Wina Mazurka: Nie dla Beaty

Muszę zacząć od wyznania – nie jeżdżę na nartach. Wychowałem się na nizinach, kiedy dorosłem, to inne rzeczy mnie pociągały, a na starość nóg łamał nie będę, więc nie jeżdżę ani trochę. Jednak do Bolzano pojadę. Owszem, katedra, Giotto i bodaj najpóźniej na świecie, bo 100 lat temu, zbudowany łuk triumfalny, to też, ale nie przede wszystkim. Nie, ja tam pojadę na wino.

Publikacja: 14.01.2022 17:00

Wina Mazurka: Nie dla Beaty

Foto: Spot.poznan.pl

O ile mnie narciarze nie oszukali, to na stoku popija się byle co, byle ciepłe, a na dole po prostu byle co. Nie wiedzą, co tracą, ale po kolei. Zaczynamy od alpejskiego Bolzano, stolicy Górnej Adygi, w którym trzy czwarte mieszkańców mówi po niemiecku, bo to Tyrol Południowy i tęsknią do habsburskiej Austrii. Hartmann (to imię!) Donà do tradycji podchodzi z szacunkiem, doskonale rozumiejąc, gdzie ma swą winnicę. Najpierw dobór szczepów – w Alpach nikt nie uprawia skąpanych w słońcu południa primitivo czy negroamaro, to oczywiste, tu sięga się po gewurtztraminery, pinoty: grigio oraz nero i oczywiście pochodzącą stamtąd schiavę. Mając tak fenomenalny, skalny fundament, nie warto też wina zagłuszać beczką, niech pokaże swój mineralny charakter, w końcu świat byłby strasznie nudny, gdyby każde wino było jak tłusty malbec z Chile. Nasz rockendrolowiec – wystarczy spojrzeć na tego pierzastego buntownika – jest w tej sprawie pryncypialny.

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Postanowienia noworoczne

Jego wina są zaprzeczeniem spektakularności. W nich nic do ciebie nie krzyczy, nic się nie pyszni, nie chełpi, nie wystaje ponad. Hartmann Donà nie musi udowadniać, że robi nadzwyczajne wina. One po prostu są niezwykłe. Są niezwykle skromne, stonowane, jak najwyższej klasy kreacja eleganckiej damy, która nie musi dodawać sobie piór i nosić kilogramów złota na sobie. Tak, tych win nie stylizowała Beata Kozidrak.

Hartmann Donà nie musi udowadniać, że robi nadzwyczajne wina. One po prostu są niezwykłe.

Także dlatego przewiduję ich umiarkowany sukces, ale też Donà w swej maleńkiej winnicy nie nastawia się na uwielbienie mas. No bo weźmy takie pinot nero (pinot noir) – ani tu skór, ani tytoniu, ani końskiego potu. Zamiast tego wiśnie, maliny, poziomki, a w tle, za chmurą, majaczą połyskujące w słońcu lodowce. Wielbiciele elegancji będą też zachwyceni zrobionym ze schiavy winem musującym. Limonka, migdał, brioszka nie grają tu pierwszych skrzypiec. Tu najważniejszy jest muślin. Piękne jest to wino, piękny jest świat i piękne są te minerały.

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Pięć kwintali wina

O ile mnie narciarze nie oszukali, to na stoku popija się byle co, byle ciepłe, a na dole po prostu byle co. Nie wiedzą, co tracą, ale po kolei. Zaczynamy od alpejskiego Bolzano, stolicy Górnej Adygi, w którym trzy czwarte mieszkańców mówi po niemiecku, bo to Tyrol Południowy i tęsknią do habsburskiej Austrii. Hartmann (to imię!) Donà do tradycji podchodzi z szacunkiem, doskonale rozumiejąc, gdzie ma swą winnicę. Najpierw dobór szczepów – w Alpach nikt nie uprawia skąpanych w słońcu południa primitivo czy negroamaro, to oczywiste, tu sięga się po gewurtztraminery, pinoty: grigio oraz nero i oczywiście pochodzącą stamtąd schiavę. Mając tak fenomenalny, skalny fundament, nie warto też wina zagłuszać beczką, niech pokaże swój mineralny charakter, w końcu świat byłby strasznie nudny, gdyby każde wino było jak tłusty malbec z Chile. Nasz rockendrolowiec – wystarczy spojrzeć na tego pierzastego buntownika – jest w tej sprawie pryncypialny.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi