Tradycje nowoczesnej demokracji w Polsce nie są długie – II RP demokratyczna była zaledwie kilka lat (od uchwalenia konstytucji marcowej do zamachu majowego). Potem Polacy przez długie dziesięciolecia doświadczali rządów totalitarnych i autorytarnych. Kiedy na Zachodzie społeczeństwa uczyły się przez długie dziesięciolecia zasad działania systemu demokratycznego, tego czym jest społeczeństwo obywatelskie a nade wszystko – dlaczego władza w demokracji musi być ograniczona, nawet kosztem tego, że bywa nieco mniej skuteczna – Polacy byli uczeni reguł systemu, w którym wola partii jest wolą narodu. Nie godzili się na to, walczyli z owym systemem, walkę tę wygrali – ale nie zmienia to faktu, że jako społeczeństwo mieliśmy znacznie więcej wiedzy o autorytaryzmie niż demokracji.
Stąd po 1989 roku tak ważne było nadrabianie w trybie ekspresowym tych straconych dekad. Demokracja to – zgodnie z pierwszym skojarzeniem – przede wszystkim wolne wybory władz, i takie też wybory zaczęły się odbywać. Ale demokracja nie kończy się na wyborach – one są co najwyżej jej krótkim świętem. Istotą demokracji są instytucje i procedury trwalsze niż kolejne władze i ich pomysły na rzeczywistość. Wraz z szacunkiem dla obowiązującego prawa tworzą one system, w którym obywatel – niezależnie od tego czy obecna władza mu się podoba, czy nie - może czuć się bezpiecznie. Rozumie w jakich granicach działa obecna władza i wie, że przyszła władza również będzie działać w tych granicach. Ceną za to bezpieczeństwo jest oczywiście nieco mniejsza skuteczność rządzących i związanie im rąk w wielu sprawach. Ale jest to cena niewielka biorąc pod uwagę historyczne doświadczenia. Systemy, w których ważniejsza od instytucji, procedur i prawa była wola rządzących, były najokrutniejszymi systemami jakie znała historia świata.
Tymczasem PiS od początku swoich rządów kładzie akcent przede wszystkim na skuteczność rządzenia. Na przełamywanie owego – słynnego już – imposybilizmu, o który Jarosław Kaczyński oskarżał rządy PO-PSL. Skuteczność ta ma jednak bardzo wysoką cenę – wymaga bowiem kwestionowania demokratycznych imponderabiliów. Instytucje? Wygraliśmy wybory, możemy stworzyć nowe instytucje (vide TK). Procedury? Wygraliśmy wybory, stworzymy własne procedury (vide sposób wyłaniania sędziów przez skrajnie upolitycznioną KRS). Prawo? Wygraliśmy wybory, możemy rozumieć prawo po swojemu (vide skrócenie kadencji I prezes SN – wbrew konstytucji).
Czytaj także: Na złość babci przyspieszamy zmiany
Tak, PiS osiąga swoje cele. Tak, skuteczność działania rządów partii Jarosława Kaczyńskiego może być imponująca. Ale odbywa się to kosztem przekonywania społeczeństwa, że jedynym atrybutem demokracji są wybory. A po wyborach demokracja się kończy: ich zwycięzca może postawić kraj na głowie i ma do tego pełne prawo. Co więcej – ma wręcz taki obowiązek wobec wyborców. A kto mówi inaczej, ten Targowica.