[b] A ja myślałam, że chodziło o skojarzenie ze styropianem, na którym sypiał Wałęsa w stoczni. [/b]
No, obawiam się, że był to ten sam styropian...
[b] Nie bardzo jednak wierzę, że „Biało-czerwoną”, wielką wystawę z polskim kontekstem, prezentowaną w Gagosian Gallery w Nowym Jorku dwa lata temu, zrobił pan tylko po to, aby pokazać, że historyczno-narodowe symbole nic nie znaczą.[/b]
No, gdybym zupełnie nie wierzył, że jest w nich jakiś potencjał znaczeniowy, nie poświęcałbym temu projektowi paru lat. Interesuje mnie sztuka narodowa i nacjonalistyczna w czasach, kiedy nie musimy już sięgać po narodowe symbole. Skompromitowana przez systemy totalitarne jak faszyzm czy komunizm jest chyba ostatnim tabu współczesnej sztuki.
[b]
To dlatego następny pana orzeł – Bez Tytułu (Orzeł Stacha) – był stylistyczną repliką pracy Stanisława Szukalskiego, artysty-emigranta, który chciał odnowy sztuki narodowej? [/b]
Cała sztuka Szukalskiego osadzona była w Polskiej tradycji i historii. Czerpał właściwie wyłącznie z mitologii Polski Piastów. Pikanterii dodaje oczywiście fakt, że od około 1939 r. mieszkał nie w Polsce, a w USA, gdzie jego prace były kompletnie niezrozumiałe. Był tak zafascynowany Polską, narodem, językiem, że jeszcze w latach osiemdziesiątych, po wyborze Jana Pawła na papieża, napisał do niego list, w którym przekonywał go, że język polski jest ojcem wszystkich języków – całkiem na poważnie. Pokazanie repliki rzeźby Szukalskiego na wystawie „Biało-Czerwona” traktowałem jako metaforę syzyfowej pracy polskiego artysty, tworzącego hermetycznie narodową sztukę w nie swoim kraju. Taka była cala twórczość Szukalskiego, taka była także moja nowojorska wystawa.
[b] Czy nowojorska wystawa „Biało-czerwona”, w której odwoływał się pan do bardzo polskich spraw, m.in. do powstania warszawskiego, była tam w ogóle zrozumiała? [/b]
Nasza historia jest zupełnie nieznana dla przeciętnego widza w Nowym Jorku. Zdarzało się, że ludzie myśleli: „Powstanie w getcie”, bo nie słyszeli w ogóle o powstaniu warszawskim, co dla nas jest nie do pomyślenia. Jednakże chodziło mi mniej o odczytywanie narodowych treści, a bardziej o odbiór formy. I to się raczej udało.
[b] No tak, nawet gdy tworzy pan obrazy i obiekty w biało-czerwonych barwach, nie są opisowe, tylko mówią znakami i uniwersalną ekspresją gestu, trochę jak z Marka Rothko czy Jaspera Johnsa. Kiedyś Cattelan zapytał pana w wywiadzie, czy czuje się pan Europejczykiem czy Amerykaninem. Zdziwił się pan, dlaczego nie pyta o narodowość. Jak pan się sam przedstawia? [/b]
Jestem polskim artystą mieszkającym w Nowym Jorku.
[b] A wydawałoby się, w czasach globalizacji miejsce pochodzenia nie ma dla artysty znaczenia, że liczy się tylko międzynarodowa kariera. [/b]
To prawda, że świat się skurczył, bez problemu można mieszkać w kilku miejscach świata naraz. W świecie sztuki identyfikacja narodowa zaczęła funkcjonować wyłącznie jako element stylistyczny. I są artyści pracujący usilnie nad tym, żeby ich narodowość nie była odczytywana z ich prac. Nie czują konieczności budowania na niej swojej tożsamości. Ale ja nie mam ochoty rezygnować z czegoś, co może okazać się dodatkowym źródłem nieporozumienia w odbiorze tego, co robię.
[b] Podobno zamierza pan następną wystawę zrobić w Zachęcie w Warszawie? [/b]
Tak, planujemy ją na 2012 rok. Chciałbym pokazać na niej starsze prace nieoglądane w Polsce, a także zupełnie nowe.