Co odróżnia nieposłuszeństwo obywatelskie od zwykłego przestępstwa? To jedno z najważniejszych pytań, z jakimi przyszło mierzyć się myślicielom politycznym, prawodawcom i zwykłym obywatelom, kiedy opadł kurz po obaleniu totalitaryzmów. Wraz z reżimami, dla których praworządność była jedynie przeszkodą, więc musiała ustąpić przed ważniejszymi zasadami, takimi jak wola przywódcy czy dziejowa konieczność, pojawił się też fundamentalny dylemat : jak bronić prawa w państwie, w którym przepisy stały się narzędziami opresji i podporządkowano je zasadom zgoła innym niż praworządność?
Czytaj także: PiS oducza Polaków demokracji
W tej sytuacji paradoksalnie jedynym sposobem obrony niezmiennych zasad, gwarantujących ochronę godności jednostki czy grup mniejszościowych, było łamanie praw uznanych za podyktowane wyłącznie arbitralnymi decyzjami władzy – a w państwie totalitarnym, niejako na mocy definicji, innych praw nie było. Co jednak zrobić w sytuacji, kiedy władza przestaje być totalitarna i nie uzasadnia już swoich poczynań wyłącznie dążeniem do niczym nieskrępowanego decydowania o całości życia swoich obywateli? Czy wówczas nieposłuszeństwo obywatelskie daje się jeszcze uzasadnić? A może samo staje się niedemokratyczne, oznacza bowiem łamanie prawa nie ze względu na obronę imponderabiliów, a jedynie z uwagi na niezgodę na te czy inne decyzje rządzących, które wywołują sprzeciw protestujących? Czy w sytuacji, kiedy niezgodę można zamanifestować przy urnie wyborczej, nieposłuszeństwo obywatelskie ma jeszcze sens?
Zgłaszając do sądu wniosek o objęcie fundacji Obywatele RP zarządem przymusowym, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zdaje się odpowiadać na to pytanie przecząco. Próba przejęcia kontroli nad organizacją, której członkowie podpisują „Deklarację nieposłuszeństwa” rozpoczynającą się od zdania „Ja, obywatel Rzeczypospolitej Polskiej wypowiadam posłuszeństwo państwu, które w osobach swych najwyższych przedstawicieli depcze obywatelskie swobody”, to oczywiście przede wszystkim próba rozprawienia się z politycznymi oponentami. Jednak wzięcie na celownik akurat tej organizacji i w oparciu o takie, a nie inne uzasadnienie otwiera dyskusję daleko wykraczającą poza krótkoterminową dynamikę walki o władzę i wizerunek rządzących w dzisiejszej Polsce. Zarzucając Obywatelom RP „wzywanie do łamania prawa i znieważanie organów władzy publicznej”, MSWiA, chcąc nie chcąc, wpisuje się w dyskusję o prawomocności i granicach nieposłuszeństwa obywatelskiego w demokracjach.
Wykręcanie bezpieczników
Z ministerialnego uzasadnienia wniosku o ustanowienie zarządu przymusowego wywnioskować można, że resort spraw wewnętrznych w ogóle nie traktuje działalności Obywateli RP w kategoriach nieposłuszeństwa obywatelskiego, a być może całkowicie wyklucza tego rodzaju formę uczestnictwa w demokratycznym życiu politycznym. „MSWiA zgodnie ze statutem jest organem nadzorującym fundację. W demokratycznym państwie prawa organ nadzorujący ma obowiązek kontroli przestrzegania prawa, a w razie podejrzenia jego naruszania skierowania sprawy do sądu” – argumentował resort. To uzasadnienie jest jednak mocno problematyczne.