Marek Isański, Tomasz Kozłowski: Wielka mistyfikacja - przepisizm zamiast praw

W 2024 roku obywatele RP mieli aż za wiele okazji aby nabrać przekonania, że nad Wisłą sędziowie nie zawsze są sędziami, a prawo jest chaosem i „po prostu” przymusem danej władzy politycznej. I że nic stabilnego nie da się z tym zrobić. Spójrzmy wreszcie obywatelom w oczy mówiąc o prawie, wyjdźmy poza doraźne spory o praworządność (oczywiście jak najbardziej zrozumiałe), by ujrzeć całość obecnej ale i przeszłej kondycji Polski XXI, a w tym tak ważnego prawa. Inaczej takie czy inne rozwiązania będą pogłębiały zasadne w tym przypadku odczuwanie sytuacji bez nadziei.

Publikacja: 09.11.2024 11:39

Powstaje pytanie, dlaczego, mimo wspaniałych protestów obywatelskich i niezwykle ofiarnych aczkolwie

Powstaje pytanie, dlaczego, mimo wspaniałych protestów obywatelskich i niezwykle ofiarnych aczkolwiek nielicznych postaw sędziów mistyfikacja z prawem była w ogóle możliwa?

Foto: Adobe Stock

Antoni Macierewicz nam pokazał kiedyś jak zwyciężać mamy, a teraz - przy chichocie historii - jak nami manipulować. Wyciągnijmy z tego wnioski. Pokazał on jak zamienić mistyfikację w efektywny oręż polityczny. Co zrobił z katastrofą Smoleńską to już wiemy w pełni. Z punktu widzenia oddziaływania społeczno-politycznego on i jego mocodawcy osiągnęli sukces. To sukces ogromny – dwukrotne zwycięskie wybory i utrzymanie wywołania skrajnego podziału Polaków, podtrzymującego ten żywot polityczny. Tak zwana podkomisja Macierewicza nie miała w ogóle na celu wyjaśniania tej katastrofy - miała na celu zdobycie władzy. Jak nie wiadomo o co chodzi, to nie tylko chodzi o pieniądze, chodzi jeszcze o seks i o władzę. W każdym z tych przypadków, często łączonych, chodzi o to, iż na powierzchni nie widać tego prawdziwego celu. Z kolei ta sytuacja powoduje ogromne możliwości udanych manipulacji. Pozwala na używanie środków, które na pozór nic nie mają wspólnego z pożądanym celem, wręcz odwrotnie. Jednak w perfidny sposób umożliwiają jego realizację. Przyjaciel domu tylko pomaga, przecież nie po to, by uwieść żonę przyjaciela?

Czytaj więcej

Prokuratura zajmie się podkomisją smoleńską. Adam Bodnar powołał zespół śledczy

Podobnie zrobiono z innymi ważnymi elementami życia publicznego w Polsce. Zastawiono na nas pułapkę, znaleźliśmy się w potrzasku. Powiedzmy to wprost – to stara metoda „robienia z tata wariata”, tyle że wpisana w nowoczesne metody komunikacji. Wielka mistyfikacja dotknęła takich idei jak patriotyzm, tradycja narodowa, rola Kościoła w Polsce. Nie były one wybrane przypadkowo, miały się nawzajem wzmacniać, łącznie ze Smoleńskiem. Miały być „najmocniejsze”. Mistyfikacja polegała na „obronie” tych idei, a jak za dotknięciem nie tyle czarodziejskiej różdżki co różdżki czarownicy zamykała je w wygodnych dla siebie ramach. Taki drobiazg jak nasza tradycja tolerancji, otwartości na inne narody – choćby pierwszy na świecie (!) akt tolerancji religijnej (1573!), zabraniający władzom świeckim wspierania kleru w prześladowaniach religijnych w postaci Konfederacji Warszawskiej, wpisanej przez UNESCO na listę „Pamięć Świata”. Nie mówiąc współcześnie o Fundacji Olgierda Łukaszewicza, propagującej konieczność powszechnej edukacji proeuropejskiej w Polsce z postacią Jastrzębowskiego - jako prekursora w skali całej Europy - prawnej integracji europejskiej. Nie mówiąc o polskim racjonalizmie humanistycznym szkoły lwowsko-warszawskiej. I tak by jeszcze trzeba wymieniać i wymieniać. Wymieniać to wszystko, co wielka mistyfikacja dotycząca polskości zglajszachtowała albo zlikwidowała.

