On nie jest Murzynem, lecz Mulatem. Na pierwszego czarnego prezydenta Stanów Zjednoczonych poczekamy jeszcze długo" – powiedział sucho Bamba Cheick Daniel, gdy próbowałem go przekonać, że sukces Baracka Obamy to koronny dowód na awans społeczny czarnych nie tylko w Ameryce, ale i na całym świecie. Słowa byłego ministra spraw wewnętrznych Wybrzeża Kości Słoniowej, choć formalnie słuszne, zaskoczyły mnie. Przecież w Ameryce wszyscy mówią: first black president, pierwszy czarny prezydent. Uznałem je wręcz za dziwactwo, może wyraz kompleksu rasowego.
Ale w końcu skojarzyłem to, co mówi Daniel, z konferencją prasową samego Obamy na zakończenie lipcowego szczytu NATO w Warszawie. Amerykański prezydent przez większość czasu komentował na niej nie zbrojenia i zagrożenie ze strony Rosji, ale zastrzelenie kilkadziesiąt godzin wcześniej w Dallas pięciu białych policjantów przez niejakiego Micaha Xaviera Johnsona. To miała być zemsta za to, że wcześniej w kilku miastach Ameryki funkcjonariusze zastrzelili kilku Murzynów.
Po ośmiu latach rządów „pierwszego czarnego prezydenta" rzeczywiście trudno mówić o harmonijnych stosunkach rasowych w Ameryce. Jak twierdzi Daniel, niemal równo cztery wieki od sprowadzenia pierwszych niewolników z Afryki Murzyni wcale nie zakończyli walki o równouprawnienie wraz z wprowadzeniem swego pierwszego przedstawiciela do Białego Domu.
Sam Obama o bilansie swojej prezydentury mówił zresztą w Warszawie ostrożnie: „Mam nadzieję, że mój głos przyczynił się do zrozumienia przez wszystkich nas, Amerykanów, jak trudne jest dziedzictwo stosunków rasowych; zachęcił ludzi do wsłuchiwania się w siebie nawzajem, do przyznania, że dziedzictwo niewolnictwa, Jima Crowa i dyskryminacji nie zniknęło wraz z przyjęciem ustawy o prawach obywatelskich (z 1964 r. – red.) i zakazie dyskryminacji w głosowaniu czy wyborem Baracka Obamy. Jest postęp, zasadniczy postęp, ale wciąż jest bardzo dużo do zrobienia" – podkreślał prezydent USA.
Kreowanie symbolu
A przecież nie było potężniejszego symbolu przełamania barier – nie tylko rasowych, ale także ekonomicznych, kulturowych i politycznych – niż wybór Baracka Obama do Białego Domu w listopadzie 2009 r.