Też optymalizowały podatki?
Nie. Chodziło o to, że urząd skarbowy w Opolu miał tyle samo pracowników co w dużych miastach, a przedsiębiorców do skontrolowania było znacznie mniej. W efekcie przedsiębiorca był kontrolowany kilkanaście razy w roku i miał coraz mniej czasu na prowadzenie działalności gospodarczej. Dlatego tamtejsi przedsiębiorcy przerejestrowali się na stronę czeską.
Co jest uczciwsze – podwyższenie podatków wszystkim, tylko w różnym stopniu, czy podwyższanie jednym, a obniżanie drugim?
Żadna ekipa rządząca pod względem podatkowym nie była uczciwa wobec obywateli. Nigdy celem zmian podatkowych nie było zostawienie pieniędzy w rękach obywateli, tylko wręcz przeciwnie, stąd to chachmęcenie i mataczenie. Na dodatek zawsze przy takiej okazji wskazywano na tzw. bogatych, nawiązując do niechlubnej walki klasowej, przekonując nas, że dlatego tak dużo jest jeszcze biednych, bo tak dużo jest bogatych. Z rozmów i konsultacji, na które byliśmy zapraszani do Ministerstwa Finansów, zapadły mi w pamięć dwie sytuacje. Wielokrotnie przedstawialiśmy swoje rozwiązania i sposób na uproszczenie systemu podatkowego, który zapewniałby takie same wpływy do budżetu. Jeden z wiceministrów w przerwie prezentacji powiedział, że „jedynym sposobem na wprowadzenie takich zmian byłoby podsunięcie ministrowi dokumentów do podpisania w poniedziałek z samego rana, zanim ktoś z aparatu Ministerstwa Finansów zablokuje zmianę". Zauważyliśmy, że jeżeli nawet minister zaczynał rozważać zmianę na lepsze, to przychodził do niego dyrektor departamentu i mówił: „panie ministrze, ja tutaj pracuję 30 lat, tego się nie da zrobić".
A druga historia?
Minister finansów spotkał się z ekspertami, którzy zaczęli zadawać mu pytania o podstawę wyliczania jednego i drugiego przykładowego podatku. Zawezwano dyrektora departamentu, który otwarcie przyznał, że podatek jest wyliczany na tzw. oko. Poproszony o przygotowanie metodologii wyliczenia, najzwyczajniej odmówił i odpowiedział, że zawsze tak robił i nie będzie tego zmieniał. Na naszych oczach urzędnik odmówił wykonania polecenia ministra, który widząc zaskoczenie, powiedział: „wiecie, panowie, do własnego wojska się nie strzela". Jeżeli własne wojsko odmawia wykonania rozkazu, to trudno uprościć system.
Dlaczego ten aparat jest taki oporny? Z lenistwa?
Nie. Dlatego, że urzędnicy należą do sekty wyznawców arkusza kalkulacyjnego, z którego wynika, że jeżeli się obniży opodatkowanie, to spadają wpływy z tego tytułu. Takim arkuszem kalkulacyjnym są zawsze szantażowani posłowie z Komisji Finansów. W Polsce biblijne 10 przykazań wyrytych na kamiennych tablicach nie ma takiego posłuchu jak arkusz kalkulacyjny przyniesiony przez urzędnika Ministerstwa Finansów.
Czy te wszystkie problemy, które się ujawniły przy Polskim Ładzie, dadzą się pana zdaniem naprostować i w ostatecznym rozrachunku obywatele będą zadowoleni?
Liczy się pierwszy efekt. Zderzenie podatników z rzeczywistością doprowadziło ich do coraz większej konsternacji i odkrycia, że dotychczasowe zapewnienia rządu mogą być jednak nieprawdziwe. Polski Ład mógł być szansą na fundamentalną zmianę, w której wykorzystano by cyfryzację dla poprawy warunków do prowadzenia biznesu podobnie jak w Estonii, z której nieskutecznie próbuje się przeszczepić tzw. estoński CIT. Administracja powinna rozwiązywać problemy, a nie ich nam dostarczać i zabierać nam czas. Cyfryzacja bezskutecznie wprowadzana jest od dwóch dekad, bez zauważalnego efektu dla obywateli.
To co teraz należałoby zrobić?
Jedyną szansą dla partii rządzącej jest dzisiaj radykalny zwrot, taki jaki zrobiono kilka tygodni temu, gdy najpierw oświadczono, że nie ma przestrzeni do obniżki akcyzy na paliwa, a po kilku tygodniach okazało się, że można obniżyć nie tylko akcyzę, ale i VAT na energię, na żywność itd. Kryzys wymusza zmianę. Dzisiaj partia rządząca musi mieć alternatywę dla tego, co się właśnie dzieje w obszarze podatkowym, czyli dokonać radykalnego zwrotu. Najprostszym rozwiązaniem jest wprowadzenie vacatio legis na realizację zmian do 2023 roku i staranne ich przygotowanie.
Czyli?
Rząd powinien wreszcie uznać, że konieczne jest zwiększenie aktywności zawodowej i gospodarczej ludzi, co wymaga likwidacji wszelkich limitów dla niej, a nie skomplikowanych wzorów na ulgi. Dzisiaj jest już czas na zupełnie inne działania, np. powszechne zniesienie podatku dochodowego. Domknięcie tej systemowej zmiany, o której mówiliśmy, że już się zaczęła, mogłoby zatrzeć wizerunkową porażkę wywołaną przez Polski Ład.
Ale skąd rząd weźmie pieniądze, jeżeli nie z podatku dochodowego?
Rząd ma pod ręką prostsze rozwiązania, z których korzysta tylko w marginalnym stopniu. Naprawdę nie raz prezentowaliśmy gotowe rozwiązania, jak pozyskać te same pieniądze prościej, taniej i nie angażując społeczeństwa.
Boję się, że rząd nie pójdzie w tym kierunku.
Dlaczego? Skoro potrafił zmienić zdanie w sprawie akcyzy i VAT, to i w sprawie PIT może również. Kryzys, nie tylko wizerunkowy, sprawia, że niemożliwe staje się możliwe.
Andrzej Sadowski
Ekonomista, współzałożyciel i prezydent Centrum im. Adama Smitha. Członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie. W PRL organizował Towarzystwo Gospodarcze, współtworzył z Mirosławem Dzielskim i Aleksandrem Paszyńskim Akcję Gospodarczą.