Gdyby to jeszcze powiedział jakiś podrzędny polityk, można by to łatwo wyjaśnić niewiedzą czy brakiem doświadczenia. Ale takich braków nie można przecież zarzucić Radosławowi Sikorskiemu, byłemu ministrowi obrony narodowej i szefowi dyplomacji. Człowiekowi, który przecież sam był na wojnie – i to z Rosją, w Afganistanie – i na pewno doskonale rozumie, po co Rosjanie uciekają się do podobnych prowokacji, jaka miała miejsce ostatnio nad Białowieżą.
Co powiedział Radosław Sikorski w Radiu TOK FM
Tymczasem tak doświadczony polityk powiedział w czwartkowej porannej audycji TOK FM u Dominiki Wielowieyskiej, że białoruskie śmigłowce, które delikatnie mówiąc: naruszyły polską przestrzeń powietrzną, a mniej delikatnie: dokonały prowokacji wojskowej, wlatując na bardzo niskim poziomie nad polską miejscowość i przeleciały tuż nad polskimi domami, należało zwyczajnie zestrzelić. Jak rozumieć taką deklarację?
Czytaj więcej
Prowokacja, błąd pilotów czy też „ochrona” Łukaszenki? Polska zwiększa siły wojskowe przy granicy z Białorusią po wtargnięciu w naszą przestrzeń powietrzną śmigłowców dyktatora.
Z wojskowego punktu widzenia zestrzelenie takich śmigłowców, oczywiście, wchodzi w grę – ale jest ostatecznością. O takim kroku mówią procedury, a także głośno opowiadają wojskowi, choćby gen. Roman Polko. – Reakcja powinna polegać na ostrzeżeniu tych załóg, że naruszyły przestrzeń powietrzną, a w konsekwencji, jeśli nie zareagują, na zestrzeleniu. Wtedy jest wyraźny sygnał, że granica jest chroniona - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską były dowódca GROM. Nie wspominają o tym jednak żadni inni politycy poza Radosławem Sikorskim. I nie ma w tym przypadku.
Politycy nie powinni dziś wchodzić w rolę jastrzębi
Bo procedury procedurami, ale politycy mają do odegrania inną rolę niż wojskowi. Skoro trwa wojna informacyjna, dyplomatyczna, jednym słowem: hybrydowa, to powinniśmy oczekiwać od polityków, szczególnie tych najbardziej doświadczonych, że to właśnie oni wezmą odpowiedzialność za to, jak w tej wojnie poradzi sobie państwo polskie. A na co dziś liczy Kreml? Właśnie na to, że uda nas się sprowokować, podgrzać atmosferę, przestraszyć, usłyszeć od nas mocne słowa. I dla polityków to moment próby – czas odsiania mężów stanu, którzy potrafią zachować chłodną głowę, od nieodpowiedzialnych i rozgrzanych działaczy partyjnych.