Marek Migalski na łamach „Rzeczpospolitej" scharakteryzował strony podziału istniejącego w polskim społeczeństwie. Według autora, „wspólnotowcy" i „indywidualiści" to biegunowo różne światy, toposy „całkowicie przeciwstawne, czasami współegzystujące, a czasami wobec siebie wręcz wrogie". Migalski podkreślił, że „należy szukać takich rozwiązań instytucjonalnych i ustrojowych, które pozwoliłyby odnaleźć się w jednym państwie wyznawcom obu toposów". Prezentowana postawa nosi nazwę pluralizmu, choć autor artykułu ani nie mówi tego wprost, ani nie używa tej nazwy. Aktualny w Polsce podział społeczno-polityczny jest dla pluralistów wielkim wyzwaniem. Warto się tej sytuacji dokładniej przyjrzeć.
Od 2005 roku mówi się o podziale na Polskę „solidarną" i Polskę „liberalną". Na gruncie nauki już w 2011 roku dwóch warszawskich badaczy, prof. Mikołaj Cześnik i Michał Kotnarowski, scharakteryzowało ten podział w kategoriach socjo-demograficznych, wykazując, jak wpływa on na kształtowanie się przestrzeni rywalizacji politycznej w Polsce. Pytanie o identyfikację z „solidarną" i „liberalną" stroną podziału stało się elementem ważnych i prowadzonych do dziś badań politologicznych. Można przy tym spotkać się też z innymi ujęciami tego samego, jak się zdaje, rozłamu w polskim społeczeństwie.
Mobilizacja wyborców
Władysław Frasyniuk wskazuje, że mamy do czynienia, z jednej strony, ze zwolennikami PiS, a z drugiej ze zwolennikami liberalnej demokracji. Prof. Radosław Markowski stwierdził, że w wymiarze politycznym obecny w Polsce konflikt rozgrywa się między demokracją liberalną a demokracją populistyczną. Prof. Antoni Dudek posługuje się terminem „podział posmoleński", wskazując tym samym inną genezę zjawiska. W końcu Migalski pisze o „bipolaryzacji" polskiego społeczeństwa, umieszczając na przeciwległych biegunach „wspólnotowców" i „indywidualistów".
Jakkolwiek nie nazwalibyśmy tych głębokich różnic, jesteśmy pewni, że mają one znaczący wpływ na rywalizację polityczną. Różnice te skutkują mobilizacją wyborców i angażowaniem się w popieranie tych, a nie innych partii politycznych, oraz przesądzają o wynikach wyborów. Szala wahała się, przynajmniej dotychczas, między PiS i PO. Marek Migalski do obozu „wspólnotowego", czy też „solidarnościowego", zalicza prócz partii Jarosława Kaczyńskiego również Kukiz'15 i PSL, zaś do strony „liberalnej", „indywidualistycznej" PO i Nowoczesną oraz lewicę – przy czym z tym ostatnim trudno się jednoznacznie zgodzić, bo to jednak daleko idące uproszczenie.
W tym miejscu warto podkreślić, iż zaobserwowany podział funkcjonuje w trzech wymiarach: empirycznym (społecznym), normatywnym (aksjologicznym) i organizacyjnym (politycznym). Jeśli chodzi o pierwszy wymiar, podział, o którym mowa, jest odzwierciedlony w strukturze społecznej, tj. określone grupy ludności (np. wielkomiejska inteligencja lub słabiej wykształceni i mniej zamożni mieszkańcy mniejszych miasteczek) są w większym stopniu skłonne identyfikować się z tą lub inną stroną podziału. W aspekcie normatywnym, strony podziału wyrażają inne wartości i są skłonne popierać inne polityki. Co się tyczy wymiaru organizacyjnego, podział wpływa na rywalizację polityczną – na to, jakie partie polityczne są popierane, na to, kto wygrywa wybory.