„Młody Matczak”. Przebłyski w balangowej ciemni

Kariera Michała Matczaka, Maty, to dowód na dominację rapu w polskiej popkulturze.

Publikacja: 22.10.2021 16:00

„Młody Matczak”. Przebłyski w balangowej ciemni

Foto: PAP, Marcin Bielecki

Mówimy przecież o 21-latku, który przedstawił się mainstreamowi dwa i pół roku temu i od razu wszedł na szczyt. Jednocześnie na nowo zdefiniował myślenie o tym, co szczytem popularności w ogóle jest. Raper ma na koncie największy pojedynczy koncert w polskiej historii gatunku, jest również pierwszym Polakiem (pomijając zmarłych klasyków) z dwoma milionami słuchaczy na Spotify, a jego sukcesy zostały zauważone również poza krajem.

Krytyczne głosy sugerujące, że to ojciec (znany profesor i radca prawny) utorował mu drogę, powinny natrafić na pusty śmiech. Owszem, Mata miał kapitał kulturowy i jest z zamożnej rodziny, ale to aż tyle i zarazem tylko tyle. Bo to dzięki talentowi, pomysłowości, ciężkiej pracy i zrozumieniu gustów znalazł się tu, gdzie jest. A jestem niemal pewien, że gdyby cynicznie zaczął chodzić na pasku cudzych, rozbudzonych oczekiwań, rósłby jeszcze szybciej. Im częściej jednak media i pobieżni słuchacze chcą go zamknąć w pewnych ramach, tym mocniej stara się bronić swojej niezależności twórczej. I nie zawsze wychodzi mu to na dobre, o czym przekonuje „Młody Matczak".

Czytaj więcej

Mata, Matczak kontra reszta świata

Debiutancki album „100 dni do matury" (2020) imponował dojrzałością, dlatego jego następca dziwi niepoważnością. Wolta stylistyczna, mimo podprowadzających ją singli, dokonała się gwałtownie, przez co nie brzmi jak logiczne następstwo pewnego procesu. A ten faktycznie zaistniał. Jego fazy można prześledzić, wsłuchując się w niepozorną EP-kę „100 dni po maturze" (2021), która nie pojawiła się w szerokiej dystrybucji. Pójście w piosenkowość i bardziej doraźne treści to nie tylko usiłowanie odzyskania młodości. To także próba zdeptania opinii o byciu rzekomym głosem pokolenia, formułowanych głównie przez publicystów, którzy spoglądają w kierunku rapu tylko wtedy, gdy czegoś od niego chcą i forsują wnioski bez znajomości całościowej dyskografii danego twórcy.

Obrona przed jednowymiarowym traktowaniem przyniosła krążek dużo słabszy niż debiut. Jego największą bolączką jest niejasna wizja tego, czym miałby ostatecznie być. Rozpoczyna się bowiem od swobodnego utworu „IKEA", który sugeruje konceptualną płytę związaną z wyprowadzką z domu i wejściem w prawdziwą dorosłość, a ekspresyjny „Blok" utwierdza odbiorcę w tym kierunku. Szerszy pomysł szybko okazuje się pozorny, bo już kolejny utwór, czyli „Skute bobo", to aż za prosty treściowo hymn na cześć marihuany. Tu po raz pierwszy i niestety nie ostatni siła liryki niknie w oparach gęstego dymu.

Zawęża się też zakres tematyczny tekstów. Nie byłoby to niczym złym, gdyby tylko kolejne wątki raper opisywał w ciekawy sposób. „Młody Matczak" cierpi jednak na niedobór spostrzeżeń, które zostawałyby na dłużej w głowie. Posępny, traktujący o lękach i reperkusjach nocnego życia „Kurtz" z udziałem Taco Hemingwaya, emocjonalne, choć wyciszone „67-410", będące listem do zmarłego dziadka, tęskne, dotyczące pandemicznego życia młodych ludzi „2001", zwiewne, po ludzku sympatyczne „Kiss Cam", czy brana już tysiąc razy pod lupę „Patoreakcja" – cóż, to nieliczne jasne światełka w tej balangowej ciemnicy. Mimo autorskiego rysu zagadnienia związane z korzystaniem z coraz większej sławy, chęcią złapania oddechu, rozjechaniem się kolegów po świecie oraz uczuciem do wybranki za bardzo pobrzmiewają głosami wielu innych raperów. Szkoda, bo ucho Maty do bitów, plasujących się między gatunkowymi szkołami, bez obaw zwracające się w kierunku pop-rapu, wciąż jest czujne. A pod względem warsztatu wokalnego Matczak poszedł nawet do przodu, wykazując się sensownymi zmianami tempa i przejściami oraz lepszymi partiami podśpiewywanymi.

Czytaj więcej

Michał Płociński: „Patointeligencja” i patodebata

Przy wszystkich niedoborach nie można sprowadzać tego materiału do wydarzenia popkulturowego, które wyłącznie dyskontuje sukcesy i sprawnie kumuluje fanów, posiłkując się znanymi gośćmi (Quebonafide czy Malik Montana). To bowiem nadal wysoka półka z gatunku. Jednak od tak utalentowanych ludzi można jednak wymagać czegoś więcej niż krążka, który ma mocne przebłyski, ale całościowo nie elektryzuje. Nawet jeśli oni sami na takie oczekiwania reagują alergicznie.

„Młody Matczak”, Mata, SBM Label

Mówimy przecież o 21-latku, który przedstawił się mainstreamowi dwa i pół roku temu i od razu wszedł na szczyt. Jednocześnie na nowo zdefiniował myślenie o tym, co szczytem popularności w ogóle jest. Raper ma na koncie największy pojedynczy koncert w polskiej historii gatunku, jest również pierwszym Polakiem (pomijając zmarłych klasyków) z dwoma milionami słuchaczy na Spotify, a jego sukcesy zostały zauważone również poza krajem.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi