Zauważyć należy i niestrudzenie powtarzać, że globalne ocieplenie jest pod wieloma względami rzeczą niezmiernie przydatną. Nie chodzi mi o to, że mniej ludzi będzie umierać z powodu zimna, że oszczędzimy na ogrzewaniu, że będą kwitnąć roślinki i drzewa (jeśli się przyjmuje, że przyczyną ocieplenia jest wzrost dwutlenku węgla w atmosferze, a przyczyną wzrostu dwutlenku węgla jesteśmy my) ani że – jeśli się przyjmuje, że ocieplenie jest przyczyną wzrostu opadów deszczu – afrykańskie pustynie zakwitną lub przeobrażą się w lasy (choć warto mieć na względzie badania opublikowane w piśmie „Nature Climate Change", które wykazały, że spowodowane przez gazy cieplarniane deszcze pokonały susze w Afryce Subsaharyjskiej).
Rzecz w tym, że na „globalne ocieplenie" można zwalać wszystko, także chorobę pieska i nagły zgon cioci Rózi. Jednocześnie można się domagać astronomicznych ilości pieniędzy w celu przeprowadzenia badań mających na celu wykazanie, że potrzeba jeszcze bardziej astronomicznych ich ilości w celu zwalczania ocieplenia. Mało kogo interesują fakty. Wszyscy (a zwłaszcza politycy) chcą się wykazać troską o środowisko. I drżą w obawie, że jeśli nie wykażą się dostateczną gorliwością, zostaną potępieni jako „negacjoniści", a może też (to najnowsza moda, o której za chwilę) porówna się ich do kreacjonistów.
Korzyści z takiej strategii nadal są ogromne – dla polityków, dla dziennikarzy, dla producentów zielonej energii, dla pośredników, dla instytucji, dla „badaczy" klimatu, dla „ekspertów" wszelkiej maści. I oczywiście dla dobrego samopoczucia. Bo jeśli nie ma problemu, to nie ma pieniędzy. Więc – nie bacząc na fakty – alleluja i do przodu.
Warto jednak sięgnąć po termin o większym zakresie niż „ocieplenie", a mianowicie po „zmianę klimatu". Na zmianę klimatu można – a nawet należy – zwalać, nie bacząc na fakty, wszelkie zmiany temperatur wszędzie, susze, powodzie, głód, deszcze, burze, huragany, ciepłe oceany, zimne oceany, zimne noce, wiatry ciepłe, wiatry zimne, ciepłe powietrze, zimne powietrze, troszeczkę za chłodne powietrze, pociągające za sobą potrzebę wdziania sweterka, zgon (w trybie nagłym lub nie) każdego misia polarnego i niezliczoną liczbę coraz to innych rzeczy. Ostatnio została ona uznana za odpowiedzialną także za wojnę w Syrii.
Nie ma dowodów? Tym gorzej
Za 50 lat ma być – czytamy prawie codziennie podobne przewidzenia, niedawno między innymi na łamach „Rzeczpospolitej" – o 5–6 stopni cieplej. A może tylko 3? A może aż 8? (To niebywałe, jak meteorolodzy, na ogół niezdolni do przewidzenia, czy jutro będzie padał deszcz, umieją z taką dokładnością przewidzieć, co będzie za 50 czy 100 lat). Oceany się ocieplają i pochłaniają więcej dwutlenku węgla. A może się oziębiają, może pochłaniają go mniej, nie wiadomo dokładnie, ale na pewno coś złego robią i komuś jakoś zagrażają. Ich poziom wzrasta i mieszkańcy rozmaitych wysp będą musieli rychło uciekać albo uczyć się żyć pod wodą. Nic wprawdzie na to nie wskazuje i niektóre z najbardziej ponoć zagrożonych wysp w okolicach Australii wręcz się powiększyły, ale może trzeba to rozumieć dialektycznie.