i nadciągającymi Serbami bośniackimi. Enklawy pilnowało wówczas 400 holenderskich żołnierzy misji pokojowej UNPROFOR.

Kiedy serbscy bojownicy wkroczyli do Srebrenicy, kazali wywieźć z niej wszystkie kobiety i dzieci. Mężczyzn i chłopców powyżej 12. roku życia bestialsko mordowano przez pięć dni. Życie straciło prawie 8 tysięcy ludzi. Holendrzy, którzy wcześniej zachęcali Bośniaków, by przybywali do strefy, nie zrobili nic. Bojąc się Serbów, wydali cywilów na śmierć. – Członkowie misji pokojowej w Rwandzie i Bośni swoją bierność tłumaczyli wąskim zakresem mandatu. Wówczas nie istniało przekonanie, że prawo do użycia siły w samoobronie oznacza też prawo do obrony mandatu misji, a przecież zgodnie z tym mandatem żołnierze mieli chronić cywilów – tłumaczy dr Patrycja Grzebyk z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW.

I choć po tych tragediach stało się jasne, że błękitne hełmy nie mogą pozwolić sobie na bezczynność, gdy na ich oczach giną bezbronni ludzie, to podobne zaniedbania zdarzyły się i w latach późniejszych. Jak przypomina „New York Times", w 2008 roku w wiosce Kiwanja w Demokratycznej Republice Konga przez nikogo nie niepokojeni partyzanci zamordowali 150 cywilów. Wszystko działo się pół kilometra od bazy wojsk ONZ. Dwa lata później w tym samym kraju bojownicy trzy dni gwałcili 200 kobiet w wiosce Luvungi, obok której stacjonowały błękitne hełmy.

W 2015 roku 14-letnia dziewczynka weszła na teren leżącego w okolicy Bangi posterunku sił pokojowych, żeby poprosić o coś do jedzenia. Nagle ze stojącego nieopodal baraku dobiegło ją wołanie żołnierza z Burundi. Mężczyzna zaprosił ją do środka. Kiedy weszła, myśląc, że dostanie posiłek, została rzucona na puste łóżko, a napastnik zdarł z niej ubranie i zgwałcił. Trzy miesiące później nastolatka opowiedziała tę historię cywilnym pracownikom ONZ. Po tym, jak podobne skandale związane z błękitnymi hełmami w Republice Środkowej Afryki ujrzały światło dzienne, we wszystkich bazach ONZ w tym kraju pojawiły się plakaty ostrzegające, że uprawianie seksu z nieletnimi albo płacenie za niego pieniędzmi i żywnością jest surowo zakazane.

Trudno nie zgodzić się z Kevinem Sieffem, wieloletnim korespondentem „Washington Post" w Nairobi, kiedy pisze, że takie działania są spóźnione o całe lata, a wojskowi te zasady powinni znać. Szczególnie że pierwsze doniesienia o przestępstwach seksualnych błękitnych hełmów sięgają lat 90. Byli o nie oskarżani żołnierze na misjach w Liberii, Sierra Leone, Bośni i Mozambiku. Według obliczeń „New York Times" w Kosowie część uczestników misji pokojowej korzystała z domów publicznych, często prowadzonych przez mafie handlujące żywym towarem, na masową skalę: w efekcie liczba takich przybytków z 18 w 1999 roku wzrosła do 200 w 2003 roku.

Z kolei na Haiti udokumentowano aż 230 przypadków tzw. transakcyjnego seksu, tj. sytuacji, gdy żołnierze oferowali głodującym kobietom i dziewczynkom małe sumy pieniędzy, leki i jedzenie w zamian za stosunek. Jak piszą autorzy książki „United Nations Peacekeeping in the Post-Cold War Era", błękitne hełmy stacjonujące w Kambodży w latach 1992–1993 nie tylko wykorzystywały miejscowe kobiety, ale również były zamieszane w bójki, strzelaniny, afery korupcyjne i prowadzenie domów publicznych.

Żeby upomnieć członków misji pokojowych, ONZ wydała w 1998 roku książeczkę pt. „Kodeks osobistego postępowania błękitnych hełmów". Tytuł widać nie cieszył się dużym zainteresowaniem, bo w nowym stuleciu liczba skandali z udziałem wojskowych nie zmalała. W 2004 roku Rada Bezpieczeństwa wzięła pod lupę jedną z najkosztowniejszych i największych operacji stabilizacyjnych ONZ, działającą w ogarniętej wojną partyzancką Demokratycznej Republice Konga. Biuro nadzoru wewnętrznego OISO sprawdziło 150 przypadków zmuszania przez błękitne hełmy kobiet i dziewcząt do prostytucji i seksu. Śledczy natrafili na 14-letnią dziewczynkę, która opowiedziała im, jak za kilka dolarów, czekoladę i bochenek chleba straciła dziewictwo z żołnierzami misji pokojowej.

