Wszak miniony rok przyniósł wojnę w samym sercu Europy, która miała być kontynentem współpracy i pokoju. Jest to nie tylko pierwsza wielka wojna w tym miejscu po okrucieństwach zapomnianej już wojny światowej, ale przewyższająca ją w bezmyślnej zaciekłości niszczycielskiej, choć tamta podobno sięgnęła szczytów uzbrojonego zbydlęcenia. Niech wreszcie umilkną działa, zatrzymają się czołgi! Odnajdźmy krzepiącą nadzieję w nadchodzących dniach, kiedy umilkną kłamstwa sprzedajnych polityków i wrzaski pijanych żołdaków. Przecież czekają nas w Polsce z dawna wytęsknione wybory, kiedy nareszcie pozbawimy władzy partię, której wszyscy mamy dość. Czy wreszcie uwierzymy w wątłe jeszcze światełko nadziei?
Niestety, spojrzenie w najbliższą przyszłość – bez złudzeń i samopocieszenia – nie napawa optymizmem. Wprawdzie Ukraina otrzymuje coraz większą pomoc z Zachodu – zwłaszcza od USA – ale wciąż sojusznik bardziej troszczy się o to, by Rosja nie przegrała zbyt mocno, niż o zwycięstwo napadniętych. A poparcie dla walczących Ukraińców słabnie, nie tylko w polskim zmęczonym społeczeństwie. Rosja ma o ileż więcej „mięsa armatniego”, większe rezerwy i najcierpliwszy w świecie naród. A nasze wytęsknione wybory? Już dziś widać – jak trafnie napisał Jarosław Kurski w swojej „Wyborczej” – że PiS szykuje nam mecz na pochyłym boisku. Powiem więcej: coraz bardziej się upewniam, że wyborów żadnych nie będzie lub otrzymamy nowy wariant „wyborów brzeskich”.
Dalej w świecie też gromadzą się czarne chmury: jak długo 80-letni Joe Biden będzie miał moc przewodzenia wolnemu światu w tak trudnych czasach? Wystarczy tylko przypomnieć narastający kryzys gospodarki i handlu światowego, a na nieco dalszym planie przerażającą wizję nieodwracalnych zmian klimatycznych, które życie naszych dzieci i wnuków uczynią piekłem. Opisał to Piotr Wojciechowski w proroczej, lecz niestety zignorowanej powieści „Zły wiatr”: zaczyna się w mało znaczącej części świata, ale wkrótce ten zły wiatr zniszczy wszystko, a na poprawę długo przyjdzie czekać i wiele nieszczęść trzeba będzie przecierpieć, aby pojąć na własnej skórze, że nie są to tylko grymasy nawiedzonych ekologów.