Zdobycie przez Prawo i Sprawiedliwość bezwzględnej większości można porównać do wielkiego wybuchu. Wymusi on wkrótce na wszystkich głównych siłach politycznych konieczność zredefiniowania swojej tożsamości. Konieczne będzie wymyślenie niemal od nowa form dla wyartykułowania dawno zarzuconych lub dotychczas nieprzemyślanych tematów, np. optymalny model opozycyjności czy charakter i zakres akceptowalnych zmian.
Nic nie będzie już takie samo jak dotychczas, a na pewno nie takie jak w latach 2005 – 2007. Chyba, że bezkrytycznie zgodzimy się, iż „w polityce, bardziej niż gdziekolwiek indziej, początek wszystkiego leży w oburzeniu moralnym i w zwątpieniu w dobre intencje innych". To efektowna myśl, która odwołuje się do podstawowych kategorii i podziałów w polityce (przyjaciel vs. wróg), posiada jednak słabość – pochodzi z odległej przeszłości, z zupełnie innego paradygmatu (Milovan Djilas, „Rozmowy ze Stalinem"/"Susreti sa Stalinom", Londyn 1962). Czyż nie pora poszukać już innej genezy i sił napędowych do uprawiania polityki?
Jak jednak w ogóle doszło do sytuacji, w której w ogóle możemy pomyśleć o zmianie paradygmatu uprawiania w Polsce polityki, która nie sprowadzałaby się wyłącznie do okładania inwektywami?
Dokładnie rok temu wszystko, czym dzisiaj żyjemy było jeszcze ukryte poza horyzontem, choć pierwsze informacje, które wówczas do nas zza niego docierały pozwalały antycypować przyszłe zdarzenia. Bardziej bystrzy potrafili je wyczuć i twórczo wykorzystać. Reszta starych partii zamierzała pozostać przy swoim utartych przez lata mniemaniach - podobnie jak przyzwyczajeni do swoich nieaktualnych już strategii generałowie gotowali się na kampanie na wzór tych, które już się kiedyś odbyły.
Tym, który jako jedyny wyczuł, że nadchodzi zupełnie nowe był Jarosław Kaczyński. W styczniu 2015 r. w wywiadzie dla „Do Rzeczy" profetycznie zauważył „mimo wszystkich mechanizmów, które moderują nastroje społeczne, takich jak wyciszenie niewygodnych dla władzy spraw albo wzrost płac w 2014 r., nagromadziło się wiele przesłanek negatywnych, że potrzeba zmian rośnie. Ona nie daje o sobie znać silnymi symptomami w badaniach".