– W Kosmos – dodaję – na Księżyc.
Facet zatrzymuje się i zawraca do domu.
Chcę stąd uciec
Nie wiem, gdzie Mukuka Nkoloso wpadł na swój pomysł. Ale lubię sobie myśleć, że wydarzyło się to właśnie na Chingwele Hill. Bo Księżyc z Lusaki jest blisko. Teraz właśnie wstaje, żegnając umykające słońce. Zachęca, zaprasza, kusi, by po niego sięgnąć, usiąść na jego krawędzi i spojrzeć z góry na tonące w coraz dłuższych cieniach miasto. Zwłaszcza dziś, gdy jest w pełni, i to tej niezwykłej, bo znajduje się w perygeum, czyli najbliżej Ziemi. Wielki jak dynia, jak ogromna bombka na choince. Wstaje na zachodzie, zawadza o dachy i kominy, przedziera się przez drzewa i wieżowce Cairo Road. Jest niewiele dalej niż na wyciągnięcie ręki. A dziś w wyjątkowym towarzystwie. Nad nim Uran, a po przeciwległej stronie nieba na spotkanie wybiegają kolejno Wenus, Mars i Jowisz. Wysoko w zenicie wszystkich wita Orion, z niezwykle jasnym Rigelem u dołu szaty. Orion mierzy łukiem w nadbiegającego Byka, któremu w oku błyska gwiazda Aldebaran. Na szczęście wojownik ma przy sobie wiernego Wielkiego Psa, z Syriuszem, najjaśniejszą gwiazdą na niebie, niczym mokrym psim nosem. Wszyscy oni, tak jak ja, przyszli podziwiać Księżyc. Dziś widać każdy krater, każdą górę, każde wypełnione pyłem morze. Jakie piękne nazwy mają księżycowe morza. Morze Przesileń, Żyzności, Jasności, Nektaru, Chmur, Deszczów. Jakby nazwy te nadawała jakaś inna, nieziemska cywilizacja. I tylko jeden Ocean Burz, groźny, złowrogi, tak dla równowagi. Dlaczego Księżyc się nie obraca, czemu pokazuje nam tylko swoją jedną stronę? Czy jego niewidoczna strona pokryta jest morzami Zmartwień, Głodu, Zawiści i Cierpienia?
Mukuka Nkoloso nie był pierwszym Afrykaninem, którego fascynował Księżyc – rozpalał on wyobraźnię afrykańskich ludów od dawna. Ponoć ludzie z dynastii Rozwi, plemienia Szona, zamieszkujący tereny dzisiejszego wschodniego Zimbabwe, w swojej ambicji i brawurze chcieli sięgnąć po niego i zdjąć go z nieba. Pyszny książę Chirisamhuru, syn króla, by przypodobać się ojcu, rozkazał zbudować ogromną wieżę na jednym z okolicznych wzgórz. Księżyc, w języku Rozwi Ndiro Chena, miał być podarkiem dla króla i zastąpić talerz używany przy szamańskich rytuałach. Plany pokrzyżowało zazdrosne Słońce, które spaliło drewnianą konstrukcję.
Bemba wierzą, że ich przodkowie przyszli z nieba, z Kosmosu. Mukulumpe Mubemba, potężny wojownik, był wodzem plemienia Luba zamieszkującego tereny południowo-wschodniego Konga, rejony dzisiejszej prowincji Katanga. Pewnego dnia na dwór Mukulumpe dotarła wiadomość, że w okolicznych lasach widziano piękną kobietę o uszach wielkich i cienkich niczym u słonia. Mukulumpe, nie czekając ani chwili, sam ruszył na spotkanie nieznajomej. Gdy stanęli naprzeciw siebie, kobieta wypowiedziała swoje imię: Mumbi Mukasa. Na pytanie, skąd pochodzi, wskazała na niebo i dodała, że jest królową Klanu Krokodyli. Mukulumpe od razu zakochał się w kobiecie o wielkich uszach, a ona wkrótce urodziła mu trzech synów: Katongo, Chiti, Nkole, i córkę Chilufyę. Boskie pochodzenie matki intrygowało synów do tego stopnia, że gdy dorośli, postanowili zbudować wielką wieżę, by ich matka mogła wrócić do swojego niebiańskiego domu. Niestety, ogromna budowla runęła z wielkim hukiem i pogrzebała w ruinach wielu poddanych wodza. Mukulumpe był wściekły. Wygnał żonę z domu, a niepokorne dzieci kazał uwięzić w wieży. Jednak Katongo, Chiti, Nkole i Chilufya uciekli przed gniewem ojca i po długiej tułaczce osiedlili się na rozległych równinach nad rzeką Chambeshi w dzisiejszej Zambii. Doprowadził ich tam tajemniczy mędrzec Luchele Nganga, którego skóra była zupełnie biała. (Katoliccy misjonarze, którzy przybyli na ziemie Bemba kilkaset lat później, usłyszawszy tę legendę, tłumaczyli tubylcom, że Luchele Nganga był zapewne pierwszym Europejczykiem, wysłannikiem nowego boga. W ten podstępny sposób udało im się wykorzystać legendę, by zbudować własny autorytet). Luchele był wędrownym prorokiem, któremu niektóre podania również przypisują niebiańskie pochodzenie. Chiti wkrótce spotkał piękną kobietę, Chilimbulu, której skóra pokryta była niezwykłymi tatuażami. Miłość półboskiego Chitiego do autochtonki Chilimbulu w symboliczny sposób połączyła wędrowców Klanu Krokodyli i tubylców. Niestety, płomienne uczucie stało się zgubą dla kochanków. Chilimbulu bowiem była żoną lokalnego myśliwego o imieniu Mwase, który odkrywszy gorący romans, w porywie złości zabił Chitiego zatrutą strzałą. To nie skończyło spirali miłości, zazdrości i śmierci. Nkole wkrótce pomścił śmierć brata, zabijając Mwase oraz jego urodziwą żonę. Zachował jednak piękną, pokrytą tatuażami skórę Chilimbulu, która uwiodła jego brata. Ta skóra stała się najświętszą królewską relikwią Klanu Krokodyli – babenye – zapewniającą żyzność ziemi i płodność ludzi. Jej posiadanie było oznaką władzy każdego przyszłego wodza, który od tej pory będzie nosił imię Chitimukulu – Wielkie Drzewo. Miejsce w którym zostali pochowani Chiti, Mwase, Chilimbulu, a potem także Nkole – Mwalule – gdzieś w rejonie dzisiejszego Chinsali, było odtąd duchowym centrum ludu Bemba. Półboscy Chiti i Nkole stali się częścią ziemi, na którą przybyli. Ich pochówek w metaforyczny sposób połączył niebiański Klan Krokodyli z powrotem z ziemią. Duchy zstąpiły na ziemski padół, boski pierwiastek dotknął mokrej, brudnej ziemi. W ten sposób Klan Krokodyli otrzymał duchową legitymację, by władać ziemią i niebem ponad nią.
Wieś, w której urodził się Edward Mukuka Nkoloso, leży w samym sercu dawnego królestwa Bemba. Nkoloso zapewne znał legendę o Klanie Krokodyli i jego półboskich założycielach. Czy była dla niego inspiracją? Czy jak Chiti, Nkole, Katongo i Chilufya zapragnął w śmiały i bluźnierczy sposób wrócić do miejsca, z którego przybyli jego praprzodkowie? W jednym z wywiadów mówił: „Chcę stąd uciec. Zbyt wiele pokoleń umarło już na tej ziemi. Ja chcę spocząć tam".