Mieszkający pod Norymbergą 49-letni doradca finansowy Wolfgang P. pierwszy raz zwrócił na siebie uwagę lokalnych urzędników po tym, jak odmówił zapłacenia podatku od pojazdów mechanicznych. Na powtarzające się ponaglenia odpisywał: „Jestem obywatelem Rzeszy". Co więcej, według dziennika „Bild" ogłosił, że jego mieszkanie jest niepodległym państwem, którego granice wytyczył za pomocą żółtej farby. Mężczyzna nie zgodził się też wpuścić do domu kontrolerów ze starostwa, którzy chcieli sprawdzić, jak przechowuje broń myśliwską. W związku z tym cofnięto mu licencję i wezwano do zwrotu 31 strzelb i pistoletów.
Gdy i tym razem odmówił, tłumacząc, że nie uznaje władzy starosty, o interwencję poproszono policję, a ta, mając na uwadze, jak pokaźny arsenał znajduje się w rękach mężczyzny, wysłała do akcji jednostkę antyterrorystyczną. Kiedy funkcjonariusze o szóstej rano próbowali wejść do domu, jego właściciel ubrany w kamizelkę kuloodporną otworzył do nich ogień przez zamknięte drzwi. Ranił czterech policjantów, z których jeden zmarł później w szpitalu. Lekko ranny napastnik został zatrzymany. Według służb ludzi podobnych do Wolfganga P. przybywa. Ich postępująca radykalizacja może zagrażać porządkowi publicznemu Niemiec.
Do czasu strzelaniny pod Norymbergą z października 2016 r. większość Niemców prawdopodobnie nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że wśród nich żyją tzw. Reichsbürger. I nic dziwnego, bo Obywatele Rzeszy, czy też Obywatele Imperium, to ruch luźno powiązanych ze sobą ludzi rozsianych po całych Niemczech. Nie mają jednego przywódcy ani sformalizowanych struktur. Często poszczególne grupy są ze sobą skonfliktowane i nie utrzymują żadnego kontaktu. Łączy ich jednak wiara w teorie spiskowe, sprzeciw wobec globalizacji, rasizm, antysemityzm, a przede wszystkim negowanie państwowości RFN. Rzesza w granicach z 1937 r. wciąż istnieje, a obecne Niemcy to spółka prawa handlowego założona, kontrolowana i wyzyskiwana przez aliantów, na czele ze Stanami Zjednoczonymi – tak w jednym zdaniu można streścić ich ideologię. Interpretując dość swobodnie historyczne fakty, twierdzą, że obecne państwo niemieckie opierające się na ustawie zasadniczej z 1949 r. jest nielegalne, ponieważ konstytucja Republiki Weimarskiej z 1919 r. nigdy nie została zawieszona. Reichsbürger uważają również, że skoro nazistowski rząd formalnie nie skapitulował 8 maja 1945, to koniec wojny nie oznaczał wcale jego upadku. Na potwierdzenie tej tezy przypominają, że do 23 maja 1945 r. we Flensburgu istniał przecież gabinet Wielkiego Admirała i prezydenta Karla Dönitza, z którym alianci nie podpisali układu pokojowego. Najczęściej jednak członkowie ruchu powołują się na orzeczenie Federalnego Trybunału Konstytucyjnego z lipca 1973 r., w którym stwierdzono, że III Rzesza przetrwała koniec wojny.
– Sędziowie uznali, co potwierdziła w tym względzie utrwalona już praktyka międzynarodowa i stanowisko doktryny, że Rzesza przetrwała wojnę, a jej sukcesorką jest Republika Federalna Niemiec. Powołując RFN, nie stworzono zatem nowego państwa, tylko na nowo je zorganizowano. Problem w tym, że orzeczenie wydała instytucja RFN, a nie III Rzeszy. Przywoływanie go jest więc błędem logicznym w wykonaniu Obywateli Rzeszy, bo przecież twierdzą oni, że Republika Federalna Niemiec nie istnieje – mówi prof. Waldemar Czachur z Instytutu Germanistyki UW. Mętne początki Obywateli Imperium sięgają drugiej połowy lat 70 XX. wieku i łączą się z osobą Manfreda Roedera. Ten były żołnierz Wehrmachtu, prawnik oraz twórca neonazistowskiej grupy terrorystycznej zaczął publicznie głosić, że kraj, w którym żyje, jest sztucznym tworem bez prawa bytu, a jego prawdziwą ojczyzną jest Rzesza Niemiecka.
– Kiedy w latach 60. w Niemczech zaczęło się rozliczanie z nazistowską przeszłością, wśród części społeczeństwa powstał pewien opór przed jednoznacznym identyfikowaniem III Rzeszy jako absolutnego zła – tłumaczy jeden z powodów narodzin Reichsbürger prof. Czachur. Kontynuatorem „dzieła" Roedera był były pracownik niemieckich kolei Wolfgang Ebel, który w 1985 r. ogłosił się Kanclerzem Rzeszy, a w Berlinie utworzył Komisaryczny Rząd Rzeszy. Mężczyzna wierzył, że w porozumieniu z aliantami może rządzić krajem. Jego megalomania była tak wielka, że rozpoczął nawet produkcję własnych znaczków pocztowych przedstawiających go na tle Bramy Brandenburskiej. Ponieważ Ebel jako pierwszy Obywatel Rzeszy utworzył swój własny „rząd", to wokół niego zebrało się wielu podobnie myślących ludzi, dla których był inspiracją. W tym samym mniej więcej czasie rozpoczął się też podział całego ruchu. Pod koniec lat 90. grono Reichsbürger powiększyło się dzięki rozwojowi internetu. Jedną z twarzy grupy został wówczas prawnik oraz były członek lewicowej organizacji terrorystycznej RAF, a później zagorzały neonazista Horst Mahler. To on w odniesieniu do RFN ukuł termin „spółka prawa handlowego pod nadzorem okupantów". W 1997 r. wygłosił przemówienie, w którym wezwał Niemców do zerwania kajdanów i wyzwolenia się z niewoli obcych mocarstw. Kilka lat później Mahler zanegował Holokaust, a Adolfa Hitlera nazwał zbawicielem narodu niemieckiego.