Adwokaci upalonego diabła

Polska Sieć Polityki Narkotykowej. Warto zapamiętać tę brzmiącą niegroźnie nazwę, warto poznać tę organizację działającą bez oficjalnej rejestracji. Warto przyjrzeć się, czym naprawdę się zajmuje i kto ją finansuje.

Publikacja: 24.05.2014 02:11

„Zażyj dawkę swoich praw”: mocny materiał instruktażowy, przygotowany z dotacji budżetowej przez Pol

„Zażyj dawkę swoich praw”: mocny materiał instruktażowy, przygotowany z dotacji budżetowej przez Polską Sieć Polityki Narkotykowej

Foto: Plus Minus

„Dla jednych to Bóg zesłał rośliny, abyśmy z nich korzystali, dla innych stworzyła je natura po to, aby ludzie mogli z nich czerpać. Tylko człowiek potrafi popaść w absurd i występować przeciwko Bogu i Naturze" – piszą organizatorzy XI Marszu Wyzwolenia Konopi, który w tę niedzielę przemaszeruje przez Warszawę. Nie ukrywają, że będą „agitować za legalizacją". Chętnie widzieliby na manifestacji rodziny z dziećmi: „Też zaczynaliśmy się interesować sprawą nielegalności konopi, będąc niepełnoletnimi!".

Wolne Konopie zachęcają też do zabrania z sobą „tego czegoś" i trzymania owej niewymienionej z nazwy substancji w dłoni. Wtedy można „to" łatwo rozsypać lub zjeść nawet na oczach „stróżów prawa".

W korowodzie będzie jechał palikotowy „gandziobus". A wśród uczestników także działacze Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej, która niepostrzeżenie, dzięki pieniądzom z fundacji George'a Sorosa i wsparciu wpływowych mediów, zepchnęła na margines zasłużony w walce z narkomanią Monar. Zdominowała debatę publiczną na temat narkotyków i w miejsce „polityki antynarkotykowej" wylansowała pojęcie „polityki narkotykowej". Oficjalnie, rzecz jasna, nie postulując legalizacji marihuany. A nieoficjalnie?

Zażyj dawkę praw

Kwiecień 2011, Senat zajmuje się ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii, nowelizującą przepisy narkotykowe tak, że w praktyce znoszą odpowiedzialność karną za posiadanie niewielkiej ilości marihuany. Senator PiS Stanisław Piotrowicz komentuje: „Ta ustawa jest ukłonem w kierunku narkobiznesu. Na komisji praworządności i praw człowieka i petycji był obecny lobbysta. Zarejestrowany lobbysta działał w imieniu fundacji »Więcej przestrzeni«. Pytam: Dla kogo więcej przestrzeni?".

Co robił tam lobbysta? Piotrowicz: – Przedstawiał pogląd, który zresztą pojawia się bardzo często w mediach, pogląd, który miał nas oswoić z narkotykami, w szczególności z narkotykami miękkimi, twierdząc, że marihuana to używka jak wiele innych, jak choćby alkohol, że jesteśmy na jej punkcie przewrażliwieni, że jej szkodliwość się w Polsce demonizuje. Z tego, co pamiętam, taki to miało wydźwięk.

Senator zapamiętał też, że wywiązała się dość dynamiczna polemika między nim a ówczesnym ministrem sprawiedliwości Krzysztofem Kwiatkowskim, gorącym orędownikiem złagodzenia przepisów. – Ja stałem na stanowisku, że ustawa de facto storpeduje ściganie handlu narkotykami, i uważałem nowelę za niepotrzebną, zwłaszcza że już wcześniej obowiązujące prawo dopuszczało umorzenia takich spraw ze względu na niską szkodliwość czynu. Tymczasem ta kontrowersyjna nowelizacja teoretycznie chroniąca przed odpowiedzialnością jakiegoś ucznia, który zapalił trawkę, w praktyce po prostu ułatwia uniknięcie odpowiedzialności przez dilerów – przypomina senator.

