Bardzo lubię i szanuję Marcina Giełzaka, którego trzeźwy sposób myślenia i analizy świata poznałem w trakcie współpracy w projekcie „Konsens”. Bardzo cenię ten typ myślenia o rzeczywistości, który najkrócej wyrazić można stereotypowym „myślę, więc wątpię”. Bez niego nie można sobie wyobrazić postępu, dążenia do zbudowania rzeczywistości, która będzie lepsza niż to, co jest. W projekcie „Konsens” tworzymy więc pewną frakcję zdroworozsądkowców, czasem wspólnie z jedną grupą ludzi prawicy, czasem z inną (generalnie prawica o różnych barwach w tym projekcie dominuje).
Niestety, nie mieliśmy okazji porozmawiać o lewicy, choć znam jego miłość do PPS-u, zwłaszcza emigracyjnego. Z tym większym zaciekawieniem sięgnąłem po rozmowę, jaką przeprowadził z nim w „Plusie Minusie” Roch Zygmunt („Marcin Giełzak: Woke rozbija lewicę i pozwala ją przejąć korporacjom”, 18 sierpnia 2023 r.). I niestety się rozczarowałem. I to z wielu powodów.
Czytaj więcej
My walczymy o sprawiedliwość, oni o „reprezentację”. Nas oburza wykluczenie, ich „uprzedzenia”. My chcemy równości, oni „różnorodności”. Tymczasem, jeśli twoją rewolucję popierają wszystkie największe korporacje, brytyjska rodzina królewska i amerykański Korpus Piechoty Morskiej, to nie jest to rewolucja - mówi Marcin Giełzak, historyki i publicysta.
Antykomunizm jak odra
Zacznę od tego, że Marcin Giełzak mocno tkwi na pozycjach ahistorycznych. Współczesną lewicową partię parlamentarną nazywa postkomunistami i odróżnia ją od lewicy socjaldemokratycznej. Ja się za to nie obrażam. Rozumiem, że są ludzie – martwi mnie, że także wśród lewicy – którzy tkwią od lat na barykadach. Im dalej od komunizmu, tym bardziej rośnie ich antykomunizm. Nawet Jarosław Kaczyński się z tego wyleczył, Marcin Giełzak jeszcze nie. Ale to przechodzi jak odra (uwaga, Marcinie, z małej litery – zaznaczam, bo wywiadowany odróżnia lewicę z małej i z dużej litery). Tylko że to jest etykietowanie ludzi i zjawisk. Jeśli jego podstawą są życiorysy, to Włodzimierz Czarzasty jest ilustracją. Ale grono kierownicze klubu parlamentarnego Lewicy już nie. Nikt z niego – to informacja nie tylko dla Giełzaka – nie należał do aktywu PZPR-u. A średnia wieku tego gremium to 40 lat. Przypomnę Marcinowi Giełzakowi, że III RP ma już 34 lata.
Etykietę „postkomuniści” odnieść można także do założeń ideowych i celów programowych partii. Ciekaw jestem, który z poglądów Nowej Lewicy można zakwalifikować jako resentyment do ideałów, myśli i praktyki politycznej ustroju, który umarł przed 34 laty. Jego echa (partia kieruje, rząd rządzi, omnipotentne państwo, dominujący i przekuwany w powszechnie obowiązujące normy prawne światopogląd) odnajduję w praktyce politycznej innych partii. Żadna z nich nie określa się jako lewicowa, ba, tworzą one wspólny front z Marcinem Giełzakiem w zwalczaniu lewicy politycznej, realnie istniejącej (to złośliwość!).