Kiedy zaczynam pisać, siedzi akurat w areszcie za wdarcie się na dziedziniec Trybunału Przyłębskiego (d. Konstytucyjnego), który właśnie wydał jeden z najgłupszych i najbardziej okrutnych wyroków w swych niedługich dziejach. „To będzie wojna" – przewidywał na pewno Jarosław Kaczyński, kiedy wydawał stosowną dyspozycję. Nie po to przecież posadził na trybunalskim fotelu swoje „odkrycie towarzyskie", aby ulegano tam staroświeckim bajeczkom o niezawisłości sądownictwa. Najbardziej przebiegły analityk polityczny w dzisiejszej Polsce dobrze wiedział, jakie będą konsekwencje jego dyrektywy: jest więc wojna i będzie wojna! Jeszcze nieraz rozwścieczony tłum wedrze się na niejeden dziedziniec, a może i dalej. Jeszcze będzie więcej roboty dla policyjnych pałek i gazu. Wiadomo, kto w takich ulicznych bitwach odnosi zwycięstwa, ale na dłuższą metę to niepewne.
A przecież można było rozwiązać problem zgoła inaczej, bez wyroku i bitwy. Zacząć od otoczenia o wiele lepszą niż dziś opieką matek, które przez całe życie ponoszą trud troski o kalekie dziecko. Aby nie musiały rozpaczliwie protestować w Sejmie, znosząc zniewagi posłów opętanych doktryną. Przez tworzenie domów opieki dla kobiet (zwłaszcza nieletnich), które wstydzą się urodzić albo nie potrafią udźwignąć ciężaru macierzyństwa. Potem taki dom pośredniczyłby w adopcji dziecka przez chętną rodzinę. Pięknie pisał o tym niedawno w „Plusie Minusie" dominikanin o. Ludwik Wiśniewski, jeden z najmądrzejszych i otwartych księży, jakich spotkałem. Może gdybyśmy poszli tą drogą, stopniowo doszłoby do pojednania zdecydowanych przeciwników aborcji z tymi, którzy – tak jak ja – uznając aborcję za zło, widzą potrzebę tolerancji prawnej dla innych niż dogmatycznie chrześcijańskie wartości.
Ale po co? Wygodniej zwalić wszystkie ciężary na kobiety, wygodniej głosić wojnę, tym bardziej że przebiegli analitycy polityczni przy okazji niejedno sobie załatwią. Wygodniej się trzymać spróchniałego dogmatu niż nauk św. Pawła, który pisał: „Zło dobrem zwyciężaj".