Prawo też zglajszachtowano, a w wielu obszarach zlikwidowano. Ale oczywiście z powołaniem się na powyższy zestaw „narodowo-katolickich wartości”, czyli nadal pozostając w obrębie wzajemnego wzmacniania różnych elementów mistyfikacji/manipulacji. Otóż wmówiono adresatom niebywale skutecznie że prawo to wola danej ekipy rządzącej w postaci ich przepisów prawa i kropka. Wmówiono adresatom, że stosowanie prawa to dosłowne czytanie tychże przepisów prawnych i to wedle pomysłu tejże ekipy rządzącej. Ową mistyfikację można określić mianem „przepisizmu”: sprowadzenia prawa do przepisów, wydawanych i interpretowanych przez samego siebie. Patrz kazus Zbigniewa Ziobro i jego „ochrona” przez pseudo-sędziów SN i TK, choć niestety tych przykładów jest aż nadto. Z przepisizmem jak z Macierewiczem: nie chodzi o prawo tylko o władzę.

To właśnie kryje się za obecnymi sporami o praworządność. Tu w ogóle nie chodzi o praworządność. Tu chodzi o polityczną wygraną w grze zakładającej maksymalne zniszczenie przeciwnika. A reguły gry polegają na wytworzeniu totalnej wrogości u ludzi, którzy nawet tego u siebie nie podejrzewali. Tu chodzi o spowodowanie, wywołanie kolejnego podziału społecznego. Tu nie chodzi o praworządność, to tylko przykrycie prawdziwego celu jakim jest władza. Niestety prawnicy, którzy wdają się w język tak prowadzonego sporu o praworządność stanowią realizację tej manipulacji, wchodząc w przepisizm. Potężnie wspierają możliwość powrotu mistyfikatorów do władzy. Spór o prawo i jego stosowanie staje się wielką mistyfikacją, a ta mistyfikacja staje się częścią praw przyjętych jako wytyczne polityki „dziel i rządź”. Wchodzą w dialog z Macierewiczem. W przypadku przepisizmu to wejście w dialog z łamiącymi bezczelnie Konstytucję. Za Stalina też było „prawo” i były „sądy”. Za Putina i Łukaszenki też jest „prawo” i też są „sądy”. Zauważmy: oburzamy się na uznających zamach ale nie oburzamy się na uznających przepisizm.

Powstaje kolejne pytanie, dlaczego, mimo tych wspaniałych protestów obywatelskich i niezwykle ofiarnych aczkolwiek nielicznych postaw sędziów mistyfikacja z prawem była w ogóle możliwa - patrz starzy sędziowie orzekający z nominatami absurdalnie niekonstytucyjnej KRS. To starzy sędziowie spowodowali, że ciężko jest tłumaczyć społeczeństwu, że neony nie są sędziami!! Otóż akurat piszący niniejsze słowa wiedzą dlaczego tak się stało. Wynika to z doświadczeń Fundacji Praw Podatnika (FPP), doświadczeń przeogromnych – niestety przeogromnych dla obywateli stających oko w oko z władzą i nie znajdujących ochrony w sądach.

Czytaj więcej

Bodnar ma gotowe wytyczne ws. neosędziów. Co będą robić prokuratorzy?

Świadomie koncentrujemy się na sądownictwie administracyjnym. Sądownictwo administracyjne nadal w powojennej Polsce jest traktowane marginalnie. A ma ono zasadnicze znaczenie dla ochrony praw obywateli, aby administracja ich nie naruszała, a ma ona do tego naturalną skłonność. Sądy administracyjne rozpatrują prawdziwe spory, chroniąc obywatela przed nadużywaniem prawa przez organy państwa. Sprawy karne to świat odrębny. Jedynie spory cywilne to zakres podobny do NSA, z tą istotna różnicą, że sprawy cywilne to głównie spory między obywatelami, jedynie sporadycznie między obywatelami a państwem, natomiast NSA to sztandar obrony obywateli przed państwem.

