Roch Zygmunt: Nowy rząd Morawieckiego to test na pamięć złotej rybki

Mateusz Morawiecki uważa, że to „rząd polityczno-ekspercki”. I rzeczywiście nazwiska ministrów nie są z politycznego pierwszego szeregu, ale czy to faktyczni eksperci?

Publikacja: 27.11.2023 16:00

Premier Mateusz Morawiecki

Premier Mateusz Morawiecki

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Doczekaliśmy się. Premier Mateusz Morawiecki przedstawił swój nowy rząd. Trzeba jasno powiedzieć, że to gabinet „z łapanki”. Przedstawiona opinii publicznej propozycja rządu to zwykła minimalizacja politycznych szkód. Nazwiska osób, które stary-nowy gabinet miałyby tworzyć, to bliscy współpracownicy dotychczasowego prezesa Rady Ministrów, często szeroko niekojarzone, więc nie stracą na fiasku, jakim będzie oczywiste nieuzyskanie wotum zaufania w Sejmie.

Ministrowie zderzaki zamiast członków gabinetu

Kilka dni temu Mateusz Morawiecki udzielił wywiadu Rafałowi Wosiowi i Sławomirowi Jastrzębowskiemu z Salonu 24. Premier był w zaskakująco dobrym humorze. Zapowiedział między innymi, że nowy rząd będzie „polityczno-ekspercki”. I rzeczywiście – nazwiska ministrów nie są bynajmniej z politycznego pierwszego szeregu, ale czy to faktyczni eksperci?

Czytaj więcej

Nowy rząd Mateusza Morawieckiego zaprzysiężony. Dwa tygodnie na znalezienie większości

Po części. Klucz był raczej inny: ci ludzie mają po prostu nikłą pozycję polityczną. Tezę o „zderzakowości” nowej oferty niech jednak potwierdzi fakt, że Mateusz Morawiecki nie wysunął na pierwszy plan postaci, które akurat miałyby się czym pochwalić, gdy mowa o dorobku ostatnich dwóch kadencji. Za przykład posłużyć może minister cyfryzacji Janusz Cieszyński, który – pominąwszy aferę respiratorową za czasów urzędowania w resorcie zdrowia – był sprawnym urzędnikiem, co podkreślają nawet jego polityczni oponenci. „Okres, w którym Cieszyński odpowiada za polską cyfryzację, to dobry okres dla cyfryzacji” – powiedział Wirtualnej Polsce Michał Gramatyka z Polski 2050.

Rządzący z łatwością znaleźliby także miłych swojej filozofii fachowców z różnych dziedzin, gdyby tylko mieli w sobie taką wolę i potrafili mądrze budować instytucje

Prawdę mówiąc, nawet uwierzyłbym w te „eksperckie” intencje, gdybym miał pamięć złotej rybki albo z powrotem magicznie znalazł się w 2015 r. i wymazał z pamięci to, co działo się przez kolejne osiem lat. Czyli czas, w którym „eksperckość” i idące za nią umiarkowanie były jednymi z tych przymiotów, o które nie sposób było władzę posądzić. Przyznał to zresztą przed laty polityk PiS Radosław Fogiel w rozmowie z Marcinem Zaborskim: „Problem okazał się taki, że ich [ekspertów – red.] sposób myślenia o gospodarce i zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie”. Nie udawajmy przy tym, że cała elita naukowa w Polsce to co najmniej niechętni PiS liberałowie. Rządzący z łatwością znaleźliby także miłych swojej filozofii fachowców z różnych dziedzin, gdyby tylko mieli w sobie taką wolę i potrafili mądrze budować instytucje. Tego jednak nie zrobili.

Koalicja pisowskich spraw

Trudno się więc dziwić, że prawie nikt z czołowych polityków PiS nie chce teraz wziąć na siebie odpowiedzialności. Scenariusz utraty władzy jest bowiem jedynym możliwym, a wiedział to każdy, kto interesuje się polską polityką. „Koalicja polskich spraw” spaliła na panewce, bo od samego początku była raczej szalupą ratunkową dla „pisowskich spraw”. Za każdym razem, gdy partia Jarosława Kaczyńskiego miała jakiś doraźny interes do kogoś z zewnątrz, powoływała się na owe „polskie sprawy”, lecz zawsze było to nieszczere deklaracje.

Celną uwagę poczynił w jednym ze swoich wideoblogów Rafał Ziemkiewicz, mówiąc, że PiS zamiast podzielić scenę polityczną na konkurentów i wrogów, wrzucił wszystkich do jednego worka i zwalczał z równą zapiekłością, niszcząc jakiekolwiek szansę na centroprawicową koalicję.

Czytaj więcej

Dlaczego Kaczyński kazał Morawieckiemu zbudować rząd i publicznie go upokarza?

Zewsząd słyszymy, że Mateusz Morawiecki i jego nowy rząd – po klęsce nieuzyskania poparcia parlamentu – stanie się zespołem rozliczającym rząd Donalda Tuska z obietnic. Kibicuję. Szczególnie, gdyby oznaczało to faktyczną zmianę mentalności w Prawie i Sprawiedliwości. Chciałbym wierzyć, że tych szlachetnych deklaracji, o których teraz z właściwym sobie patosem opowiada premier, klub PiS trzymać się będzie w opozycyjnych ławach. Mają przecież w tym względzie dobre tradycje – za rządów PO-PSL partia Kaczyńskiego wiele poświęciła intelektualnej pracy, organizując na przykład Kongres Polska Wielki Projekt, który niegdyś rzeczywiście był ważną dla tego środowiska agorą wymiany poglądów.

Myślę jednak, że standardy w polskim życiu publicznym spadają linearnie z roku na rok i wpłynie to także na działania opozycji. Słowem, „totalność” stanie się standardem. Po obu stronach.

Doczekaliśmy się. Premier Mateusz Morawiecki przedstawił swój nowy rząd. Trzeba jasno powiedzieć, że to gabinet „z łapanki”. Przedstawiona opinii publicznej propozycja rządu to zwykła minimalizacja politycznych szkód. Nazwiska osób, które stary-nowy gabinet miałyby tworzyć, to bliscy współpracownicy dotychczasowego prezesa Rady Ministrów, często szeroko niekojarzone, więc nie stracą na fiasku, jakim będzie oczywiste nieuzyskanie wotum zaufania w Sejmie.

Ministrowie zderzaki zamiast członków gabinetu

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Opinie polityczno - społeczne
Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po nominacji Roberta F. Kennedy’ego antyszczepionkowcy uwierzyli w swoją siłę