Dr Tomasz Witkowski: Psychologia w kryzysie, choć popularna jak nigdy

Zaledwie pół roku temu świat obiegła informacja, że Philip Zimbardo sfałszował słynny stanfordzki eksperyment więzienny. Teraz nie zdołano powtórzyć kilkunastu kolejnych badań, na których opierają się podręczniki psychologii. Dlaczego więc usługi i studia psychologiczne cieszą się coraz większą popularnością?

Publikacja: 18.01.2019 09:30

Dr Tomasz Witkowski: Psychologia w kryzysie, choć popularna jak nigdy

Foto: Getty Images

Ile fałszywych banknotów w obiegu powoduje, że waluta staje się bezużyteczna? Jaki odsetek fałszywych haseł w Wikipedii doprowadziłby do całkowitej kompromitacji tego źródła informacji? Jaki procent bubli w produkcji sprawia, że ludzie przestają kupować produkty konkretnej firmy? Ile nieprawdziwych informacji może opublikować gazeta, zanim zacznie tracić zaufanie czytelników? 10 procent? 20? Czy jedna czwarta to już zbyt wiele? Jedna trzecia? A co powiecie o połowie?

Przypuszczalnie większość czytelników odrzuci ostatnie propozycje, a dla znacznej części nawet 10 proc. wyda się możliwością zbyt przesadzoną. Są jednak dziedziny oferujące nam połowę bubli spośród swoich dokonań i one nie tylko nie tracą na popularności, ale zdobywają w coraz większe uznanie. Z pewnością należy do nich psychologia.

Jeszcze dobrze nie opadł kurz po skandalu, jaki wybuchł w 2015 roku po ogłoszeniu wyników Reproducibility Project, w którym na 100 powtórzonych eksperymentów psychologicznych te same wyniki udało się uzyskać zaledwie w 36, kiedy w listopadzie 2018 roku opublikowano rezultaty kolejnego projektu: Many Labs 2. Tym razem zespołowi 186 autorów reprezentujących 36 różnych narodowości udało się powtórzyć rezultaty w połowie z 28 replikowanych znanych eksperymentów. I mowa tutaj nie o jakichś tam podrzędnych badaniach, ale o badaniach, których wyniki były wielokrotnie cytowane przez innych autorów, prezentowane podczas wystąpień TED, uzyskując wielomilionową oglądalność; które znalazły swoje miejsce w podręcznikach i kanonie nauczania psychologii, stanowią podstawę wielu decyzji podejmowanych zarówno w odniesieniu do jednostek, jak i całych grup społecznych.

Między innymi nie udało się potwierdzić efektu Lady Makbet, polegającego na tym, że podobnie jak bohaterka dramatu Szekspira prześladowana wspomnieniami własnych zbrodni była przekonana, że na jej rękach widać ślady krwi, tak badani, proszeni o przypomnienie sobie jakiegoś swojego zachowania związanego z naruszeniem norm moralnych, mieliby mieć silniejszą tendencję do zachowań związanych z przywracaniem i utrzymywaniem fizycznej czystości. Nie uzyskano również potwierdzenia wyników, które miały pokazywać, że ludzie wychowujący się z rodzeństwem są bardziej altruistyczni od jedynaków. Zawiodły także próby potwierdzenia wyników eksperymentów, podczas których miano wykazać, że badani wykonujący zadania związane z wykorzystywaniem słów określających ciepło są bardziej skłonni do wiary w globalne ocieplenie niż ci, którzy wykonywali zadania związane z wykorzystaniem słów określających zimno.

Z powodzeniem natomiast zreplikowano badania Daniela Kahnemana, laureata Nagrody Nobla, który wraz z Amosem Tverskym odkrył tzw. efekt framingu, polegający na tym, że ludzie, mając te same dane, podejmują różne decyzje w zależności od kontekstu, w jakim te dane im zaprezentowano. Many Labs 2 potwierdziło również wyniki badań z 2007 roku nad tzw. dylematem wagonika. Podobnie jak w pierwotnym eksperymencie, tak i tym razem większość badanych uznała za niedopuszczalne wepchnięcie jednej osoby na tory, aby zatrzymać wagonik mogący zabić pięć innych osób.

Za chwilę pewnie, podobnie jak miało to miejsce w 2015 roku, rozdrażnieni tymi wynikami uczeni zaczną formułować swoje poglądy odnośnie tego, czy połowa to dużo czy mało, i korzystając ze swojej inteligencji (i publicznych środków umożliwiających im taką aktywność), znajdą na uzasadnienie własnego zdania dziesiątki argumentów. Zanim jednak oplecie nas sieć pokrętnych interpretacji, warto przyjrzeć się tej sytuacji, korzystając ze zwykłego zdrowego rozsądku, który większość z nas chroni przed korzystaniem z waluty, kiedy wiemy, że do obiegu wprowadzono zbyt dużo fałszywych banknotów.

Kto krzyczy: sprawdzam!