Na tę grę komputerową polski rząd (za pośrednictwem Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii) zapłacił w ubiegłym roku Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej 30 tys. zł. Ciekawy tytuł przyciąga uwagę: „Zażyj dawkę swoich praw". W treści wprost instruktaż, jak uniknąć odpowiedzialności karnej przy zatrzymaniu przez policję, gdy posiada się niewielką ilość narkotyków: „Gdzieś w Polsce..." – zaczyna się dwuminutowa agitka. Zadymiony klub pełen młodzieży, para (dziewczyna przypadkiem w barwach „maryśkowych") snująca plany na przyszłość: dyplomy z wyróżnieniem, mieszkanie, praca, labrador. I podróże. Niestety, w realu także joint i interwencja policji. – Mówimy w tej grze, jakie prawa mają uzależnieni – tłumaczy Agnieszka Sieniawska, przewodnicząca Komitetu Sterującego Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej.

PSPN w krótkim, bo kilkuletnim, „życiorysie" ma już na koncie ostre ataki na Monar, między innymi za upór przy klasycznych metodach terapeutycznych. Sieć niemal jawnie wzywa, aby przynajmniej nie zwiększać dotacji na Monar. Ale „zasługą" PSPN jest też wkład w złagodzenie ustawy, przeciwko której protestował nie tylko senator Piotrowicz.

Szefowa Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej Agnieszka Sieniawska do organizacji trafiła, bo „interesowała się problematyką osób uzależnionych", wobec których „polski system prawny był bardzo restrykcyjny". Dziś na swoim oficjalnym profilu szczyci się wpisem: „Autorka części prawnej dwóch raportów Rzecznika Praw Osób Uzależnionych z 2011 r. i z 2013 r. Brała udział w pracach nad zmianą prawa narkotykowego, którego nowelizacja weszła w życie w grudniu 2011 r.".

Sieniawską i całe PSPN w dziele tym wspierały bardziej znani ludzie, członkowie Rady Programowej organizacji, m.in. prof. Jerzy Vetulani – psychofarmakolog, neurobiolog i biochemik w Zakładzie Biochemii Mózgu w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie, „zwolennik depenalizacji narkotyków dla osób pełnoletnich, a także wprowadzenia w Polsce medycznej marihuany", Ewa Woydyłło-Osiatyńska – doktor psychologii i terapeuta uzależnień pracująca też w Fundacji im. Stefana Batorego, Marek Balicki – lekarz psychiatra, polityk lewicy, minister zdrowia w gabinetach Leszka Millera i Marka Belki, Piotr Pacewicz, dr psychologii i były wicenaczelny „Gazety Wyborczej", a także Ewa Wanat, dziś naczelna Polskiego Radia RDC, wcześniej TOK FM.

3 kilogramy na własny użytek

PSPN tak się przedstawia: „Polska Sieć Polityki Narkotykowej została powołana w 2008 r. przez grupę specjalistów pracujących z uzależnionymi od narkotyków. Są w niej terapeuci, lekarze, prawnicy, pracownicy służby więziennej, pracownicy socjalni, pedagodzy, przedstawiciele organizacji pozarządowych oraz użytkownicy środków psychoaktywnych. Razem działają na rzecz zmiany prawa narkotykowego w Polsce – jednego z najbardziej restrykcyjnych w Europie".

Szefowa PSPN podkreśla, że jej organizacja podpisuje się pod programem Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii (nic dziwnego, skoro to jej organizacja ma na ten program coraz większy wpływ), i zapewnia, że nie postuluje legalizacji narkotyków „miękkich": – Jesteśmy zwolennikami filozofii tzw. redukcji szkód, czyli że wyeliminowanie ze społeczeństwa narkotyków jest po prostu niemożliwe, więc jako racjonalne państwo powinniśmy przynajmniej dążyć do jak największej redukcji szkód z nimi związanych – stwierdza.

Czego PSPN o sobie głośno nie mówi? Choćby o swoim polityczno-ideowym zapleczu. Od środowisk Krytyki Politycznej, przez Palikota, Kalisza („Polska Sieć Polityki Narkotykowej oraz biuro posła Ryszarda Kalisza zapraszają  na konferencję prasową pt. »Na świecie dekryminalizacja narkotyków staje się faktem«"), Kwaśniewskiego i Palikota – po Stowarzyszenie Wolne Konopie. I o medialnym wsparciu – od „Gazety Wyborczej", przez komercyjne radia i telewizje, po ponoć szacownego „Newsweeka", gdzie były prezydent Kwaśniewski już z okładki kajał się z podpisu pod „restrykcyjną" ustawą narkotykową z 2000 r., w artykule pod tytułem „Dajcie Korze spokój" (Jackowskiej, która sama miała kłopoty z prawem z powodu „niewielkiej ilości marihuany na własny użytek", a właściwie na użytek swojej suczki Ramony).

Niezwykłe poparcie mainstreamowych mediów dla nowoczesnego i postępowego kursu „antynarkotykowego" było i jest faktem. Przykładem choćby konkurs dziennikarski zorganizowany przez Międzynarodowy Program Polityki Narkotykowej w Open Society Foundations, gdzie nagrodzeni zostali jedynie autorzy „postępowych" tekstów, z tym o Kwaśniewskim i Korze – na czele. Rzućmy okiem na tytuły: „Dziennik Bałtycki" – nagrodzony za wywiad z Tomkiem Lipińskim z zespołu Tilt „Nie siejmy paniki wokół trawy", TOK FM – za wywiad z Eduardo Vergarą „My nie przegrywamy wojny z narkotykami. My ją przegraliśmy", „Krytyka Polityczna" – za wywiad z Ruth Dreifuss pt. „Pierwszy krok do dobrej prewencji to dekryminalizacja". Nawet reportaż „Gazety Wyborczej" pt. „Warszawka na trawce", który pod płaszczykiem lekkiej krytyki pary, która zaczęła od doniczki z krzaczkiem marihuany, a skończyła na plantacji – nie wprost, ale jednak relatywizował.

Z badań „GW" wynika, że dziś wciąż ponad 75 proc. Polaków nie życzy sobie legalizacji marihuany, a co czwarty badany wciąż jest przeciwko niekaraniu za posiadanie.  Jednak podczas ubiegłorocznej wielkiej debaty w „Gazecie Wyborczej" na temat narkotyków pod hasłem: „Wojna antynarkotykowa na świecie poniosła klęskę. Pora wyciągnąć wnioski i zmienić postępowanie", pogląd większości był w przeważającej mniejszości.  Nad naszym restrykcyjnym państwem, wraz z zagranicznymi, słusznymi rzecz jasna gośćmi, płakali m.in.: Kora Jackowska („O końcu wojny nie możemy mówić, bo końcem wojny byłaby legalizacja i edukacja"), Kamil Sipowicz, Maciej Stasiński z „GW" („W Urugwaju jest projekt ustawy, który uprawę, obrót i konsumpcję marihuany zalegalizuje pod kontrolą państwa"), Krzysztof Kwiatkowski („Ale może udawało się skutecznie ścigać dilerów narkotykowych? Nie"), Marek Balicki („Polityka powinna mieć cele realistyczne, a nie nierealistyczne") czy Aleksander Kwaśniewski („Pora na zmiany. Trzeba przyjąć nową politykę"), patrząc jednocześnie z zazdrością na sukcesy na polu narkotykowym gdzieś hen, w stepach Patagonii.

Widzący problem inaczej – m.in. szefowa Monaru Jolanta Łazuga-Koczurowska czy przedstawiciele policji – zostali zepchnięci na margines. Policjant okazał się bardziej asertywny i w końcu nie wytrzymał naporu postępowców. Rzucił: – Mówi się o tym, że za jednego jointa ludzie są karani. Zatrzymujemy człowieka, który ma 2–3 kilogramy. – Po co to panu? – pytamy. – Na własny użytek.

