Bogusław Chrabota: Engelking, Świrski i Monika Olejnik

Wobec ludzi zamordowanego narodu nie można bronić się słowami. Zostaje tylko cisza.

Publikacja: 28.04.2023 17:00

Bogusław Chrabota: Engelking, Świrski i Monika Olejnik

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

Duszna ta wiosna. Czekaliśmy na nią w nadziei, że przyniesie jakieś promienie otuchy. Ale mało jej, mało dobrych znaków, pozytywnych zjawisk, króluje samonapędzająca się nienawiść, pretensje wszystkich o wszystko, do wszystkich. Niekiedy tak absurdalne, jak do dziennikarki Moniki Olejnik w sprawie wypowiedzi Barbary Engelking o zagładzie i Polakach.

Pomijając już sam kontekst czasowy, a profesor Engelking wystąpiła w programie Moniki w związku z rocznicą powstania w gettcie, zarzuty, że mówiła nieprawdę, są obrzydliwe. Teza, że Polacy mogli zrobić więcej dobrego wobec mordowanych braci Żydów, to nie jest pogląd ani nowy, ani odosobniony. Co więcej, po 1945 roku wyrażano go często pod wieloma szerokościami geograficznymi. Rozsianym po świecie ocalonym czy krewnym pomordowanych nie należy się dziwić, przemówiła gorycz. Stracić naród? Cóż może być gorszego. Czy w istocie w cieniu tej tragedii nie należy zachować milczenia? Polacy nie potrafili. Nie wszyscy, ale wielu.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Hołd bojownikom warszawskiego getta

Powojenne pogromy czy rok 1968 tylko poziom tej goryczy podniosły; mam dość lat, by przypomnieć sobie spotkania z polskimi Żydami w różnych miejscach na świecie. Od Kalifornii po brzegi Jordanu. Język polski kusił; przyciągał rozmówców. A kiedy dowiadywali się, że jestem z kraju nad Wisłą, zawsze czułem na sobie ten jedyny w swoim rodzaju ciężar spojrzenia; kim jesteś? Kim byli twoi przodkowie, jak się zachowywali w tamtych czasach?

W hotelu w Ejlacie w 1996 roku w Dniu Pamięci o Holokauście kierownik sali, słysząc język polski, wyprosił moją rodzinę z restauracji. „Nie macie prawa tu być w takiej chwili”. Nie zadawał pytań, nie oczekiwał wyjaśnień. Kilka dni później nad Morzem Martwym dołączyła się do nas grupka starszych ludzi. Byli z kibucu na północy Izraela. „Jesteście Żydami?” „Nie, Polakami”. Trudno było rozmawiać, tłumaczyć się z nie swoich grzechów.

Teza, że Polacy mogli zrobić więcej dobrego wobec mordowanych braci Żydów, to nie jest pogląd ani nowy, ani odosobniony. Co więcej, po 1945 roku wyrażano go często pod wieloma szerokościami geograficznymi.

W 1993 roku w Portland w Oregonie mieszkałem u wspaniałych ludzi, Ewy i Geralda Lovenów. On Żyd z Goerlitz, ona z Wiednia. Wyjechali do Stanów kilka miesięcy po anszlusie. Przy pierwszej kolacji tłumaczyli się, jak ciężko było im przyjąć gościa z Polski. „Wiesz, wraca cały koszmar. Wszystkie wspomnienia. Myśleliśmy, że schowaliśmy je w sobie. Ale nie, wychodzą na światło dzienne codziennie, co noc. Jesteś tu właśnie dlatego, że chcieliśmy się z tymi uczuciami zmierzyć”. Kilka dni później na kampusie uniwersytetu w Portland przemawiał Elie Wiesel. Lovenowie zabrali mnie z sobą na spotkanie. Wiesel mówił o nazistach i ich współpracownikach, polskich szmalcownikach, których zbrodni nikt w powojennej Polsce nie rozliczył. Płonąłem na tej sali, a po powrocie do domu Lovenów nie byłem w stanie zamienić słowa. Oni też nie potrafili. Opuściłem ich po dwóch dniach milczenia.

