Ja swojego katolicyzmu nie zostawiam za drzwiami Sejmu. Jestem katolikiem i prywatnie, i w pracy, i w kościele, i wszędzie – twierdzi posłanka PiS Anna Sobecka, która właśnie wywołała największy od lat spór dotyczący mieszania sacrum z profanum. Zgłosiła w Sejmie uchwałę w sprawie uczczenia setnej rocznicy objawień fatimskich, w której jest mowa m.in. o tym, że „w swoim orędziu Matka Boża przewidziała największe wydarzenia XX wieku", a „ludziom do szczęścia tak naprawdę potrzebny jest tylko Wszechmocny Bóg".
Podczas posiedzenia Komisji Kultury i Środków Przekazu była marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska z PO mówiła, że lepszym miejscem dla podobnych dyskusji byłby kościół lub salka katechetyczna. Z kolei Michał Kamiński z Unii Europejskich Demokratów ostentacyjnie wyszedł.
Annę Sobecką wsparli za to posłowie z PiS. I to nie jest pierwszy raz, gdy Sobecka powoduje konsternację polityków centrowych i lewicowych, jednocześnie wzbudzając zachwyt swojego konserwatywnego elektoratu.
W 2004 r. organizowała w Sejmie spotkania z Richardem A. Cohenem, który twierdzi, że jest byłym gejem, a obecnie specjalizuje się w terapii mającej na celu zmianę orientacji z homoseksualnej na heteroseksualną. W 2006 r. zaproponowała obłożenie bezdzietnych małżeństw specjalnym podatkiem i wprowadzenie w kodeksie karnym zakazu pornografii.
Cztery lata później zgłosiła z kolei wniosek o odrzucenie uchwały w sprawie ogłoszenia roku 2011 Rokiem Czesława Miłosza, uzasadniając to tym, że poeta „nazywał krzyż próchnem". Posłankę skrytykował wtedy nawet ówczesny metropolita lubelski abp Józef Życiński.