Deszcz pieniędzy ?od Sorosa

Nadmiar „słusznego" entuzjazmu potrafi zaszumieć w głowach na samą myśl o  wolnym joincie. Jeden z największych ogólnopolskich portali informacyjnych puścił już wodze fantazji do tego stopnia, że policzył, iż polski budżet mógłby zyskać na legalizacji marihuany 22 mln zł rocznie (doliczając rzecz jasna VAT i inne obowiązkowe ciężary). „Jeśli nasi politycy wezmą przykład z Urugwaju czy amerykańskiego stanu Kolorado, miliardy złotych będą mogły pójść na łatanie dziury budżetowej" – szalał portal. A skoro – jak wskazały mu źródła ze Stowarzyszenia Wolne Konopie – Polacy spalają około 500 ton marihuany, to minister Mateusz Szczurek powinien zabiegać o legalizację tej rozwojowej branży przemysłu rolno-spożywczego.

Skoro o pieniądzach mowa... Skąd takie grupy mają środki na działania, o jakich nawet nie marzy Monar, największa organizacja i najbardziej zasłużona w dziedzinie pomocy uzależnionym? Jolanta Łazuga-Koczurowska, przewodnicząca Monaru: – Wygląda na to, że ta opcja, która ma pomysł, żeby liberalizować przepisy karne, medykalizować terapię, oswajać ludzi z marihuaną jako niegroźną używką, jest ewidentnie lansowana. Można by rzec, że próbować lansować można wszystko, tymczasem mnie najbardziej zastanawia to, że są na ten lans środki. Komuś, kto je zapewnia, musi bardzo zależeć, żeby „nową politykę narkotykową" wypromować u nas skutecznie.

Wtóruje jej rzecznik Monaru Przemysław Bogusz: – Polska Sieć Polityki Narkotykowej nie jest fundacją, spółką ani nawet stowarzyszeniem. Nie ma KRS, zarządu, który odpowiada przed przepisami kodeksowymi. My zaś, jako stowarzyszenie, musimy np. publikować różnego typu dokumenty, z których każdy może się dowiedzieć, ile i na co mamy pieniędzy i jakie są ich źródła. W przypadku PSPN takiej wiedzy nie ma.

Co na to PSPN? – Rzeczywiście, nie funkcjonujemy w żadnych ramach prawnych, jesteśmy inicjatywą obywatelską – przyznaje Agnieszka Sieniawska, przewodnicząca PSPN. – O takiej formule zadecydowali inicjatorzy powołania organizacji, którzy uznali, że skoro jesteśmy ruchem społecznym, do którego każdy może się przyłączyć, to nie potrzebujemy takich formalności.

Nie ma formalności, ale skądś znajdują się pieniądze. PSPN organizuje konferencje prasowe, eventy, opracowuje analizy i raporty, także konferencje międzynarodowe, jak choćby ostatnio, jak czytamy na stronie Sieci, w połowie maja we Wrocławiu międzynarodowa interdyscyplinarna konferencja „Od rozpoznania do leczenia w uzależnieniach", na którą zaproszono gości z zagranicy, m.in. „wybitnego eksperta Roberta Newmana z Beth Israel Medical Center w Nowym Jorku". Działalność z takim rozmachem musi kosztować. Sieniawska: – Ściśle współpracujemy ze stowarzyszeniem Jump '93 i w skład tego stowarzyszenia wchodzi dwójka członków Komitetu Sterującego PSPN. Za jego pośrednictwem występujemy np. o dotacje czy granty. Administratorem całej naszej działalności jest Jump '93.

A cóż to takiego Jump '93? Kolejna podobna, tym razem oficjalnie zarejestrowana grupa: „Stowarzyszenie pacjentów programów substytucyjnych". Siedziba: „Centrum Dialogu – My, Narkopolacy". W statucie wśród licznych celów działania mamy nieśmiało wpisane „promowanie realistycznej polityki narkotykowej" i „wszechstronna pomoc (...) osobom używającym narkotyki".