Gerry umarł niedługo później na atak astmy, ale Ewa odwiedziła mnie w Warszawie. Zaprowadziłem ją na Miłą, pokazałem kopiec nad bunkrem Anielewicza. Udało nam się porozmawiać.

Ile mam jeszcze takich przypadków wyliczyć? Zagłada pozostawiła po sobie rany bez szans na zabliźnienie. Wobec ludzi zamordowanego narodu nie można bronić się słowami. Zostaje tylko cisza. Może jeszcze słowa wiersza Miłosza „Campo di Fiori” i kilka najważniejszych myśli Błońskiego ze słynnego eseju „Biedni Polacy patrzą na getto”.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Cywilizacje rodzą się i umierają

Swoją drogą, dlaczego wtedy, w początku lat 90., tak dobrze rozumieliśmy to przesłanie, dzięki któremu udawało się choć po części odbudować stosunki z narodem żydowskim, a dziś nowe pokolenie opryczników z taką łatwością obala dorobek tamtych czasów? Minister, skądinąd z tytułem naukowym, Czarnek zapowiada za „kłamstwa Engelking” cięcie budżetu dla Instytutu Socjologii PAN. Szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski wszczyna kolejne bezsensowne postępowanie, pouczając Monikę Olejnik, że „jeśli gość programu łże, to dziennikarz ma widzom powiedzieć, że jest to kłamstwo”. A kimże pan jest, panie przewodniczący, pozwolę sobie zapytać, że ośmiela się pan uczyć warsztatu jedną z najważniejszych postaci polskiego dziennikarstwa po 1989 roku? Jakie pan ma kompetencje? Jaki dorobek? I czemu nie potrafi pan uszanować tej ciszy nad grobami ofiar?

Czy naprawdę trzeba rozgrzebywać te rany? Nie, z pewnością nie. Tym bardziej że coraz ich więcej. W Katowicach na kongresie EKG rozmawiałem z byłym prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Nie potrafił mówić o wojnie, o jej ofiarach bez ekstremalnych emocji. „Przepaść miedzy Ukraińcami i Rosjanami jest na pokolenia. Nie do zasypania. Nasz naród tych zbrodni nie odpuści. Będziemy walczyć do końca. Do ostatecznego zwycięstwa”. Wojny zostawiają niezmywalne ślady. Za naszą granicą narodziła się ta sama emocja, jaką odczuwali ocaleni z Holokaustu. Musimy nauczyć się z tym żyć, choć nie będzie to łatwe.

Duszna ta wiosna. Czekaliśmy na nią w nadziei, że przyniesie jakieś promienie otuchy. Ale mało jej, mało dobrych znaków, pozytywnych zjawisk, króluje samonapędzająca się nienawiść, pretensje wszystkich o wszystko, do wszystkich. Niekiedy tak absurdalne, jak do dziennikarki Moniki Olejnik w sprawie wypowiedzi Barbary Engelking o zagładzie i Polakach.

Pomijając już sam kontekst czasowy, a profesor Engelking wystąpiła w programie Moniki w związku z rocznicą powstania w gettcie, zarzuty, że mówiła nieprawdę, są obrzydliwe. Teza, że Polacy mogli zrobić więcej dobrego wobec mordowanych braci Żydów, to nie jest pogląd ani nowy, ani odosobniony. Co więcej, po 1945 roku wyrażano go często pod wieloma szerokościami geograficznymi. Rozsianym po świecie ocalonym czy krewnym pomordowanych nie należy się dziwić, przemówiła gorycz. Stracić naród? Cóż może być gorszego. Czy w istocie w cieniu tej tragedii nie należy zachować milczenia? Polacy nie potrafili. Nie wszyscy, ale wielu.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi