To Donald Tusk pierwszy zrozumiał, że dla politycznego sukcesu kluczowe jest powiązanie politycznego wyboru z aspiracjami do awansu, ale to Jarosław Kaczyński rzeczywiście do tego awansu doprowadził. Prawo i Sprawiedliwość znalazło się w pułapce własnego sukcesu. Doprowadziło do rzeczywistego, a nie tylko deklaratywnego awansu swoich wyborców. Dokonało społeczno-gospodarczej, ale też politycznej rewolucji. Zwiększając grono osób partycypujących w demokracji, poszerzyło granice faktycznego narodu politycznego. I dziś stoi przed groźbą pożarcia przez dzieci tej rewolucji.
Magiczne zarządzanie aspiracjami
Ponad dekadę temu Rafał Ziemkiewicz przedstawił jedną z celniejszych diagnoz polskiej publicystyki politycznej ostatnich dekad. Pozwala ona lepiej zrozumieć fenomen dwóch kadencji rządów Platformy Obywatelskiej, ulotności epizodu „pierwszego rządu PiS" i źródła wieloletniego przekonania, że formacja Jarosława Kaczyńskiego naznaczona jest piętnem „niewybieralności".
W bodaj najbardziej lapidarnej formie streścił ją w książce wywiadzie przeprowadzonym przez Rafała Geremka, gdzie tak tłumaczył fenomen sukcesu Donalda Tuska: „W odpowiednim momencie zdał sobie sprawę, że dominującą w naszym społeczeństwie emocją przestaje być resentyment, a staje się nią aspiracja do awansu. Zdał sobie sprawę, krótko mówiąc, że cham pójdzie za kimś, kto mówi »my, chamy, złoimy wam, inteligentom i elitom, tyłki«. Ale jeszcze chętniej pójdzie cham za tym, kto do niego, chama, powie: »my, inteligenci i elity, złoimy wam, chamy, tyłki...« (...) To było genialnie proste. Mówiąc językiem spotów kampanii z 2007, Kaczyński pokazywał »salon« i mówił ? »zagłosujcie na mnie, to ja ten salon rozpędzę kijem«. A Tusk odpowiadał: »zagłosujcie na mnie, to ja was do tego salonu wprowadzę«. Musiał wygrać, bo to był ten właśnie moment, kiedy Polakom zaczynało być lepiej, i niczego nie chcieli tak mocno, jak awansu".
Wypalenie się mitu epoki Tuska, w której wystarczy „dobrze głosować", by zaspokoić swoje aspiracje, zajęło osiem lat
Mechanizm awansu społecznego miał się, wedle celnej według mnie optyki Ziemkiewicza, odbywać nie za pośrednictwem faktycznego awansu, ale wedle magicznej zasady rytuału przejścia. Charakterystyczna była pointa kluczowego spotu kampanii 2007 roku – tego o dobrze zarabiających lekarzach i pielęgniarkach, bezpiecznych drogach, stadionach i pływalniach, które „mogą udać się u nas, skoro udało się w Irlandii". Donald Tusk pointował go: „Polaków też stać na swój cud gospodarczy. Musimy tylko wygrać te wybory". Nieważne kim jesteś, ile zarabiasz i jak żyjesz. Jeżeli rozumiesz, że powinieneś głosować na Platformę Obywatelską i powstrzymać Jarosława Kaczyńskiego – należy ci się wyższy status społeczny. Udział w awansie społecznym, dostęp do lepszych usług publicznych czy partycypacja we wzroście gospodarczym nie wydarzą się z tytułu cięższej pracy, ambitnych reform czy strukturalnych przeobrażeń państwa. Wydarzą się i staną twoim udziałem, jeżeli oddasz głos na Platformę.