W działalność Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej zaangażowana jest liczna grupa ludzi. Część z nich to wolontariusze (część z nich, jak podkreśla szefowa inicjatywy, to osoby skazane na karę pozbawienia wolności), a część jest opłacana w ramach umów-zleceń lub o dzieło (jak choćby sama Sieniawska, która mówi, że w PSPN zarabia od 2 do 3,5 tys. zł miesięcznie). – Część pieniędzy, jakie pozyskujemy, pochodzi np. ze szkoleń dla policjantów i prokuratorów – wskazuje Sieniawska. Szkoleń – dodajmy – podczas których działacze tłumaczą stróżom prawa m.in., jak interpretować przepisy w interesie osób złapanych z narkotykami.

Agnieszka Sieniawska wymienia trzy główne źródła finansowania swojej organizacji. Jednym z nich jest wspomniane stowarzyszenie Jump '93, drugie to Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii, czyli agenda rządowa. Jak informuje szefowa PSPN, stąd pochodzi ok. 20–30 tys. rocznie, głównie na poradnictwo prawne, do tego 12 tys. zł rocznie na... poradnictwo w akademikach (zorganizowano „dyżury polegające na udzielaniu porad prawnych oraz tych z zakresu profilaktyki i redukcji szkód, a także rozdawaniu interesujących materiałów dotyczących narkotyków"). 30 tys. zł w ubiegłym roku PSPN otrzymała od rządowej agencji na wspomnianą już grę komputerową.

Natomiast zagranicznym, a równocześnie najpoważniejszym źródłem finansowania PSPN jest Open Society Foundation. – Stąd otrzymujemy od 30 do 35 tysięcy dolarów rocznie – mówi Agnieszka Sieniawska.

Cóż to jest Open Society Foundation? Fundacja szerząca w Europie, głównie środkowej i wschodniej, „otwarte, obywatelskie ideały" George'a Sorosa, kontrowersyjnego amerykańskiego finansisty, bywalca Klubu Bilderberg i filantropa. I za jego pieniądze.

Ja się poważnie zastanawiam, dokąd my idziemy z tą polityką antynarkotykową – mówi Jolanta Łazuga-Koczurowska. – Monar był zawsze i jest apolityczny i my nie uczestniczymy w gremiach rządowych, nie wiemy, kto i co komu podpowiada i kto podejmuje decyzje. Powstają jakieś nowe organizacje, które sobie uzurpują prawo do opiniowania poważnych, wymagających wiedzy i doświadczenia zagadnień, ich narracja dominuje w mediach, które najwyraźniej są im szczególnie przychylne. Nie wiemy, kto te organizacje finansuje, kto łoży na te różnego rodzaju raporty, które są potem szeroko omawiane jako autorytatywne, na które nas, w Monarze, choć jesteśmy największą tego typu organizacją, nie byłoby stać.

Rzecznik Monaru Przemysław Bogusz ironizuje: – PSPN prowadzi np. Biuro Rzecznika Praw Osób Uzależnionych. To tak, jakby jakiś chory na grypę nagle ogłosił się rzecznikiem praw chorych na grypę, postulując zmiany w sposobie leczenia grypy. To taka mniej więcej konstrukcja, nieumocowana w żadnych przepisach, regulacjach. Tymczasem gdybym ja obwołał się rzecznikiem praw chorych na grypę, nikt poważnie by mnie nie potraktował, a „rzecznik praw osób uzależnionych" jest zapraszany do mediów, gdzie występuje w roli autorytetu i eksperta, choć nim nie jest, bo nie ma nawet fachowego przygotowania i nie ma żadnej legitymacji do tego, żeby w takiej roli występować.