Co gorsza, to nie wyjątek, bo wiele ofiar nie miało nawet 12 lat. W te przestępstwa byli zamieszani wojskowi z Pakistanu, Nepalu, Maroka, RPA i Tunezji. Rok później kolejną aferę z udziałem błękitnych hełmów w Kongu opisał „Süddeutsche Zeitung". Okazało się, że Pakistańczycy, w zamian za ogromne ilości złota, oddali kongijskim partyzantom wcześniej skonfiskowaną broń i amunicję. Dodatkowo ostrzegli bojowników, gdzie planowane jest przeprowadzenie wymierzonych w nich operacji militarnych.

Najświeższe i najgłośniejsze przypadki przestępstw seksualnych popełnionych przez błękitne hełmy pochodzą z Republiki Środkowej Afryki. „The Washington Post" przytacza na swoich łamach historię z 2014 roku, kiedy sześciu chłopców w wieku od 9 do 15 lat zostało zgwałconych przez kilkunastu żołnierzy z Francji, Czadu i Gwinei Równikowej. Z kolei prestiżowy magazyn „Foreign Policy", powołując się na raport organizacji Aids-Free World, pisze o czterech dziewczynkach, które z rozkazu francuskiego dowódcy zostały związane i zmuszone do stosunku z psem. Wcześniej każda dostała po 8 dolarów. Dziennikarze piszą też, że w latach 2013–2015 wojskowi z Francji, Gabonu i Burundi tylko w jednej prowincji wykorzystali seksualnie 108 kobiet. Wiele ofiar rodzi potem dzieci swoich oprawców i musi je samotnie wychowywać, co tylko zwiększa ich traumę.

Racja stanu

Obecność misji stabilizacyjnych jest w wielu regionach Afryki niezbędna. Afrykanie zdają sobie z tego sprawę, co nie znaczy, że popierają ciągłe wydłużanie tych misji – mówi dr Błażej Popławski z portalu afrykanista.pl. – Błękitne hełmy mają być symbolem pomocy, a nie cierpienia. Trzeba jednak pamiętać, że wiele misji, w tym ta w Republice Środkowej Afryki, zapobiegło rozlewowi krwi – podkreśla.

– Te przestępstwa przyćmiewają sukcesy żołnierzy, którzy należycie wykonują swoje zadania, ale dobrze, że wychodzą na światło dzienne, bo może będą impulsem do zdecydowanego działania – dodaje politolog i ekspert ONZ ds. rozwiązywania konfliktów międzynarodowych Marcin Bużański. W podobnym tonie wypowiadał się sekretarz generalny Ban Ki-moon, mówiąc, że „przestępstwa seksualne to rak tej organizacji". Rak musi być wyleczony, ale żeby wyleczyć chorobę, trzeba wiedzieć, co ją wywołuje.

Bardzo często przestępstwa popełniane przez błękitne hełmy tłumaczono pochodzeniem żołnierzy z krajów Trzeciego Świata. I faktycznie, największe kontyngenty na misje pokojowe trafiają z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Rwandy i Nepalu. Dzieje się tak, ponieważ bogate i rozwinięte kraje członkowskie ONZ nie chcą wysyłać swoich obywateli w odległe zakątki świata, gdzie toczą się krwawe wojny. Zamiast tego wolą dać pieniądze na funkcjonowanie misji. Z kolei dla żołnierzy z krajów uboższych wyjazd jest okazją do zarobienia pieniędzy. Błękitne hełmy dostają ponad tysiąc dolarów miesięcznej pensji.

Zdaniem zwolenników tej teorii, do nadużyć i gwałtów dochodzi, ponieważ wojskowi z tych państw mają inne podejście do poszanowania praw kobiet (i szerzej, praw człowieka), a wysoki żołd dodatkowo demoralizuje ludzi, którzy w swoich ojczyznach często żyją na granicy ubóstwa.

Innego zdania jest Błażej Popławski. – Tłumaczenie przestępstw popełnianych przez uczestników misji ONZ ich narodowością czy wyznawaną religią jest bezzasadne i z gruntu europocentryczne. Sprawcami przestępstw byli zarówno żołnierze z „barbarzyńskiego" Bangladeszu, Pakistanu, jak i z „cywilizowanej" Francji. Przyczyn przestępstw szukać należy bardziej w braku opieki ze strony psychologów, zaniku dyscypliny w kontekście międzynarodowego dowództwa i narażeniu na zespół stresu pourazowego – dodaje ekspert.

Psychiatra dr Mvsk Raju, który badał błękitne hełmy z Indii, pisze w „Industrial Psychiatry Journal", że duża część przestępstw popełnionych przez żołnierzy misji pokojowych wynika z zaburzeń psychicznych związanych właśnie z zespołem stresu pourazowego. Wojskowi stacjonujący w krajach ogarniętych krwawymi wojnami sami często uczestniczą w boju i są narażeni na niebezpieczeństwo. Według danych ONZ, we wszystkich funkcjonujących obecnie misjach pokojowych zginęło ponad 1,6 tys. żołnierzy i cywilów. Jak twierdzi Raju, część z błękitnych hełmów nie radzi sobie z tym, co zobaczyła i czego doświadczyła, i odreagowuje to w tak straszny sposób.