W ramach sądownictwa administracyjnego jeszcze łatwiej jest wykazać istotę współczesnego Prawa i to, jak ono zostało poddane mistyfikacji w postaci przepisizmu, akurat w tym przypadku jeszcze niezależnego od poprzedniej ekipy rządzącej. Sądownictwo administracyjne, mimo dotkliwych i tu roszad personalnych w tak zwanym słusznie minionym okresie, nie było tak frontalnie zaatakowane jak pozostałe obszary sądownictwa. Zadajmy retoryczne pytanie, czyżby dlatego, że tu już sam przepisizm powstał bez ingerencji rządzących albo raczej: jeszcze przepisizm się utrzymywał i nie trzeba go było wprowadzać ?

Akurat 100 lat mija od publikacji pomnikowej pracy Władysława Leopolda Jaworskiego: Nauka prawa administracyjnego. Po uwagach wstępnych jej pierwszy rozdział merytoryczny to Sądownictwo Administracyjne. Profesor Jaworski już wtedy nas uczył: bez zrozumienia istoty sądownictwa administracyjnego jako jedynej możliwości kontroli państwa w stosunku do obywatela w ogóle nie można zrozumieć sensu prawa administracyjnego. […] dla narodu, budującego swoje państwo, jest rzeczą podstawową zrozumieć, iż państwa nie zbudujemy, jeżeli nie wytworzymy prawa, i jeżeli tego prawa nie będziemy utrzymywać przy życiu, jeżeli go nie będziemy wypełniać. Sądownictwo administracyjne spełnia obydwa te zadania. Powołane do życia, aby kontrolować, czy prawo jest wykonywane, staje się siłą swego autorytetu jednym z najpotężniejszych czynników, tworzących prawo […].

Podczas s gdy w NSA przepisizm opanowało nie tylko do perfekcji. To literalna wykładnia jednego przepisu prowadząca do absurdalnie nielogicznych konsekwencji takich jak nakładanie podatku dochodowego bez uzyskania żadnego przysporzenia w majątku jak ma to miejsce w przypadku opodatkowywania zamiany mieszkań nabytych w darowiźnie na inne dobra. Czy też uczynienie z instytucji przedawnienia prawa administracji do nieoddawania obywatelom tego co mu niezgodnie z prawem zagrabił fiskus. Właśnie z powołaniem się na przedawnienie prawa do zwrotu nadpłaty. NSA na tym nie poprzestał, bo kreatywnie rozwinął pozbawianie obywateli konstytucyjnych praw poprzez tzw. przepisizm sądowy, czyli prawo/przepisy wymyślone przez ten sąd. Dotyczy to choćby uczynienia całkowitej fikcji prawnej z instytucji stwierdzenia nieważności decyzji ograbiających obywateli z majątku. NSA „wymyślił”, że rażące naruszenie prawa to jedynie rażące naruszenie prostego przepisu, a takich naruszeń w decyzjach okradających obywateli z majątku nie ma nigdy.

Doprowadziła do tego literalna, zawężająca wykładnia art. 184 Konstytucji – kontroli zgodności z prawem działania administracji - z całkowitym pominięciem art. 175 – wymierzaniem sprawiedliwości. Można powiedzieć, że to przepisizm w pigułce. Przepis można rażąco naruszyć, prawa nie – bo, co, prawa w Polsce nie uznajemy !? Brzmi niewiarygodnie ale to litry sędziowskiego potu wylane na takie „orzeczenia”.

Czytaj więcej

W dużych sądach przybywa wakatów, a sprawy trwają coraz dłużej

Tak bowiem jak Andrzej Duda na samym początku urzędowania „uwolnił wymiar sprawiedliwości” od sprawy Kamińskiego tak samo NSA przez wymyślony przez siebie przepisizm, że w wolnej Polsce nie ma rażącego naruszenia prawa, bo wskutek kreatywnej wykładni zdefiniował prawo jako prosty przepis, czym „uwolnił państwo” od oddawania obywatelom tego, co im wcześniej ukradło.

Powiedzmy to jasno: skoro zgodnie z art. 175 Konstytucji sądy administracyjne mają kontrolować organy administracji państwowej [oap], ale – na Boga jedynego - nie mogą ograniczyć się do stosowania przepisów, wyznaczonego przez same oap. Nie mogą ograniczyć się do stosowania przepisów mającego jedynie na celu samo-uzasadnienie działań oap. Bowiem popadamy wtedy w system rodem z Kafki czy z filmu „Układ zamknięty”. Inaczej: jeśli sądy się do tego ograniczają, to nie może być wtedy mowy o żadnej kontroli. Wtedy sądy stają się przedłużeniem oap.

Przypomnijmy, bo warto: sądownictwa administracyjnego „po prostu” w PRL nie było, mimo znakomitych tradycji przedwojennych, a raczej wbrew nim - powstaje dopiero od roku 1980ego. W fatalny sposób wpisują się w ten brak opisane wyżej stanowiska orzecznicze NSA.

Czyli: sądy administracyjne muszą kontrolować przepisy prawne, wykorzystywane przez oap, muszą kontrolować sposób ich wykorzystania przez oap, muszą brać pod uwagę wszystkie argumenty wszystkich stron i się do nich wszystkich ustosunkować, a przede wszystkim muszą się ustosunkować do argumentów obywatela, gdyż oap podejmując decyzję już się wypowiedział, a obywatel dopiero w sądzie może na nią w pełni zareagować.

Czyli: sądy te muszą gwarantować obywatelowi poziom konstytucyjny - każdy sąd wydając każdy wyrok bierze na siebie za niego odpowiedzialność konstytucyjną.

Czyli: sądy te muszą operować na poziomie zasad wykładni prawa, instytucji prawnych, zasad samego prawa, zasad argumentacyjnych, zasad prawa unijnego oraz praw człowieka i obywatela. I dlatego w ogóle potrzebne są sądy, bo samego dosłownego przeczytania przepisów prawnych można dokonać z marszu na ulicy, jak by się to co poniektórym nie marzyło.

Czytaj więcej

Sędziowie uciekają sprzed KRS. Zastraszenie przez polityków czy rozwaga?

To co dotyczy sądów administracyjnych dotyczy również funkcjonowania całego sądownictwa

Tak jak wyciągamy wnioski z pseudo-komisji Macierewicza i jego pseudo-wniosków, wyprowadźmy z przepisizmu wnioski co do pseudo-prawa czy pseudo-sędziów.

Gdyby prawo faktycznie było przepisizmem to w oczywisty sposób nie tylko sądownictwo administracyjne traci rację bytu. Wtedy rację bytu tracą inne filary współczesnego pojmowania Prawa na czele z Trybunałem Konstytucyjnym. Tego Trybunału, nomen omen, też nie było przez większą część PRL, a obecny przepisizm go „po prostu” zlikwidował. Bo jak kontrolować zgodność przepisizmu z prawem !??! – toć do dla przepisisty sprzeczność sama w sobie, jakiś, z przeproszeniem, imposybilizm prawny. Skoro prawo już zostało ogłoszone w postaci przepisów prawnych przez daną władzę to choćby właśni eksperci prawni tej władzy wydawali negatywne wobec tych przepisów opinie – a jakże , tak całkiem niedawno jeszcze bywało – to nieważne, ważny jest głos kierujących władzą. A ta cała Konstytucja Panie to zawracanie głowy. Jak przenikliwie zauważył jeden z członków z rzadka obradujących w Alei Szucha: w Konstytucji dużo rzeczy nie jest rozpisane, czyli ich nie ma.

Weźmy za przykład Krajową Radę Sądownictwa, tak teraz dyskutowaną ze względu na nią samą ale i ze względu na nominacje przez nią pseudo-sędziów. Powstanie KRS wiąże się z całym ciągiem wydarzeń, z których złożyło się jej ratio legis, z których powstał legalny, prawny sens tej instytucji. Krajowa Rada Sądownictwa powstała w 1989 w wyniku postanowień podjętych podczas obrad Okrągłego Stołu a potem mamy do czynienia z całym ciągiem wydarzeń w postaci normowania celu jej istnienia jako jako demokratycznego zabezpieczenia niezależność sądów i niezawisłość sędziów.

A przychodzi przepisista i mówi: a co mnie to wszystko obchodzi. Mnie prawo nie obchodzi. Mnie obchodzi to, że mogę przeczytać jeden przepis Konstytucji [Ustrój, zakres działania i tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposób wyboru jej członków określa ustawa], mogę nie przeczytać drugiego, [KRS składa się z […] czterech członków wybranych przez Sejm spośród posłów oraz dwóch członków wybranych przez Senat spośród senatorów] i mogę olać właśnie całe ratio legis czyli racje, które legły u podstaw danych unormowań.

Przepisista doda jeszcze, że jego nie dotyczą pięknoduchowskie stwierdzenia, że prawo ma być dla wszystkich, że ma być powszechne. Nie, przepisista jeszcze podkreśli, że to ona/on ma władzę i z tego wynikają jego (!) przepisy. I żeby nie było nieporozumień na deser jeszcze dorzuci: my, jako prawdziwi wierzący Polacy wiemy, jaka jest prawda – taka zmistyfikowana wersja TKM.

Przepisizm nie został wyrugowany w III RP. Niestety wyjątkowo się zadomowił w NSA, w szczególności w podejściu do spraw zwykłych obywateli. Duże podmioty i korporacje w zasadzie „w nosie” mają to czy ten sąd jest sądem czy fasadą. On jedynie dla zwykłych obywateli jest ważny, jest gwarantem ochrony ich praw. Ten przepisizm został podniesiony do rangi dogmatu w ramach mistyfikacji dotyczącej prawa i pojawia się obecnie w debatach o praworządności. Oczywiście możemy się spierać o rozwiązania szczegółowe. Ale (!) nie dajmy się wpuścić w pułapkę prawa jako mistyfikacji, w potrzask przepisizmu, wabiącego na hasło „prawo”.

Jeśli teraz dalej władza pojedzie na wózku, ufundowanym przez poprzednią ekipę i będzie tak samo robić jak tamci, czyli zmieniamy przepisy bo mamy władzę, to nie zdziwmy się że publika tak to przyjmie, że jak kolejna władza to kolejne prawo i kropka. I że to ciągle ten sam wózek (!) Musimy udowodnić (!) i wyjaśnić (!) że zmieniamy przepisy w imię Prawa, a nie w imię swoje. Chodzi o to, by pokazać, że to w ogóle nie było Prawo, tak jak zostało udowodnione i wyjaśnione że w Smoleńsku nie było zamachu. Oczywiście „wierzący” w zamach pozostaną, ale już „wiara” w pseudo-prawo, za pomocą którego każda władza może uderzyć każdego może być zdecydowanie słabsza.

Natomiast wspomniane wyżej doświadczenia, wynikające z działalności FPP, wskazują, że mimo dosłownie wstrząsających objawów przepisizmu w NSA w zakresie stosowania prawa podatkowego wobec zwykłych obywateli, nie możemy się doczekać reakcji systemowych. Owszem, w wyniku wieloletniej pracy udaje się nam czasami zmienić przepisistowską linię orzeczniczą, ale nic z tego dla pro-obywatelskiego stosowania prawa podatkowego nie wynika. Przede wszystkim zanim uda się doprowadzić do wytłumaczenia NSA, że jego linia orzecznicza w danej sprawie była błędna to zdążył skrzywdzić on i - na podstawie jego orzeczeń - fiskus tysiące obywateli. Wcześniejsze ofiary nie mogą odzyskać majątku i mają pełną świadomość, że ich kochana, wolna ojczyzna w majestacie prawa ich okradła. Po co ludziom taki sąd, który przekonuje ich, że państwo może ich okradać? Czy dla kogokolwiek normalnie myślącego może na czymś takim polegać ochrona sądu obywateli przed nadużywającą swych uprawnień administracją? Chyba nikogo, a przecież bez normalnego stosowania podejścia do podatków, jako danin wynikających jedynie z ustaw a nie wymysłów urzędniczo-sądowych, nie ma i nigdy nie będzie normalnego państwa.

