Fascynował rozległością zainteresowań, szokował sposobem bycia. Przyjaciele wspominają go jako wielkiego eksperymentatora i prekursora. Pozostawił po sobie kilkaset wierszy, sztuk i przedstawień, choć najbardziej znane są teksty jego piosenek. Żadne z tych utworów nie zostały jednak nigdy wydane w formie zbioru czy nawet tomiku. Dziś zapomniany, trochę w cieniu pozostałych założycieli słynnego Teatru na Tarczyńskiej: Mirona Białoszewskiego i Lecha Emfazego Stefańskiego. Po rozpadzie TnT napisał teksty do kilku przedstawień Klubu Stodoła – w tym legendarnego „Króla Ubu", był szefem artystycznym jednej z najlepszych grup bluesowych w Polsce – Gramine, ale i fotografikiem, rysownikiem, malarzem, znawcą przyrody.
Bogusław Choiński, przez znajomych nazywany Bogusiem, urodził się w Warszawie 19 lutego 1925 r. Gdy miał 11 lat, rodzice przeprowadzili się do domu w podwarszawskiej Zielonce. Uczęszczał do jednej z najstarszych szkół średnich stolicy – Liceum im. Władysława IV na warszawskiej Pradze. Maturę zdał w czasie okupacji na tajnych kompletach w Technikum Drzewiarskim. W styczniu 1945 r. został wcielony do 3. Pomorskiej Dywizji Piechoty, z którą dotarł aż do Berlina. Z wojny wrócił z maszyną do pisania. To na niej napisał niemal wszystkie swoje wiersze, piosenki, sztuki; a nawet przepisywał teksty kolegów. „Boguś pomagał konkurencji. Jako jedyny w swoim gronie posiadacz maszyny do pisania przepisywał wiersze Mironowi [Białoszewskiemu – red.], a Swenowi [Czachorowskiemu – red.] – jego długaśne poematy" – zapamiętała Teresa Choińska, pierwsza żona poety.
Wiele osób wybaczało mu jego czasami chimeryczne zachowania jako geniuszowi w każdym wymiarze: literatury, poezji, wiedzy, którą posiadał. Czytał wszystko, co mu w ręce wpadło; raz przeczytał i pamiętał. – Czegokolwiek człowiek nie ruszył – to on wszystko wiedział. Miał świetną pamięć i potrafił to ująć w bardzo zgrabne strofy poetyckie – mówi „Plusowi Minusowi" Tomasz Bielski, współautor tekstów z Choińskim, pisanych w latach 70. – Był także geniuszem, jeżeli chodzi o różnego rodzaju preparaty, które miały służyć poszerzaniu świadomości w dobrej sprawie – dodaje.
Profesor Wszędobylski
Zanim Choiński został tekściarzem, autorem sztuk, które nie schodziły z afisza warszawskiej Stodoły – rozpoczął karierę jako dziennikarz.
Zaraz po wojnie publikował teksty – obok Mirona Białoszewskiego czy Jana Gałkowskiego (jednego ze swoich późniejszych współpracowników) – w „Akademiku", periodyku wydawanym nieregularnie przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Następnie trafił do „Świata Młodych", gdzie już w pierwszym numerze z 7 lutego 1949 roku znajduję jego tekst „Głosy w dżungli" o mądrości murzyńskiego plemienia Aszantów, z ilustracjami Henryka Chmielewskiego (przyszłego Papcia Chmiela). Początkowo 24-letni Choiński zajmuje się pisaniem reportaży: z Żelazowej Woli z okazji roku chopinowskiego, o wojennych sierotach znajdujących swe miejsce w młodzieżowej rolnej spółdzielni produkcyjnej w Szychowicach, o trasie W-Z. Dość szybko odnajduje się jednak na łamach młodzieżowego tygodnika – tworząc swoje alter ego. Kolejny tekst o wytopie stali w piecu martenowskim opatrzony zostaje tytułem: „Co profesor Wścibinos widział przez kobaltową szybkę". W ten sposób udaje mu się połączyć swoje zamiłowanie do lasu i przyrody z pisaniem. Powstają teksty o wiosennej równonocy, o ptakach, o zwalczaniu szeliniaka (chrząszcz) w lasach iglastych, o tym, że każdy może być wynalazcą. Choiński zostaje kierownikiem działu naukowego „Świata Młodych", a koledzy redakcyjni tytułują go: profesor Wszędobylski.