PSPN deklaruje, że postuluje nierestrykcyjną, ale skuteczną politykę „antynarkotykową", tymczasem można odnieść wrażenie,  że prowadzi – świadomie lub nie – politykę „narkotykową". Bo efekt jest odwrotny do zamierzonego. – Tutaj akurat nie trzeba spekulować – wskazuje Przemysław Bogusz. – Wystarczy zajrzeć w zestawienia, które publikuje Krajowe Biuro Przeciwdziałania Narkomanii i badania, które dotyczą używania narkotyków np. wśród młodzieży, i tu mamy tendencję taką, że jeszcze kilka lat temu w Polsce notowano spadek, natomiast odkąd zaczęła się ta cała liberalna kampania prowadzona przez takie organizacje jak PSPN, ale też wspierana przez niektórych polityków i liczne grono artystów i celebrytów, że marihuana jest cool, wskaźniki idą wyraźnie w górę.  Byłoby naiwnością nie dopatrywać się związku między tymi dwoma zjawiskami.

Młyn w głowach

Jolanta Łazuga-Koczurowska twierdzi, że nie umie zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi ludziom związanym z PSPN. – Może o pieniądze, może o kariery, może o to, by się wyróżniać, że się jest takim postępowym? Może o politykę? Najmniej w tym wszystkim widzę poważnego pochylania się nad realnym problemem narkomanii.

I dodaje: – Kraj, który chciałby ograniczyć konsumpcję substancji psychoaktywnych, musiałby lansować pewne wartości. Tymi wartościami powinno być życie bez tych substancji. Tymczasem robi się młodym ludziom co najmniej młyn w głowach. W okresie dorastania to się na młodych ludziach zemści. Bo każdy mówi coś innego, w związku z tym młodzież myśli sobie: „Ta marihuana to najwyraźniej nic złego".

Tymczasem niczym niezrażona PSPN donosi: „Już ponad 25 państw zdecydowało się na wprowadzenie dekryminalizacji, czyli odstąpienia od polityki karania na rzecz polityki leczenia i profilaktyki. Zmiany te dzieją się niemal na naszych oczach i postępują z roku na rok – w Brazylii dekryminalizacja została wprowadzona w roku 2006, w Czechach w 2010, w Estonii w 2002, w Portugalii w 2001, w Urugwaju zaś oraz dwóch stanach USA w ostatnim roku prawo poszło o krok dalej, a zatem zalegalizowało sprzedaż i konsumpcję marihuany. Polska, niestety, w tym kontekście przedstawia się bardzo niekorzystnie".

Wiadomo. Ciemnogród. I Monar.

Wypowiedzi bohaterów tekstu są nieautoryzowane

„Dla jednych to Bóg zesłał rośliny, abyśmy z nich korzystali, dla innych stworzyła je natura po to, aby ludzie mogli z nich czerpać. Tylko człowiek potrafi popaść w absurd i występować przeciwko Bogu i Naturze" – piszą organizatorzy XI Marszu Wyzwolenia Konopi, który w tę niedzielę przemaszeruje przez Warszawę. Nie ukrywają, że będą „agitować za legalizacją". Chętnie widzieliby na manifestacji rodziny z dziećmi: „Też zaczynaliśmy się interesować sprawą nielegalności konopi, będąc niepełnoletnimi!".

Wolne Konopie zachęcają też do zabrania z sobą „tego czegoś" i trzymania owej niewymienionej z nazwy substancji w dłoni. Wtedy można „to" łatwo rozsypać lub zjeść nawet na oczach „stróżów prawa".

W korowodzie będzie jechał palikotowy „gandziobus". A wśród uczestników także działacze Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej, która niepostrzeżenie, dzięki pieniądzom z fundacji George'a Sorosa i wsparciu wpływowych mediów, zepchnęła na margines zasłużony w walce z narkomanią Monar. Zdominowała debatę publiczną na temat narkotyków i w miejsce „polityki antynarkotykowej" wylansowała pojęcie „polityki narkotykowej". Oficjalnie, rzecz jasna, nie postulując legalizacji marihuany. A nieoficjalnie?

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi