W momencie pisania tego artykułu Łukasz Mejza był nadal wiceministrem sportu – ponad dwa tygodnie po pojawieniu się w Wirtualnej Polsce artykułu na jego temat. Znalazły się w nim dobrze udokumentowane zarzuty: firma obecnego posła miała oferować kłamliwe metody leczenia najcięższych chorób. Wcześniej wypominano mu, że zwlekał ze złożeniem oświadczenia majątkowego. Posłem jest od marca 2021 roku.
Premier Morawiecki zdążył z nim porozmawiać, ale bez organizacyjnych konkluzji. Z kolei Jarosław Kaczyński odkładał rozmowę z parlamentarzystą, jak długo mógł. Powód jest prosty: głos Mejzy jest potrzebny do zachowania kruchej większości Zjednoczonej Prawicy. Chociaż jego pozostawienie w rządzie także może mieć swoją cenę, zważywszy, że swoiste ultimatum z żądaniem jego dymisji postawił Paweł Kukiz, teoretycznie także w imieniu dwóch swoich kolegów, potrzebnych, aby PiS mógł wygrywać głosowania. Mejza miał z kolei straszyć premiera złożeniem mandatu poselskiego. Do Sejmu wszedłby w takim przypadku kolejny na liście kandydat opozycyjnej Koalicji Polskiej (czyli PSL ze sprzymierzeńcami).
No właśnie, opozycja czyni dziś z Mejzy symbol niegodziwości i korupcji obecnego układu rządowego. Tymczasem to typowy polityczny wędrowniczek, samorządowiec, który zdążył współpracować z antypisowskim do bólu prezydentem Nowej Soli, a dziś senatorem Wadimem Tyszkiewiczem, otarł się też o ruch Kukiza, a w końcu jako przedstawiciel Bezpartyjnych Samorządowców z województwa lubuskiego dostał miejsce na liście od ludowców i wszedł do parlamentu po śmierci byłej minister Jolanty Fedak. Już na Wiejskiej szybko przerzucił się na stronę Zjednoczonej Prawicy. Zaproszono go do Partii Republikańskiej Adama Bielana, a w konsekwencji do Ministerstwa Sportu, którym kieruje kolejny po Bielanie odstępca od Porozumienia Jarosława Gowina Kamil Bortniczuk.
Akces Mejzy do obozu rządowego wydaje się jedną więcej transakcją polityczną, nawet jeśli przez kilka ostatnich miesięcy poseł zdążył dać się poznać jako złotousty obrońca racji ekipy Kaczyńskiego i Morawieckiego. Skądinąd były wolty jeszcze bardziej malownicze – jak choćby wędrówka posłanki Moniki Pawłowskiej z Lewicy poprzez Porozumienie Gowina do PiS. W przypadku Mejzy zysk szybko zmienił się jednak w kłopot.
Kaczyński przeprowadził operację pozbycia się z rządu Gowina, stawiającego twarde warunki dotyczące m.in. kształtu Polskiego Ładu. Efektem jest jednak zmiana formalnej i w miarę spójnej koalicji z Solidarną Polską i Porozumieniem w układankę, w której prezes PiS stał się zakładnikiem małych i dziwnych grupek (samo Porozumienie obrodziło dwoma osobnymi środowiskami politycznymi), a nawet poszczególnych osób. Takich właśnie jak Mejza.