Tym, co wyróżnia naukę spośród innych sposobów zdobywania wiedzy, jest między innymi replikacja – powtarzanie obserwacji i eksperymentów przeprowadzonych przez innych uczonych. Dzięki replikacji wiemy, że uczony, który ogłosił jakieś odkrycie, nie popełnił błędu lub nas nie oszukał. Wielokrotne powtarzanie badań w różnych warunkach pozwala sprawdzić, czy mamy do czynienia z trwałym zjawiskiem, niezależnym od upływu czasu lub od różnych zmiennych czynników, jakie w trakcie badania tego zjawiska mogły mieć miejsce. Dopiero odkrycia przepuszczone przez takie gęste sito weryfikacji powinny trafić do podręczników i na stałe wzbogacić kanon wiedzy danej dziedziny.

Powinny... Praktyka wygląda zgoła inaczej. Powtarzanie czyichś badań nie cieszy się w psychologii (jak i w wielu innych dziedzinach) wielkim poważaniem. I choć ostatnie lata przyniosły pewne zmiany, to nadal o wiele trudniej publikuje się wyniki replikacji niż badań oryginalnych. Wielu uczonych niechętnie patrzy na tych, którzy „sprawdzają innych". Trudniej zdobyć fundusze na badania replikacyjne. No i wreszcie, nie ma możliwości odkrycia czegoś nowego, czym zyska się szacunek i uznanie w środowisku.

Sytuacja przypomina trochę tę panującą wśród malarzy, gdzie doskonałych kopistów ceni się dużo niżej niż twórców oryginalnych. Z tą różnicą, że malarze dostarczają radości naszym oczom, a nie tworzą system wiedzy, której zastosowania mają dalekosiężne skutki. Wszak w rezultacie takiego „twórczego" uprawiania nauki otrzymujemy podręczniki zawierające treści w dużym stopniu zafałszowane; co więcej, wykształceni na nich ludzie podejmują decyzje o innych na potrzeby sądowe: wyrokują o poczytalności, o wiarygodności świadków, przesądzają o losie dzieci rozwodzących się rodziców; stawiają fałszywe diagnozy, decydując o życiu chorych psychicznie pacjentów, umożliwiają uzyskanie pozwolenia na broń, wydają zaświadczenia o przydatności (lub jej braku) do wielu zawodów...

To, co replikował projekt Many Labs 2, dotyczy stosunkowo niedawnych odkryć. Niektórzy obrońcy psychologii mogą podkreślać, że nauka potrzebuje czasu, aby sprawdzić swoje odkrycia, a to, na czym się opieramy w psychologii stosowanej, to wyniki dobrze sprawdzone przez dziesięciolecia. Nic bardziej mylnego. Zaledwie pół roku temu świat obiegła informacja o fałszerstwach popełnionych przez Philipa Zimbardo podczas przeprowadzania słynnego stanfordzkiego eksperymentu więziennego. W jego przypadku przez blisko pół wieku nie zdołano ujawnić oszustw i skorygować wniosków opublikowanych w niemal wszystkich podręcznikach psychologii! Podobnie od czasu przeprowadzenia przez Stanleya Milgrama słynnych eksperymentów nad posłuszeństwem wobec autorytetu minęło ponad pół wieku do momentu, kiedy Gina Perry, australijska psycholog i pisarka, opublikowała książkę „Behind the Shock Machine" (2012), ujawniając przekłamania i błędy odnoszące się do jego eksperymentów. Jej odkrycia w żaden sposób nie wstrząsnęły zawartością podręczników do nauczania psychologii, które nadal relacjonują wersję tych eksperymentów zaproponowaną przez Milgrama. Tego typu sytuacji jest dużo więcej.

Richard Griggs, psycholog z Uniwersytetu na Florydzie, od lat bada podręczniki psychologii pod kątem rzetelności zawartych w nich treści. W kilkudziesięciu artykułach, które od lat publikuje systematycznie na łamach czasopisma „Teaching of Psychology", ujawnia przekłamania dotyczące znanych w psychologii przypadków, eksperymentów i innych badań. I tak opisy niektórych powtarzane są bezrefleksyjnie od początku XX wieku i kopiowane w kolejnych wydaniach popularnych podręczników z wieku XXI. W ich przypadku czas nie pomógł w gruntownym sprawdzeniu pierwotnych doniesień. Ale Griggs nawet w połowie nie jest tak znany i lubiany, jak popularni fałszerze wyników badań. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego inspektor ochrony przeciwpożarowej nigdy nie znajdzie się na pierwszych stronach gazet, choćby przez 25 lat dzięki jego pracy na podległym mu obszarze nie wybuchł ani jeden pożar. Niezmiernie rzadko, jeśli w ogóle, bohaterami zostają ludzie pracowici i zapobiegliwi, sprzątający bałagan po innych.

