Kilka dni temu grono historyków i byłych opozycjonistów skierowało list otwarty do prezydenta RP Andrzeja Dudy, apelując o podjęcie inicjatywy ustawodawczej w celu odtajnienia dokumentów znajdujących się w tzw. zbiorze zastrzeżonym Instytutu Pamięci Narodowej.
Inicjatywa spotkała się z dużym zainteresowaniem wielu środowisk. Jako reprezentant Instytutu Pamięci Narodowej zdecydowanie popieram inicjatywę autorów listu, choć nie zgadzam się ze wszystkimi przytaczanymi przez nich argumentami. Sądzę jednak, że co do jednego możemy być zgodni – zbiór zastrzeżony w archiwum IPN można uznać za ostatni fragment pępowiny łączącej służby specjalne demokratycznej Polski z ich niechlubnymi, komunistycznymi poprzedniczkami. I te związki należy przeciąć.
430 metrów bieżących dokumentów
Włączając się w dyskusję nad sposobem rozwiązania uwierającego wielu problemu, warto jednak najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie: czym jest zbiór zastrzeżony w archiwum IPN?
Enigmatycznie odpowiada na to pytanie art. 39 ustawy z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej, który w ust. 1 reguluje, że: „odpowiednio Szef ABW i Szef AW lub Minister Obrony Narodowej może zastrzec, na czas określony, że do określonych dokumentów nie może mieć dostępu żadna inna osoba poza wyznaczonymi przez nich przedstawicielami, jeżeli jest to konieczne dla bezpieczeństwa państwa". Dokumenty te dodatkowo oznaczone są gryfem tajności jako ściśle tajne lub tajne.
Obecnie zbiór zastrzeżony (a właściwie zgodnie z ustawą tajny, wyodrębniony zbiór) to ponad 430 metrów bieżących dokumentów spośród ponad 90 km akt znajdujących się w archiwach Instytutu. Na metraż tego zbioru składają się archiwalia przekazane przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencję Wywiadu (wcześniej UOP), Straż Graniczną oraz dwie służby wojskowe podległe bezpośrednio ministrowi obrony narodowej: Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i Służbę Wywiadu Wojskowego (wcześniej WSI).