Podczas Campusu Polska Przyszłości jedna z uczestniczek zapytała ministra spraw zagranicznych Ukrainy o to, kiedy Polska będzie mogła ekshumować i godnie pochować ofiary ludobójstwa na Wołyniu. Odpowiadając, Dmytro Kułeba zaczął mówić o akcji „Wisła”, właściwie zrównując oba wydarzenia, a ponadto w tym właśnie kontekście polskie ziemie określił mianem ukraińskich. W jego ocenie nie powinno się „grzebać w historii”, bo nie służy to polsko-ukraińskiemu dialogowi. Przestrzegł przed rosyjską prowokacją i zaapelował o pozostawienie historii historykom.
Przypomnijmy: Wołyniem skrótowo nazywamy zbrodnie, których na terenie województwa wołyńskiego i w Galicji Wschodniej w latach 1943–1945 dopuścili się nacjonaliści z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN, frakcja Stepana Bandery) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Zginęło wówczas – niekiedy z rąk własnych sąsiadów – ok. 100 tys. Polaków. Z kolei „Wisła” to kryptonim akcji, którą władze polskie przeprowadziły w 1947 roku, przymusowo przesiedlając ponad 140 tys. Ukraińców i Łemków z terenów wzdłuż południowej i wschodniej granicy kraju na ziemie zachodnie i północne.
Czytaj więcej
Nie cichnie polemika wobec kontrowersyjnej wypowiedzi szefa ukraińskiego MSZ Dmytra Kułeby. Zamiast zachęt do pyskówek ministrów potrzebujemy pomysłu, co dalej: jak będzie wyglądała nowa polska polityka wobec Ukrainy?
Z sytuacji, która miała miejsce na Campusie w Olsztynie – i na podstawie reakcji, z jakimi się spotkała – można wyciągnąć co najmniej pięć wniosków.
Wołyń jest ważny. Dla wszystkich
Po 24 lutego 2022 roku Polska się zmieniła: wraz z rolą, jaką odegrała na arenie międzynarodowej, pojawiły się duma i aspiracje. Dlatego Wołyń nie jest dziś wyłącznie sprawą głębokiej przeszłości: coraz szerzej oczekiwanie załatwienia tej sprawy jest kwestią z porządku tu i teraz. Polacy chcą szacunku partnerów i oczekują sprawczości od własnego państwa.