Ukraina bowiem, obok Gruzji i Rosji, posiada jedno z najbardziej liberalnych praw surogacyjnych w Europie. Macierzyństwo zastępcze traktuje się tutaj na równi z różnymi sposobami leczenia niepłodności. Prowincja wręcz tonie w reklamach zachęcających do noszenia cudzego dziecka. Za urodzenie dziecka surogatka otrzymuje 15–16 tys. dolarów plus 400 dol. na comiesięczne wydatki. Do tego oficjalna umowa, pełna poufność oraz ochrona prawna. Wymagania? Mniej niż 34 lata, własne dziecko, co najmniej dziesięć miesięcy od poprzedniego porodu. Po drugiej stronie dramaty zwyczajnych ludzi, wymęczonych latami starań o dziecko, którzy spróbowali już wszystkiego.

Czytaj więcej

„Rzemieślnicy...": Robota się pali w rękach

Śledztwo Jakuba Korusa pokazuje, że biznes kręci się w najlepsze i nikomu nie zależy na tym, aby ukrócić działania. Politycy udają, że problemu nie ma, a polscy rodzice masowo wyjeżdżają za granice, aby wziąć udział w programach surogacyjnych. Z kolei nad Wisłę regularnie przylatują na poród ukraińskie surogatki.

Czytaj więcej

„Selekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwa i świat": Zdać, zakuć, zapomnieć

„Surogatki. Historie kobiet, które rodzą »po cichu«", Jakub Korus, Wydawnictwo Znak