Odrzucona oferta prof. Zdzisława Krasnodębskiego (PiS, Zjednoczona Prawica) wobec Ewy Kopacz (PO, Koalicja Europejska), aby odbyć debatę w języku angielskim (lub niemieckim), to trochę symboliczny przyczynek do problemu kompetencji w europejskich wyborach.
Oboje są jedynkami w okręgu wielkopolskim, stąd debata między nimi byłaby naturalna. Ale jeśli prof. Krasnodębski chciał zawstydzić formację konkurentki, to wszelkie uogólnienia są tu nie na miejscu. Ogłoszono dopiero co, że angielskiego uczy się pilnie inna była premier – z formacji profesora – Beata Szydło. Wraz z nią robią to minister Beata Kempa (dwójka PiS na Dolnym Śląsku) i wicemarszałek Sejmu Beata Mazurek (dwójka PiS w Lubelskiem). Niedawno minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński, jedynka w Zachodniopomorskiem, nie chciał odpowiadać na pytania po angielsku na konferencji prasowej. Byłoby wręcz perwersją oferować rozmowę w tym języku byłemu ministrowi rolnictwa Krzysztofowi Jurgielowi, dwójce na Podlasiu itd., itp.
Wszyscy królowie nadzy?
Oczywiście, można prowokację Krasnodębskiego rozumieć inaczej, jako przywracanie symetrii w postrzeganiu obu ugrupowań. Trudno zapomnieć sztuczkę dziennikarza Tomasza Lisa, który jako prowadzący program w TVP, posłał przed wyborami europejskimi w 2009 r. ekipę, aby na Wiejskiej egzaminowała z angielskiego napotkanych kandydatów do europarlamentu. Natknięto się na samych prawicowców i jednego ludowca. Spytany w studio, dlaczego nie poproszono na egzamin nikogo z PO czy SLD, Lis, śmiejąc się, objaśnił, że nikogo takiego jego dziennikarze nie spotkali.
Krasnodębski przypomina niniejszym, że wszyscy królowie są nadzy, nie tylko jeden. Nie jest to specjalnie dziwne w państwie, gdzie Donald Tusk już jako kandydat na formalnie najwyższy unijny urząd czuł się w obowiązku zapewniać, że musi dopiero „polish his English", będąc uprzednio przez prawie osiem lat szefem rządu. Oczywiście, braki językowe są czym innym w przypadku sześćdziesięciolatka, czym innym u trzydziestolatka – z powodu polskich zaszłości historycznych. Ale też te braki, do nadrobienia po latach kariery, symbolizują szerszy problem – selekcji kadr wysyłanych do europarlamentu.
Przypatrując się jedynkom na listach PiS, można zauważyć, że ludzie posiadający formalne kompetencje w tematyce europejskiej lub choćby międzynarodowej, to osiem osób na 13. Są to: Anna Fotyga, Karol Karski, Jacek Saryusz-Wolski, Adam Bielan, Witold Waszczykowski, Zdzisław Krasnodębski, Tomasz Poręba, Jadwiga Wiśniewska.