Kontestujący nie chcą lub nie potrafią dostrzec, że aktualnie jest całkowicie obojętne, ile osób zasiądzie w składzie w budynku przy al. Szucha. To tak, jakby zastanawiać się, ile osób powinna liczyć drużyna piłkarska złożona z niepotrafiących grać w piłkę. Zresztą, cóż mógł zrobić Trybunał, skoro dopiero w dniu rozprawy pojawiło się stanowisko Prokuratora Generalnego stwierdzającego, że nie dostrzega żadnego problemu konstytucyjnego wymagającego rozwiązania i z tego powodu żąda umorzenia postępowania. Być może tego dnia nie było asystentów, którzy mogliby przeczytać i wyjaśnić składowi, które z podniesionych w piśmie argumentów mają znaczenie prawne. Ponadto, na rozprawie nie było przedstawiciela Sejmu (wprawdzie jego obecność jest nieobowiązkowa), który mógłby przedstawić aktualne stanowisko Premiera i przekonująco wyjaśnić dlaczego Premier w 2015 r. chciał, by pełen skład liczył 13 osób, a już w 2016 r. - 11 osób.
Czytaj więcej
To, co chce zrobić pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, to już nawet nie prawna ekwilibrystyka, ale rozpaczliwa próba pomocy Julii Przyłębskiej w odzyskaniu kontroli nad TK – za wszelką cenę.
Sejm tak ukształtowane prawo skwapliwie i posłusznie uchwalił, a tu nagle w 2023 r. Premier pisze we wniosku, że promowane przez niego ustawy były niezgodne z Konstytucją. Skład orzekający mógł być skonfundowany, jaka jest dziś jedynie słuszna wola ośrodka decyzyjnego, skoro Prokurator jedno, a Sejm nabrał wody w usta. Gdyby przedstawiciel Sejmu to skomplikowane zagadnienie Wysokiemu Trybunałowi wyłuszczył, skład mógłby dokonać rozstrzygnięcia w przedmiocie zgodności zaskarżonych przepisów z konstytucyjnym wzorcem. Wprawdzie do tej pory sam tego problemu nie dostrzegał i bez większego oporu orzekał w wymaganym ustawą 11 osobowym pełnym składzie, ale przecież sytuacja się zmieniła, zajmujący gabinety przy Alei Szucha popadli w spory o to, czy nadal mają prezesa, utrudniając tym samym utrzymanie tak pożądanej jednolitości orzeczniczej. Wprawdzie na chwilę udało się załagodzić waśnie, gdy Ojczyzna wezwała do sprawiedliwego rozstrzygnięcia sprawy Panów Wąsika i Kamińskiego. Kwestia ta została już szczęśliwie rozwiązana, usuwając tym samym przeszkodę w kontynuowaniu sporu. Powrócił więc również problem konfuzji spowodowanej brakiem stanowiska Sejmu. A przecież to problem poważny. Gdyby większość parlamentarna wybrała kompetentnych konstytucjonalistów do składu Trybunału, to być może udałoby się i bez stanowiska Sejmu sobie poradzić. Ale Racjonalny Ustawodawca zdecydował wybrać do Trybunału kilku adwokatów, sędziów liniowych, późnych doktorów habilitowanych, posłów i prokuratorów bez konstytucyjnego wykształcenia po to, by do konstytucyjnych problemów podchodzili bez niepotrzebnych uprzedzeń wynikających ze zbędnego bagażu wiedzy. W sytuacji, gdy skład jest nieskażony analizami zaliczany do kategorii „law in books”, to i pomoc się przyda. Czy to z Sejmu, czy od Prokuratora Generalnego, czy choćby drobna sugestia ze strona jądra mądrości narodowej. Przecież krytycy bezlitośni. Bez racji krzyczą, że to przez Trybunał funduszy z Unii Europejskiej nie będzie, że Krajowy Plan Odbudowy nie zostanie uruchomiony. Powinni wszak wiedzieć, że Trybunał niewinny, bo funduszy i tak by nie było.
Komisja Europejska (niechybnie wspierająca Totalną Opozycję) skierowała bowiem kolejny wniosek do TSUE, i to już po uchwaleniu nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, która miała „odczarować” fundusze z KPO. Niesłusznie zarzuciła uchybienie zobowiązaniom państwa członkowskiego, z powodu patriotycznych wyroków polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 14 lipca 2021 r. i 7 października 2021 r., w których uznał on postanowienia traktatów UE za niezgodne z Konstytucją RP. Tymczasem Komisja śmie twierdzić, że Trybunał Konstytucyjny naruszył tymi wyrokami ogólne zasady autonomii, pierwszeństwa, skuteczności i jednolitego stosowania prawa Unii oraz zasadę wiążącego skutku wyroków TSUE. Co więcej, Komisja uważa, że nasz narodowy Trybunał Konstytucyjny nie spełnia już wymogów niezawisłego i bezstronnego sądu ustanowionego uprzednio na mocy ustawy, co wynikać ma z nieprawidłowości przy mianowaniu trzech sędziów w grudniu 2015 r. oraz przy wyborze prezesa w grudniu 2016 r. I znów ta Komisja nie rozumie, że zgromadzenie ogólne nie musi być ogólne, że zwołać je może każdy (nawet tzw. „dubler”), że po co podejmować wymagane uchwały, skoro intencje kulinarne są klarowne jak pyszny rosół. A że syty człowiek uzyskuje „prawa nabyte”, to i wszelkie spory niepotrzebne. Fotel zajęty i basta.
Trybunał Konstytucyjny dokładnie wie, bo mu przecież wyraźnie powiedziano, że nie będą nas w obcych językach uczyć, o czym nasz Trybunał może orzekać, a o czym nie. Żmudne analizy prawnoporównawcze nie są więc już mu potrzebne, bo do Trybunału należy ostatnie słowo, skoro Konstytucja nie przewiduje odwołania od jego orzeczeń. No chyba, żeby władza nie chciała ich publikować w dzienniku ustaw. By tego ryzyka uniknąć, lepiej poczekać na stanowisko Sejmu lub subtelne wskazanie ze strony jądra mądrości partyjnej. Narodowy Trybunał pojęcie pełnego składu sam będzie definiował, uwzględniając oczywiście subtelne sugestie ułatwiające utrzymanie jednolitości i właściwego poziomu orzecznictwa. Gdy intuicje patriotyczne podpowiadają, przesadne zajmowanie się naukowymi publikacjami, orzecznictwem, unijnymi i konwencyjnymi regułami może okazać się zbędnym balastem. Bo gdy Sejm zajmie stanowisko i Prokurator Generalny wytłumaczy, to skład orzekający będzie już wiedział, co na gruncie relacji pojęć ustawowych do konstytucyjnego wzorca oznacza pojęcie „pełny skład”. Wypowie tę mądrość we właściwym czasie i z całą stanowczością konkretyzując, że wykładnia pojęć konstytucyjnych prowadzi do wniosku, że to właśnie 11 osób, jak ustawowo określono niegdyś, czy też – jak zdaje się twierdzić Premier – że to jednak nie jest tak. Wcześniej trzeba jednak usunąć rysę na jednolitym myśleniu przedstawicieli większości parlamentarnej. Jak tylko to się uda, to jakie znaczenie ma, że narodowego Trybunału nie zrozumieją za granicą.