Paradoks popularności

Być może połowa fałszywych banknotów w obiegu stanowi jakiś problem dla waluty, podobnie jak fałszywe informacje dla wiarygodności źródeł informacji. Nie dotyczy to jednak psychologii. W tym roku Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne ogłosiło, że psychologia cieszy się popularnością większą niż kiedykolwiek w historii. Co roku około 1,6 mln studentów rozpoczynających studia w USA wybiera kurs wprowadzenia do psychologii, i ta liczba rośnie. Prognozy zatrudnienia dla psychologów mówią o 19-proc. wzroście zapotrzebowania na psychologów do 2024 roku. Podobnym zainteresowaniem cieszą się studia psychologiczne i usługi oferowane przez psychologów w Europie. Czy ten wzrost zainteresowania odbywa się pomimo kiepskiej kondycji badań, czy dzięki niej? A może oba przypuszczenia są prawdziwe?

Historia uczy nas, że w psychologii, jeśli tylko ktoś dba o karierę medialną, niezwykle trudno podważyć jego twierdzenia. Warto wspomnieć chociażby Zygmunta Freuda, który sfałszował większość z 18 przypadków histerii, które stanowiły fundamenty jego koncepcji. Mimo tych fałszerstw jest traktowany jako jeden z ojców współczesnej psychologii. Nie mniej skuteczny w głoszeniu swojej bardzo ułomnej koncepcji stresu był Hans Selye. Ta, odrzucana przez naukowców, teoria na stałe zdominowała psychologię i trudno wyobrazić sobie, jaka siła byłaby w stanie doprowadzić do zmian we współczesnym myśleniu o stresie.

Podobnie dzięki intensywnej współpracy z mediami Philipowi Zimbardo udało się za sprawą jednego kiepskiego, a na dodatek sfałszowanego, eksperymentu zdobyć pozycję wśród elity współczesnych psychologów. Wygląda na to, że dzisiaj niewiele się zmieniło. Medialne gwiazdy udzielające prostych odpowiedzi na trudne pytania rzadko bywają detronizowane. A jeśli tak, to dlaczego psychologia – królowa mediów – miałaby czuć się zagrożona kiepską jakością wyników swoich badań?

Z kolei coraz większą popularnością w dzisiejszych czasach cieszą się profesje pozbawione jakiejkolwiek odpowiedzialności. O ile przedsiębiorca ponosi pełną odpowiedzialność za swoje prognozy i decyzje, o tyle najemni pracownicy banków są już od niej wolni, bo koszty ich błędów ostatecznie ponoszą klienci. Inżynier przeprowadzający obliczenia konstrukcji mostu musi się liczyć z tym, że w przypadku katastrofy stanie przed sądem, ale już ekonomista publikujący codzienne analizy sytuacji gospodarczej nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności. Konsekwencje jego braku rzetelności poniosą ci, którzy opierając się na tych analizach, niewłaściwie zainwestują swoje pieniądze.

W tym krajobrazie zawód psychologa jawi się jako cudownie oczyszczony z wszelkiej odpowiedzialności. Psychoterapeuta ochoczo przyznaje się do pacjentów, których stan poprawił się podczas terapii, wskazując jednocześnie na niską motywację swoich klientów w sytuacji niepowodzenia. Od psychologa diagnosty nie otrzymacie żadnych gwarancji, a skutki błędów psychologa sądowego dotkną bez wyjątku podsądnych lub strony postępowania.

W sytuacji takiego idealnego połączenia medialnej popularności z abolicją odpowiedzialności za skutki własnych działań trudno oczekiwać spadku popularności psychologii. Z tej perspektywy zatrważające wyniki Many Labs 2 są bardzo dobrą wiadomością dla wszystkich uprawiających ten zawód. Przecież to jeszcze jedno wyborne wyjaśnienie braku spodziewanych efektów ich działań. Czy mogą być lepsze, jeśli nauka dostarcza tak niepewnych wyników?

A jak to wpłynie na sytuację naukowców? Cóż, ci pewnie zaśpiewają znany od dawna refren o tym, jak młoda to nauka, jak bardzo złożonym obiektem się zajmuje, że w innych dziedzinach bywa jeszcze gorzej, że wszystko to świadczy o tym, że w nauce działa zdrowy mechanizm samokorygujący... A potem zajmą się przygotowaniem wniosku o jeszcze jeden grant badawczy, przeprowadzą kolejne eksperymenty i opublikują następne wyniki, których z 50-proc. prawdopodobieństwem nikt nie zdoła powtórzyć. Kryzys? Jaki kryzys?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Ile fałszywych banknotów w obiegu powoduje, że waluta staje się bezużyteczna? Jaki odsetek fałszywych haseł w Wikipedii doprowadziłby do całkowitej kompromitacji tego źródła informacji? Jaki procent bubli w produkcji sprawia, że ludzie przestają kupować produkty konkretnej firmy? Ile nieprawdziwych informacji może opublikować gazeta, zanim zacznie tracić zaufanie czytelników? 10 procent? 20? Czy jedna czwarta to już zbyt wiele? Jedna trzecia? A co powiecie o połowie?

Przypuszczalnie większość czytelników odrzuci ostatnie propozycje, a dla znacznej części nawet 10 proc. wyda się możliwością zbyt przesadzoną. Są jednak dziedziny oferujące nam połowę bubli spośród swoich dokonań i one nie tylko nie tracą na popularności, ale zdobywają w coraz większe uznanie. Z pewnością należy do nich psychologia.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich