Estera Flieger: Oszukana symetria

Przekonanie, że inni mają obowiązek zadbać o polską historię, bo nam się to należy, jest na wskroś mylne. Nikt tego za Polskę nie zrobi – pisze publicystka historyczna.

Publikacja: 02.05.2023 03:00

Auschwitz-Birkenau – niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady

Auschwitz-Birkenau – niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady

Foto: AdobeStock

„Gazeta Wyborcza” opublikowała 25 kwietnia tekst Martina Pollacka „Polska może być dumna z profesor Engelking. Wiem, jak trudno zaakceptować, że ojciec był mordercą”. Austriacki reporter odniósł się w nim do awantury, którą w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim wywołał wywiad udzielony Monice Olejnik w „Kropce nad i” przez profesor Barbarę Engelking, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Mówiła ona w nim o różnych – w tym wyrażonych w słowach wrogości – postawach polskiej ulicy wobec społeczności żydowskiej zamkniętej za murami płonącego getta.

Tekst Martina Pollacka, protestującego przeciw atakom prawicy na profesor Barbarę Engelking, w mojej ocenie nie jest dobry: doświadczenie jednostkowe, skądinąd wybitnego pisarza, syna nazistowskiego zbrodniarza, nie jest tożsame z polskim. Inaczej: nie ma symetrii pomiędzy machiną Zagłady, czyli systemową przemocą zorganizowaną przez państwo – III Rzeszę, a przypadkami udziału pojedynczych obywateli okupowanej Rzeczypospolitej w pogromach takich jak Jedwabne. Tymczasem coraz częściej i śmielej – głównie przez zachodnich autorów – podejmowane są próby zatarcia tej fundamentalnej różnicy. Niestety, odbywa się to przy ignorowaniu problemu przez historyków, którzy nie definiują się jako prawicowi, i braku refleksji nad jego rozwiązaniem u polityków innych opcji niż PiS.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Engelking, Świrski i Monika Olejnik

Siekiera zamiast skalpela

Ale rządząca prawica wybrała możliwie najgorszą strategię: minister Paweł Jabłoński nazwał na Twitterze (wpis z 27 kwietna) Pollacka „negacjonistą hitlerowskich zbrodni”. Pojęcie „negacjonista” (inaczej: „denialista”) wywołuje natychmiast skojarzenie z Davidem Irvingiem, znanym z twierdzenia, że Adolf Hitler nie wiedział o Holokauście, a w Auschwitz nie było komór gazowych. Kiedy weszłam z nim w dyskusję, minister Jabłoński nie wycofał się, brnął dalej, ukręcając w ten sposób łeb krytyce tekstu Pollacka, który w żaden sposób nie wypełnia definicji pojęcia negacjonizmu. Jest tylko i aż wykładnią trendów w niemieckiej i austriackiej polityce historycznej, które z polskiego punktu widzenia na tę krytykę jak najbardziej zasługują.

Głos w wymianie zdań na Twitterze zabrała także dyrektor Instytutu Pileckiego, dr hab. Magdalena Gawin, która oskarżyła Pollacka o bierność wobec tego, że na terenie obozu koncentracyjnego Gusen, gdzie życie straciło kilkadziesiąt tysięcy Polaków, Austriacy zbudowali willowe osiedle. Zachodzi pytanie: co Magdalena Gawin i Paweł Jabłoński, a szerzej rząd Zjednoczonej Prawicy zrobił, by wcześniej dotrzeć do Martina Pollacka?

Przekonanie Gawin i Jabłońskiego, że wszyscy dookoła mają obowiązek zadbać o polską historię, bo nam się to należy, jest na wskroś mylne, bo tym musi się zająć sama Polska. I nikt tego za Polskę nie zrobi. Potrzebni są jednak partnerzy – na przykład zachodni koproducent dobrego serialu historycznego, dostępnego np. na Netfliksie. Na razie środki do realizacji tego celu prawica wybiera przeciwskuteczne. Profesora Timothy’ego Snydera w Radzie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zamieniła na redaktora polskiej prasy prawicowej i księdza. Tam, gdzie należy użyć narzędzi chirurgicznych, wymachuje siekierą. Przypomina jadącego na rowerze chłopca z memów, który wywraca się, bo sam włożył sobie kij w szprychy, ale o upadek oskarża wszystkich innych.

Łatwo wyobrazić sobie w światowej prasie nagłówki z polskim ministrem nazywającym Pollacka negacjonistą – taka sprawa jest nie do wygrania. Nikt nie będzie niuansował i nikogo nie zainteresuje to, dlaczego jego tekst nie broni się na poziomie merytorycznym i retorycznym. Soft power nie lubi groteskowego prawicowego wzmożenia. Ale polityka zagraniczna, a kulturalna jest jej częścią, pozostaje dalej wyłącznie funkcją wewnętrznej, więc żelaznemu elektoratowi należy dostarczyć show, w którym minister Przemysław Czarnek grozi Instytutowi Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, przy którym działa Centrum Badań nad Zagładą Żydów, obcięciem finansowania za wypowiedzi profesor Barbary Engelking. Nie jest to standard demokratyczny.

Gorszy Polak

W ten sposób prawica staje się grabarzem polityki pamięci – wahadło wybije kiedyś w drugą stronę. Nie tylko nastąpi powrót do polityki ciepłej wody w kranie, historia nie będzie mieć znaczenia. „Postępowi intelektualiści” upolitycznią pamięć na swój sposób, powodowani kompleksem wobec Zachodu i przenosząc w skali 1:1 zachodnie trendy na polski grunt. Przykład: biorący na sztandar prawdę historyczną i wartości akademii poseł Lewicy dr hab. Maciej Gdula wyłącznie się z nimi mija – w ostatnich dniach prowadzi szarżę przeciwko narracji prawicy o Polakach ratujących Żydów, bazując na danych liczbowych nijak oddających rzeczywistość okupowanej Rzeczypospolitej, której nie da się porównać np. z Francją. Trudno nie dostrzec, że Maciejowi Gduli nie chodzi o dojrzałe przepracowanie przeszłości. Z jakichś powodów znanych tylko posłowi Gduli i podobnie do niego myślących, Polak ma być w tej opowieści już na starcie gorszy niż Francuz.

Od eseju Jana Józefa Lipskiego „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy” paraliżujący pozostaje strach przed jakąkolwiek formą afirmacji polskich dziejów. Paradoks polega na tym, że w kręgach posła Gduli swego czasu furorę robiła książka „Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii” Briana Portera-Szűcsa. „Postępowi intelektualiści” lubią opowieść o tym, że polska historia jest jak każda inna, tylko nie wiedzieć czemu, jeśli chodzi o II wojnę światową, Polacy mieli być gorsi niż wszyscy inni. O ile 20 lat temu zarzutem wobec Polaków miał być udział poszczególnych sprawców w pogromach, o tyle dziś jest nim bierność – oderwana od okupacyjnego kontekstu. Wystarczy wejść w komentarze pod tekstem Pollacka na stronie „Wyborczej”, by zobaczyć, jak polityczne ma to zabarwienie.

Ale wśród tych komentarzy znalazłam jeden, który powinien dać postępowej stronie szczególnie do myślenia: „Efektem pisowskiego prymitywizmu będzie to, że ludzie rozsądni w Polsce staną przed wyborem – albo uznać, że Polacy w czasie wojny byli dokładnie w takiej samej sytuacji i ponoszą taka odpowiedzialność jak Niemcy i Austriacy, albo przyłączyć się do nacjonalistycznego bajdurzenia PiS-u. Coraz trudniej o rozsądek i wyważone opinie”.

„Gazeta Wyborcza” opublikowała 25 kwietnia tekst Martina Pollacka „Polska może być dumna z profesor Engelking. Wiem, jak trudno zaakceptować, że ojciec był mordercą”. Austriacki reporter odniósł się w nim do awantury, którą w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim wywołał wywiad udzielony Monice Olejnik w „Kropce nad i” przez profesor Barbarę Engelking, kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Mówiła ona w nim o różnych – w tym wyrażonych w słowach wrogości – postawach polskiej ulicy wobec społeczności żydowskiej zamkniętej za murami płonącego getta.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie Karol Nawrocki. Chyba, że jednak nie
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie