O wydaniu decyzji, skutkującej wywłaszczeniem go z nieruchomości dowiedział się z powiadomienia o wpisie do księgi wieczystej, naturalnie już po terminie jej zaskarżenia. Ktoś niezorientowany w funkcjonowaniu komisji mógłby rzucić cierpką uwagę, że awiza należy odbierać. Byłby jednak w błędzie. Klient kolegi pilnie odbierał korespondencję. Tyle, że komisja „poinformowała” go o wszczęciu postępowania oraz o wydaniu decyzji w biuletynie informacji publicznej opublikowanym na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości (notabene – ze względu na RODO – komisji publikuje decyzje zanonimizowane co bardzo utrudnia ich lekturę). Co gorsza, było to zgodne z ustawą o komisji (art. 15 ust. 3).
Trudno mi było cokolwiek sensownego koledze doradzić, bowiem decyzje komisji nie podlegają – jak inne ostateczne decyzje – wzruszeniu w drodze skargi o wznowienie postępowania ani o stwierdzenie nieważności (art. 38 ust. 1 ustawy; oprócz tego komisja nie stosuje m.in. przepisów k.p.a. nakazującego utrzymywanie jednolitego orzecznictwa oraz dążenie do polubownego załatwienia sprawy).
Zostawiając na boku sprawę, w której dzwonił kolega, wskazać należy, że wśród przesłanek uchylenia ostatecznej i prawomocnej decyzji reprywatyzacyjnej, choćby była wydana 30 lat temu (czyli inaczej, niż w przypadku innych decyzji administracyjnych, które można unieważnić jedynie przez 10 lat) może być np. uznanie przez komisję, że przeniesienie roszczeń do nieruchomości warszawskiej (dopuszczalne w świetle jednolitego orzecznictwa datującego się jeszcze od lat 50-tych ubiegłego wieku!) było „rażąco sprzeczne z interesem społecznym” albo „wydanie decyzji reprywatyzacyjnej doprowadziło do skutków rażąco sprzecznych z interesem społecznym”. „Interes społeczny” w obu przypadkach definiuje komisja.
Nawet jednak i mniej kontrowersyjne przesłanki uchylenia decyzji reprywatyzacyjnych, jak np. wydanie takiej decyzji z „rażącym naruszeniem prawa” komisja intepretuje w sposób całkowicie dowolny. Przykładowo w jednej ze spraw komisja uznała, że brak nieruchomości wniosku dekretowego jest przesłanką uchylenia decyzji. Niby na pierwszy rzut oka ma to sens, bo, zgodnie z dekretem, bez wniosku nie można było ustanowić prawa użytkowania wieczystego. Jednak w tym przypadku akta nieruchomości zaczynają się od roku 1963, a wniosek został złożony w roku 1949. Czyli zagubiony został co najmniej jeden tom akt. Co więcej, wniosek został odnotowany w rejestrze wniosków prowadzonych przez wojewodę, w którym pod sąsiednimi pozycjami zarejestrowanego zostały wnioski dotyczące innych nieruchomości złożonych przez jednego adwokata, w imieniu tego samego właściciela. I te wnioski znajdują się w aktach właściwych nieruchomości. W ocenie komisji to nie wystarczało, aby utrzymać decyzję reprywatyzacyjną w mocy. Uchyliła ją zatem, wysyłając jasny sygnał do Urzędu Miasta: akta z wnioskiem za szafę i budżet miasta bogatszy o kilkanaście milionów.
Czytaj więcej
Kolejne nieuzasadnione ograniczenie w reprywatyzacji przyszło tym razem ze strony Naczelnego Sądu Administracyjnego.