Większość mojej publicystyki od jesieni 2015 roku poświęciłem krytyce rządów PiS-u. Trzy zagrożenia związane z tymi rządami uważałem za najważniejsze. Po pierwsze to skłócanie Polski z Unią Europejską, a także z państwami do niej należącymi, które są naszymi najważniejszymi partnerami w Europie, co prowadziło do marginalizacji naszych wpływów w UE i osłabiania tej wspólnoty w czasach coraz bardziej niebezpiecznych. Po drugie – tworzenie państwa, w którym coraz większa, nie zawsze formalna, władza skoncentrowana jest w jednym, partyjnym ośrodku, kosztem władz konstytucyjnych, a zwłaszcza władzy sądowniczej. I po trzecie: świadome, głębokie dzielenie wspólnoty narodowej, co najdobitniej wyrażały słowa Jarosława Kaczyńskiego, określające przeciwników PiS-u jako „Polaków gorszego sortu”.
Z tych powodów przyjąłem z satysfakcją odsunięcie PiS-u od władzy i – w miarę moich skromnych możliwości – starałem się do tego przyczynić.
Nie miałem złudzeń i nadziei, że wraz z przejęciem władzy przez koalicję 15 października nastanie czas „szczęśliwej Polski”
Nie miałem jednak złudzeń i nadziei, że wraz z przejęciem władzy przez koalicję 15 października nastanie czas „szczęśliwej Polski”, wieszczony przez polityków Koalicji Obywatelskiej i Nowej Lewicy. Mój sceptycyzm wynikał nie tylko z trudnego położenia międzynarodowego Polski, postawy obozu Jarosława Kaczyńskiego, ale także ideologicznych tendencji dominujących w Nowej Lewicy i coraz bardziej widocznych w programie Koalicji Obywatelskiej.
Problem wojny „polsko-polskiej”
Po symbolicznych stu dniach rządów koalicji rządzącej mogę już spróbować ocenić, czy trzy największe zagrożenia związane z rządami PiS-u zniknęły lub zostały zmarginalizowane. Najważniejsza i widoczna zmiana dokonała się w europejskiej polityce Polski. Polega ona na zaangażowaniu się naszego państwa w proces wzmacniania UE, aby mogła stać się drugim – obok USA – filarem Zachodu. Jest ona zgodna z naszym interesem narodowym i przyniosła już wymierne korzyści, takie jak odblokowanie środków z KPO.