Antoni Macierewicz nam pokazał kiedyś jak zwyciężać mamy, a teraz - przy chichocie historii - jak nami manipulować. Wyciągnijmy z tego wnioski. Pokazał on jak zamienić mistyfikację w efektywny oręż polityczny. Co zrobił z katastrofą Smoleńską to już wiemy w pełni. Z punktu widzenia oddziaływania społeczno-politycznego on i jego mocodawcy osiągnęli sukces. To sukces ogromny – dwukrotne zwycięskie wybory i utrzymanie wywołania skrajnego podziału Polaków, podtrzymującego ten żywot polityczny. Tak zwana podkomisja Macierewicza nie miała w ogóle na celu wyjaśniania tej katastrofy - miała na celu zdobycie władzy. Jak nie wiadomo o co chodzi, to nie tylko chodzi o pieniądze, chodzi jeszcze o seks i o władzę. W każdym z tych przypadków, często łączonych, chodzi o to, iż na powierzchni nie widać tego prawdziwego celu. Z kolei ta sytuacja powoduje ogromne możliwości udanych manipulacji. Pozwala na używanie środków, które na pozór nic nie mają wspólnego z pożądanym celem, wręcz odwrotnie. Jednak w perfidny sposób umożliwiają jego realizację. Przyjaciel domu tylko pomaga, przecież nie po to, by uwieść żonę przyjaciela?
Czytaj więcej
Powołany przez Adama Bodnara zespół śledczy zbada pracę tzw. podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza. Wcześniej do prokuratury trafiło 41 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa w latach 2016-2023.
Podobnie zrobiono z innymi ważnymi elementami życia publicznego w Polsce. Zastawiono na nas pułapkę, znaleźliśmy się w potrzasku. Powiedzmy to wprost – to stara metoda „robienia z tata wariata”, tyle że wpisana w nowoczesne metody komunikacji. Wielka mistyfikacja dotknęła takich idei jak patriotyzm, tradycja narodowa, rola Kościoła w Polsce. Nie były one wybrane przypadkowo, miały się nawzajem wzmacniać, łącznie ze Smoleńskiem. Miały być „najmocniejsze”. Mistyfikacja polegała na „obronie” tych idei, a jak za dotknięciem nie tyle czarodziejskiej różdżki co różdżki czarownicy zamykała je w wygodnych dla siebie ramach. Taki drobiazg jak nasza tradycja tolerancji, otwartości na inne narody – choćby pierwszy na świecie (!) akt tolerancji religijnej (1573!), zabraniający władzom świeckim wspierania kleru w prześladowaniach religijnych w postaci Konfederacji Warszawskiej, wpisanej przez UNESCO na listę „Pamięć Świata”. Nie mówiąc współcześnie o Fundacji Olgierda Łukaszewicza, propagującej konieczność powszechnej edukacji proeuropejskiej w Polsce z postacią Jastrzębowskiego - jako prekursora w skali całej Europy - prawnej integracji europejskiej. Nie mówiąc o polskim racjonalizmie humanistycznym szkoły lwowsko-warszawskiej. I tak by jeszcze trzeba wymieniać i wymieniać. Wymieniać to wszystko, co wielka mistyfikacja dotycząca polskości zglajszachtowała albo zlikwidowała.
Prawo też zglajszachtowano, a w wielu obszarach zlikwidowano. Ale oczywiście z powołaniem się na powyższy zestaw „narodowo-katolickich wartości”, czyli nadal pozostając w obrębie wzajemnego wzmacniania różnych elementów mistyfikacji/manipulacji. Otóż wmówiono adresatom niebywale skutecznie że prawo to wola danej ekipy rządzącej w postaci ich przepisów prawa i kropka. Wmówiono adresatom, że stosowanie prawa to dosłowne czytanie tychże przepisów prawnych i to wedle pomysłu tejże ekipy rządzącej. Ową mistyfikację można określić mianem „przepisizmu”: sprowadzenia prawa do przepisów, wydawanych i interpretowanych przez samego siebie. Patrz kazus Zbigniewa Ziobro i jego „ochrona” przez pseudo-sędziów SN i TK, choć niestety tych przykładów jest aż nadto. Z przepisizmem jak z Macierewiczem: nie chodzi o prawo tylko o władzę.
To właśnie kryje się za obecnymi sporami o praworządność. Tu w ogóle nie chodzi o praworządność. Tu chodzi o polityczną wygraną w grze zakładającej maksymalne zniszczenie przeciwnika. A reguły gry polegają na wytworzeniu totalnej wrogości u ludzi, którzy nawet tego u siebie nie podejrzewali. Tu chodzi o spowodowanie, wywołanie kolejnego podziału społecznego. Tu nie chodzi o praworządność, to tylko przykrycie prawdziwego celu jakim jest władza. Niestety prawnicy, którzy wdają się w język tak prowadzonego sporu o praworządność stanowią realizację tej manipulacji, wchodząc w przepisizm. Potężnie wspierają możliwość powrotu mistyfikatorów do władzy. Spór o prawo i jego stosowanie staje się wielką mistyfikacją, a ta mistyfikacja staje się częścią praw przyjętych jako wytyczne polityki „dziel i rządź”. Wchodzą w dialog z Macierewiczem. W przypadku przepisizmu to wejście w dialog z łamiącymi bezczelnie Konstytucję. Za Stalina też było „prawo” i były „sądy”. Za Putina i Łukaszenki też jest „prawo” i też są „sądy”. Zauważmy: oburzamy się na uznających zamach ale nie oburzamy się na uznających przepisizm.