Nie jesteśmy sami. Niestety. Tak zasłużona osoba dla polskiej kultury jak wspomniany Olgierd Łukaszewicz od 7 lat próbuje przebić się z trwałym normatywnym wpisaniem edukacji, która by uzmysławiała znaczenie pozostawania Polski w prawnym systemie zintegrowanej Europy. Jest to znaczenie z gatunku być albo nie być, bo rządy prawa wyniesione poza nasze granice rozszerzają bezpieczeństwo obywateli i państwa. Rządy się zmieniają, ich retoryka też, ale brak efektów w stosunku do Fundacji Łukaszewicza jest nadzwyczaj stabilny.

Wniosek z tych dwóch doświadczeń wypływa dość makabryczny. Nowoczesne pojmowanie praw obywatelskich, wpisanych z bezpieczny rozwój naszego państwa [podatki, aktywna obecność w strukturach i normach oraz zasadach europejskich] przez jednych jest olewany a przez drugich niszczony. No, niech będzie elegancko: przez jednych pojmowany fasadowo, a przez drugich instrumentalnie.

Pokażmy wprost, że nie określamy jednak w Polsce Prawa jako przedłużenia władzy wykonawczej. Nie dajmy się ciągnąć w stronę PRL. I pokażmy, że nie chodzi o to, że teraz mamy władzę to zmienimy przepisy i wrócimy do starych dziejów jak do ziemi obiecanej. Władza, która traktuje prawo jako swe zbrojne ramię nie jest władzą przynależną do Wolnego Świata, gdyż sama siebie wynosi poza Prawo. Ubieranie tego w przepisizm faktycznie może zmylić, ale oczywiście chodzi o to, by owo zmylenie nie stało się przyzwyczajeniem. Pokażmy wprost, że zostało zmistyfikowane Prawo, a w konsekwencji zostało złamane na skalę całego państwa i że rozumiejąc, dlaczego tak się stało (to właśnie bardzo ważne !) zbudujmy wreszcie państwo prawa i państwo praw wszystkich obywateli. A przepisizm przerzućmy do lamusa historii, wraz z parówkami i blachami falistymi Macierewicza.

Antoni Macierewicz nam pokazał kiedyś jak zwyciężać mamy, a teraz - przy chichocie historii - jak nami manipulować. Wyciągnijmy z tego wnioski. Pokazał on jak zamienić mistyfikację w efektywny oręż polityczny. Co zrobił z katastrofą Smoleńską to już wiemy w pełni. Z punktu widzenia oddziaływania społeczno-politycznego on i jego mocodawcy osiągnęli sukces. To sukces ogromny – dwukrotne zwycięskie wybory i utrzymanie wywołania skrajnego podziału Polaków, podtrzymującego ten żywot polityczny. Tak zwana podkomisja Macierewicza nie miała w ogóle na celu wyjaśniania tej katastrofy - miała na celu zdobycie władzy. Jak nie wiadomo o co chodzi, to nie tylko chodzi o pieniądze, chodzi jeszcze o seks i o władzę. W każdym z tych przypadków, często łączonych, chodzi o to, iż na powierzchni nie widać tego prawdziwego celu. Z kolei ta sytuacja powoduje ogromne możliwości udanych manipulacji. Pozwala na używanie środków, które na pozór nic nie mają wspólnego z pożądanym celem, wręcz odwrotnie. Jednak w perfidny sposób umożliwiają jego realizację. Przyjaciel domu tylko pomaga, przecież nie po to, by uwieść żonę przyjaciela?

Pozostało 94% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?