„W dziwnym i niezwykłym roku 2020 powstał zwierzęcy przewodnik po podświadomości miasta" – wyjaśnia autorka, mieszkająca w Bru (jak nazywa to miasto) już 15 lat. Co ważne, „jest w Brukseli beznadziejnie zakochana", „nienawidzi oczywistych atrakcji turystycznych", za to woli szukać miast podziemnych. „Dwoistość, podwójność – to cecha Brukseli" – pisze Plebanek i może dlatego niemal każdy rozdzialik kończy zdaniem „Może tak. A może nie".



Przywołuje opowieści, legendy, także fakty – z historii dalekiej (okrucieństwa epoki Leopolda II i belgijski kolonializm w Kongu) i niedawnej, mieszając je z osobistymi doświadczeniami. Wędruje po jego zakrzywionych ulicach, po których ludzie „nie biegną, tylko chodzą". Dociera do miejsc nieoczywistych („dzielnice bogaczy nie mieszczą się na mojej mapie Brukseli, na mapie serca. Oni są go pozbawieni"). Zauważa nikły proces feminizacji nazw: „w Brukseli 43 procent skwerów, placów i ulic ma patronów, z czego kobiety stanowią tylko 6 procent", ale i że „karambol stereotypów napiera z różnych stron". Przyznaje, że istnieje „aksamitny rasizm", czyli „pogarda w białych rękawiczkach, założenie, że na wschodzie Europy króluje cyrylica i niedźwiedzie polarne", a także, że placu Luksemburskiego z tłumem pracowników unijnych brukselczycy unikają jak ognia: „Nic tu po nich, tym bardziej że średnia krajowa zarobków w Belgii ma się nijak do pracownika UE".

„Magia Bru to legendy, psychodeliczność, zrywanie się z obroży definiujących ją określeń, bycie pomiędzy, życiodajne meandrowanie". W tej eseistycznej wielości czytelnik może zdecydować, co zabrać ze sobą.