Tylko hymny dwóch państw zaczynają się od słów; „Jeszcze nie zginęła...”, „Szcze ne wmerła...” – śpiewają frontowi żołnierze i cywile w bombardowanych miastach. Taki lęk nie pasuje do hymnu, który powinien sławić potęgę narodu i państwa. „Jeszcze nie zginęła...” – śpiewają tylko ludzie bezlitośnie doświadczeni, zatrwożeni o własną przyszłość. „Szcze ne wmerła...”, ale wykrwawiona może umrzeć jutro, najdalej pojutrze.
Za parę dni mija rok równie okrutnej, co niespodziewanej wojny. Miała być triumfalną wyprawą na Kijów, podobną do zajęcia Krymu w 2014 roku, prawie bez wystrzału. Ale pewien pół Żyd, pół Ukrainiec – wybrany na prezydenta tylko dlatego, że podobał się ludziom jako estradowy komik – powiedział, że nie potrzebuje podwózki, tylko amunicji. Wtedy się zaczęło. Wtedy z krwi poległych zaczął rodzić się Naród i rośnie do dzisiaj.
Czytaj więcej
Polska jest bezpieczna dzięki przynależności do struktur Zachodu. To zasługa szeregu zmian z ostatnich kilku dekad – pisze politolog.
Przecież Rosja ma olbrzymie rezerwy i terytorium, stać ją na zarzucanie wrogich okopów ciałami niedbale wyszkolonych i przemocą umundurowanych chłopaków; wszyscy wiedzą, po czyjej stronie jest przewaga, chociaż „szte ne wmerła...”. Jeszcze wszystko jest możliwe, zwłaszcza gdy Ukraina nie dostanie broni, o którą od dawna błaga. To jest wojna o wszystko. Kiedy Ukraina przegra – zginie na zawsze. Ale od tej chwili zacznie ginąć także Zachód, tylko jeszcze o tym nie wie, dlatego zwleka z dostawami leopardów. Ale dlaczego nasze MiGi-29 nie bazują na ukraińskich lotniskach z ukraińskimi pilotami za sterem? Przecież na te posowieckie myśliwce nie trzeba ich szkolić miesiącami. Ukraińcy byli kiedyś w połowie antyrosyjscy, w połowie antypolscy. Teraz są głęboko antyrosyjscy i proeuropejscy. Nawet ukraińscy Rosjanie, na których Rosja liczyła i się przeliczyła. Oni wiedzą, że z Rosją nigdy nie trafią do Europy, ale z Ukrainą już niedługo. W bitwach powstaje nowa Ruś, jak przed tysiącem lat. Ruś ze stolicą w Kijowie.
Wielka to szansa dla Polski, ale nie dlatego, że pomagamy i przyjmujemy uchodźców. Ta nowa Unia obejmująca Ukrainę nie będzie już imperium Karola Wielkiego z dokooptowanym Wschodem. To będzie nowa oś: Paryż, Berlin, Warszawa, Kijów. Punkt ciężkości przesunie się do Warszawy tylko wtedy, gdy przestaniemy obrażać Niemcy i głupio wojować z Brukselą. Wtedy będzie można porozmawiać o tym, co boli; bez kompleksów i dąsów. I okaże się, że nic nas nie różni, także w sprawie Wołynia.