Filozof Jan Tokarski w swoim felietonie z maja zeszłego roku na łamach „Kultury Liberalnej" pisze z kolei, że do przestępstw seksualnych nie dochodzi z powodu żądzy seksualnych, ale „upojenia władzą". Jego zdaniem np. francuscy żołnierze na ofiary wybrali najmłodszych, ponieważ czuli się bezkarni, czuli, że wszystko mogą, a dziecko jest bezbronne i nie będzie stawiać oporu. Poczucie bezkarności to zdaniem ekspertów kolejna przyczyna przestępstw popełnianych przez błękitne hełmy podczas misji. Choć od 2005 roku w ONZ obowiązuje polityka zero tolerancji, to jak mówi Marcin Bużański, do tej pory były to w dużej mierze tylko słowa na papierze. Organizacja może co prawda odsyłać do domu żołnierzy i całe kontyngenty, wobec których pojawiły się oskarżenia o łamanie prawa, ale nie może karać.

Ta kwestia leży po stronie państw wysyłających wojskowych, a te generalnie nie kwapią się z wymierzaniem sprawiedliwości swoim obywatelom. CNN przytacza przykład policjanta, który za molestowanie seksualne podczas misji został w swojej ojczyźnie zawieszony na dziewięć dni. Teoretycznie ONZ może naciskać na państwa, by skuteczniej egzekwowały sprawiedliwość, ale przy ciągłym zapotrzebowaniu na żołnierzy nie robi tego, aby nie zrazić „dawców". Sekretarz generalny ma też możliwość zdjęcia immunitetu z błękitnych hełmów, tak by mogli stawać przed sądami w krajach, w których służą, ale w wielu z nich z powodu wojen takie instytucje nie funkcjonują.

Przeciwdziałanie przestępstwom popełnianym przez błękitne hełmy jest trudne. Samo ich wykrycie graniczy z cudem. Do większości z nich dochodzi z daleka od ośrodków miejskich, w głębokim interiorze, a przełożeni z zasady zamiatają niewygodne fakty pod dywan – zaznacza Popławski, dodając, że jego zdaniem wydarzenia, o których mówią media, to niewielki odsetek tego, co się dzieje.

I choć od wielu lat ONZ jest oskarżane o opieszałość, ignorowanie, a nawet ukrywanie przypadków łamania prawa przez błękitne hełmy, od pewnego czasu organizacja podejmuje większe wysiłki w zwalczaniu tego problemu. W marcu tego roku przyjęto rezolucję w sprawie rozwiązania problemu przestępstw seksualnych błękitnych hełmów. – Walka z tym zjawiskiem po raz pierwszy w historii przyjęła formę prawnie wiążącej rezolucji Rady Bezpieczeństwa – tłumaczy Bużański. Dokument zobowiązuje m.in. państwa wysyłające wojskowych do prowadzenia śledztwa i karania swoich obywateli, jeśli dopuścili się przestępstwa. Jeśli tego nie zrobią, sekretarz generalny będzie mógł natychmiast wycofać cały kontyngent, którego żołnierzy te zarzuty dotyczą.

Dr Patrycja Grzebyk zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną obietnicę Ban Ki-moona – do tej pory nie badano historii błękitnych hełmów, tego, czy byli wcześniej karani, teraz, zgodnie z deklaracją ma się to zmienić. – Konieczna jest jeszcze ścisła współpraca z psychologami, która nie może ograniczać się do testów kompetencyjnych. Żołnierze błękitnych hełmów powinni być traktowani bez mesjanistycznej estymy, jak zwykli pracownicy kontraktowi, którym zleceniodawca zapewnia stałą opiekę psychologiczną – dodaje dr Popławski. ONZ zrobiło słuszny krok w walce z przestępstwami na misjach pokojowych, ale teraz musi pilnować przestrzegania nowej rezolucji oraz karania winnych. Jeśli tego nie zrobi, w niektórych krajach błękit poza wytchnieniem będzie się już zawsze kojarzył również z cierpieniem.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

We wczesnych godzinach porannych grupa rwandyjskich i kameruńskich żołnierzy sił pokojowych ONZ wchodzi do zamieszkałej przez muzułmanów enklawy PK5 w Bangi, stolicy Republiki Środkowej Afryki. Ich zadanie: znaleźć mężczyznę podejrzanego o popełnienie zbrodni wojennych. Prosta z pozoru misja zmienia się nagle w krwawe starcie, kiedy miejscowi otwierają ogień. Ginie żołnierz, a ośmiu innych zostaje rannych.

Według raportu Amnesty International chwilę przed tym, jak zaczyna się strzelanina, jeden z wojskowych, przeszukując dom, natrafia na ukryte w łazience dziecko. Mężczyzna ubrany w błękitny hełm i taką samą kamizelkę wyciąga dziewczynkę na dwór i brutalnie gwałci ją za stojącym na podwórzu samochodem. 12-latka zezna potem, że kiedy płakała, uderzył ją w twarz i zatkał usta ręką. Później pokaże swoje podarte majtki i powie: „rzucił mnie na ziemię i położył się na mnie". Napastnik zostawi ją i ucieknie, kiedy padają pierwsze strzały.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Tomasz Stawiszyński: Hochsztaplerzy i szaman