Mord na redaktorach „Charlie Hebdo" dokonany przez islamskich terrorystów słusznie spotkał się z powszechnym oburzeniem i potępieniem. Okoliczności tej zbrodni dają jednak asumpt do ważnych pytań dotyczących najważniejszych wartości leżących u podstaw zachodniego świata, w tym zasady wolności słowa oraz jej granic. „Pochwała obrażania" Agnieszki Kołakowskiej („Plus Minus" 31.01–1.02.2015) to tekst w najlepszym sensie prowokujący – dający do myślenia i zapraszający do rozmowy. Są zaproszenia, którym się nie odmawia.
Na wstępie warto zarysować całościową perspektywę, którą wyczytać można z tekstu i która zdaje się kierować refleksjami autorki. To obraz naszego świata, w którym istotną rolę odgrywają trzy czynniki. Pierwszym jest zideologizowany islam oraz płynące z jego strony zagrożenie, drugim postępująca duchowa degeneracja zachodniego świata, w którym panoszy się bezmyślność, polityczna poprawność i nihilizm, wreszcie trzeci punkt odniesienia to postawa Kościoła katolickiego. Tego pierwszego Kołakowska słusznie się obawia i przed nim przestrzega, tym drugim intelektualnie się brzydzi, od tego trzeciego wiele oczekuje, ale jednocześnie czuje się nim głęboko rozczarowana. To wszystko zaś przeniknięte jest ideałem zachodniej cywilizacji, jaki sama nosi głęboko w sercu: wizji wspólnoty szanującej autonomię jednostki oraz jej prawo do samodzielnego poszukiwania prawdy i wyboru własnej wizji dobrego, spełnionego życia. Bezpośrednim impulsem do napisania tego tekstu była – jak pisze autorka – wypowiedź papieża Franciszka potępiająca „Charlie Hebdo" za obrazę i prowokację zawierająca sugestię, że taka obraza wywołuje uzasadniony gniew i chęć odwetu.
W tekście Agnieszki Kołakowskiej odnajdziemy spostrzeżenia ważne i trafne oraz takie, które wydają się nie do końca przemyślane i wymagają krytycznego komentarza. Te pierwsze dotyczą wnikliwych obserwacji świata, który jest jej dostępny nie tylko za pośrednictwem mediów, ale bezpośrednio, jako osobie znającej realia Paryża czy Londynu. Te drugie dotyczą rozstrzygnięć bardziej zasadniczych, wręcz filozoficznych, i odnoszą się – mówiąc w skrócie – do Wolterowskiej sentencji: „Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć", sentencji, której autorka wydaje się przekonanym wyznawcą, a która bynajmniej nie jest wcale oczywista.
Fochy i wielki strach
Zacznijmy jednak od tych pierwszych. Kołakowska słusznie pisze o manipulacji słowem „obrażanie", o tym, że pojęcie to – podobnie jak i inne pojęcia, np. sprawiedliwości czy tolerancji – jest od lat wypaczane i wykorzystywane w polityce przez rozmaite grupy mniejszościowe do cenzurowania tego wszystkiego, co poddaje te grupy krytyce. Reguły świata politycznej poprawności wykorzystują ochoczo również islamiści, wysuwając coraz dalej posunięte żądania zmierzające ostatecznie do ujarzmienia Zachodu.
Szczególnie przejmujące są uwagi autorki dotyczące obywateli liberalnych demokracji, którzy już teraz zachowują się tak, jak gdyby żyli pod rządami islamistów. Wszechobecna autocenzura, gotowość – zanim jeszcze ktokolwiek się o to upomni – do usuwania rysunków świń z książek i wieprzowiny ze stołówek czy z drugiej strony – dodajmy – do zdejmowania krzyży, przerabiania kolęd czy nazw świąt na bardziej „neutralne", wynika ze strachu Europejczyków przed grupami wciąż jeszcze mniejszościowymi, ale emanującymi siłą i bezwzględnością swoich przekonań. Ta pełna lęku autocenzura – pozwolę tu sobie na własny komentarz – odzwierciedla świadomość ludzi, którzy zatracili „motywy życia i nadziei", zwątpili w siebie i dla zachowania tego, co jeszcze uznają za wartość, czyli własnego dobrobytu, gotowi są na wszelkie poniżenia w złudnej nadziei, że przyszli panowie ich świata, widząc ich gorliwą uległość, pozwolą im żyć w spokoju. To, innymi słowy, postawa tych, którzy postrzegają świat międzyludzki przez pryzmat „hierarchii dziobania", sami zaś wyznaczają sobie miejsce na jej niższych szczeblach. Oto, co pozostało z dumnej kultury Zachodu i przekonania o jej niewątpliwej cywilizacyjnej wyższości!
Przykładem takiej kapitulanckiej postawy jest pojęcie islamofobii – kolejna, analogiczna do homofobii, ideologiczna konstrukcja wymyślona przez lokalnych „pożytecznych idiotów", która ma ukrywać prawdziwą naturę islamu i delegitymizować jego krytykę. Rzecz w tym, że islamiści (podobnie zresztą jak wcześniej naziści czy komuniści) wcale nie ukrywają swoich celów – chcą zdominować Zachód i narzucić mu swoje prawo, religię i kulturę. Dlatego „ani rzeź w redakcji »Charlie Hebdo«, ani żaden z poprzednich zamachów wcale nie były reakcją na »obrazę«". Owszem, islamiści chętnie posługują się tym argumentem, by zyskać sprzymierzeńców wśród politycznie poprawnej zachodniej lewicy. Ale jest to tylko pretekst: „islamiści mordują, by pokazać, kto tu będzie rządził". Dlatego też, zdaniem Kołakowskiej, wprowadzanie zakazu bluźnierstw niczego nie załatwi, a popierający takie propozycje katolicy uczestniczą jedynie w grze islamistów, „a jest to gra, której nie można wygrać".
Islamofobia to kolejna ideologiczna konstrukcja wymyślona przez „pożytecznych idiotów"