W rozmowie z dziennikarzami internetowego magazynu Daily Beast Diego nie chce zdradzać swojego prawdziwego imienia. Weteran kolumbijskich sił specjalnych chce w ten sposób uniknąć potencjalnych problemów u obecnego pracodawcy. Mężczyzna przez osiem lat był zatrudniony w prywatnej firmie ochroniarskiej. „Twoje zadania zależą od prawa państwa, w którym pracujesz, od twojego treningu i od tego, kto jest twoim klientem. Możesz po prostu stać i pilnować rurociągów albo możesz walczyć" – opowiada dziennikarzom. Zapytany, czy on sam jako najemnik kiedykolwiek brał udział w konflikcie zbrojnym, zaczyna się śmiać. „Byłem komandosem, a to przyciąga pewną specyficzną grupę klientów. Wyciągnijcie z tego wnioski" – mówi Diego. Mężczyzna jest jednym z setek Kolumbijczyków, byłych wojskowych, partyzantów i członków paramilitarnych bojówek, którzy od lat świadczą swoje „usługi" prywatnym firmom, rządom albo grupom przestępczym. Można ich spotkać niemal w każdym zakątku globu, od Afganistanu, przez Irak, po Meksyk i Honduras.
Morderstwo na zlecenie
7 lipca około godziny pierwszej w nocy grupa kilkudziesięciu ubranych na czarno i uzbrojonych mężczyzn podeszła pod bramę górującej nad Port-au-Prince rezydencji prezydenta Haiti. Na nagraniach opublikowanych przez „Washington Post" słychać, jak krzyczą oni do strażników po angielsku, by ci położyli się na ziemi i zachowali spokój, bo trwa właśnie operacja DEA (amerykański Urząd ds. Walki z Handlem Narkotykami). Według ustaleń haitańskich śledczych droga od bramy do pałacu była usłana łuskami, co oznacza, że napastnicy oddali wiele strzałów.
To, co działo się po wejściu mężczyzn do budynku, wiadomo m.in. z opowieści żony prezydenta. Martine Moise, która sama została ciężko ranna, opowiada, że jej mąż został przez zamachowców „podziurawiony". Zgodnie z jej zeznaniami atak nastąpił tak szybko, że nie zdążył on nawet „wypowiedzieć ani jednego słowa". Jovenela Moise'a postrzelono łącznie 12 razy. Większość pocisków trafiła w klatkę piersiową. Prezydent miał także ranę w okolicach oka oraz złamaną kość ramienną i kostkę. Znaleziono go leżącego na plecach w zakrwawionej koszuli.
W ciągu doby od zamachu haitańskie służby ustaliły, że uczestniczyło w nim 26 kolumbijskich najemników. 18 z nich zatrzymano, trzech zabito, a kilku innych wciąż jest poszukiwanych. W większości byli to żołnierze – od szeregowego do pułkownika – którzy odeszli z armii w latach 2018–2020. Podczas obławy zabity został również sierżant Duberney Capador. Jak pisze „New York Times", to on miał poinformować kolegów z wojska o tym, że firma ochroniarska szuka ochotników do „misji" na Haiti. W szturmie na pałac prezydencki uczestniczyli też byli komandosi i członkowie specjalnej jednostki antyterrorystycznej AFEUR, specjalizującej się m.in. w odbijaniu zakładników oraz ochronie VIP-ów.
Według śledczych jednym z mózgów całej operacji był mieszkający na Florydzie, a pochodzący z Haiti lekarz z prezydenckimi aspiracjami Christian Sanon. To on za pomocą firmy CTU z Miami miał zwerbować Kolumbijczyków. O zorganizowanie zabójstwa podejrzewany jest także były haitański urzędnik Joseph Felix Badio.