Jędrzej Bielecki: Macron tańczy pod muzykę Marine Le Pen

Emmanuel Macron wskazał Michela Barniera jako kandydata na premiera Francji. Prezydent wreszcie znalazł polityka, którego może poprzeć, a przynajmniej rozważyć Marine Le Pen. Tylko za tę cenę nowy rząd będzie mógł przetrwać. Ale to bardzo niebezpieczna strategia.

Publikacja: 05.09.2024 18:16

Emmanuel Macron

Emmanuel Macron

Foto: AFP

W pierwszych tygodniach po wyborach parlamentarnych we Francji, które odbyły się 7 lipca, prezydent Emmanuel Macron liczył, że uda mu się rozbić jedność bloku lewicy, czyli Nowego Frontu Ludowego. Miał nadzieję, że w szczególności umiarkowana Partia Socjalistyczna zerwie alians z radykalną Francją Niepokorną Jeana-Luca Melenchona i pomoże zbudować większość przychylną Pałacowi Elizejskiemu. Prezydent czekał na taki ruch przez cały okres igrzysk olimpijskich w Paryżu. Doprowadził do tego, że okres ukształtowania się nowego rządu – już siedem tygodni – okazał się najdłuższy od II wojny światowej.

Ale Macron się przeliczył. Socjaliści nie chcą być utożsamiani z przywódcą, któremu ufa już ledwie 28 proc. Francuzów. Pamiętają, jak w 2016 roku zdradził ich ówczesnego lidera i prezydenta François Hollande’a, tworząc centrowy ruch, który niemal całkowicie zniszczył umiarkowaną lewicę. I nie chcą drugi raz ryzykować anihilacji. 

Czytaj więcej

Marcin Giełzak: Jean-Luc Mélenchon to człowiek, który rozsadzi Francję

W tej sytuacji klucz do rozwiązania kryzysu politycznego znalazł się w rękach Marine Le Pen. A to dlatego, że centrowy blok Ensemble prezydenta Macrona nawet z resztką umiarkowanej prawicy (gaullistowskimi republikanami) może zgromadzić ledwie 209 deputowanych, dalece mniej, niż wynosi większość (289) w 577-osobowym zgromadzeniu.

Marine Le Pen może tolerować Michela Barniera, ale bez entuzjazmu

W ostatnim czasie Marine Le Pen otrzymywała więc telefony z Pałacu Elizejskiego z prośbą o ocenę kolejnych kandydatów. Utrąciła, rzecz jasna, byłego socjalistycznego premiera Bernarda Cazeneuve'a, ale także mocno konserwatywnego przewodniczącego regionu Hauts-de-France Xaviera Bertranda. Startująca od lat z tego regionu Le Pen miała z nim na pieńku. 

Pozostał 73-letni Michel Barnier. To człowiek, który wstąpił do partii gaullistowskiej w wieku… 14 lat i od tej pory zawsze był owładnięty wizją wielkiej kariery politycznej. Widział siebie jako francuskiego Kennedy’ego. Były czterokrotny minister, w tym spraw zagranicznych u Jacquesa Chiraca, był też komisarzem UE i przede wszystkim głównym negocjatorem po stronie Brukseli rozwodu Unii z Wielką Brytanią. 

Cóż z tego, kiedy dla ogółu Francuzów pozostał nierozpoznawalny. Przekonał się o tym, próbując na własną rękę zawalczyć o Pałac Elizejski w 2022 roku. Zawiedziony, przeprosił się z Macronem. Od trzech lat jest stałym gościem u wpływowego sekretarza generalnego urzędu prezydenckiego Alexisa Kohlera, czekając na swoją chwilę. 

I właśnie ta chwila nadeszła. Ale na jakich warunkach! Prezydent wskazał na Michela Barniera nawet nie dlatego, że Le Pen obiecała go zatwierdzić, tylko dlatego, że od razu go nie odrzuciła. 

Czytaj więcej

Francja doczekała się premiera. Emmanuel Macron dokonał wyboru

– Ta kandydatura nie wzbudza entuzjazmu u nikogo – przyznał wiceprzewodniczący Zjednoczenia Narodowego (RN) Sébastien Chenu. – Wracamy do epoki dinozaurów – wtórował deputowany tego ugrupowania Jean-Philippe Tanguy.

Po powrocie z Brukseli Barnier, gdy stanął do prezydenckiej batalii, oświadczył, że będzie starał się doprowadzić do uznania wyższości prawa francuskiego nad unijnym w sprawach migracyjnych. – Musimy zrzucić zależność od wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE – mówił. Nie zawahał się więc podważyć całą konstrukcję Unii, byle zyskać na punktach w walce o Pałac Elizejski.

Przyjmując program Marine Le Pen, Macron otwiera jej drogę do Pałacu Elizejskiego w 2027 roku

Teraz Marine Le Pen liczy na to samo. Stawia twarde warunki poparcia w parlamencie dla Michela Barniera. Jednym z nich jest wprowadzenie proporcjonalnej ordynacji wyborczej. Przy niej z 37 proc. głosów jej ugrupowanie byłoby zdecydowanym zwycięzcą lipcowych wyborów, zdobywając razem ze swoim sojusznikiem Érikiem Ciottim przynajmniej 230 deputowanych (zamiast 142). Będzie też domagała się referendum w sprawie wyższości prawa francuskiego nad krajowym czy radykalnego ograniczenie imigracji. 

Tylko za tę cenę nowy rząd będzie mógł przetrwać. Ale to bardzo niebezpieczna strategia. Bo jeśli ruch Emmanuela Macrona przybierze kolory skrajnej prawicy, to dlaczego w wyborach prezydenckich w 2027 roku Francuzi mieliby zagłosować na ersatz zamiast oryginał? 

W pierwszych tygodniach po wyborach parlamentarnych we Francji, które odbyły się 7 lipca, prezydent Emmanuel Macron liczył, że uda mu się rozbić jedność bloku lewicy, czyli Nowego Frontu Ludowego. Miał nadzieję, że w szczególności umiarkowana Partia Socjalistyczna zerwie alians z radykalną Francją Niepokorną Jeana-Luca Melenchona i pomoże zbudować większość przychylną Pałacowi Elizejskiemu. Prezydent czekał na taki ruch przez cały okres igrzysk olimpijskich w Paryżu. Doprowadził do tego, że okres ukształtowania się nowego rządu – już siedem tygodni – okazał się najdłuższy od II wojny światowej.

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Nord Stream wiecznie żywy
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: W MKiDN kontynuacja polityki Piotra Glińskiego – wymienić wszystkich dyrektorów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Powódź 2024. Kiedy polityka musi ustąpić miejsca solidarności i współpracy
Opinie polityczno - społeczne
Nizinkiewicz: PiS przykrywa sprawę Czarneckiego protestem i straszy wewnętrzną wojną
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Buras: Co ma Wołyń do rozszerzenia UE
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne