Przed tygodniem pisałem w tym miejscu o nieuchronności wojny kulturowej. Trudno nie wspomnieć w tym kontekście o przyczynie, dla której konserwatyści znajdują się w tym starciu najczęściej w defensywie. Tam im jest po prostu wygodniej.
Podręcznik do przedmiotu o wszechobejmującej nazwie „historia i teraźniejszość” nie powstał po to, by kogokolwiek zindoktrynować, wpoić młodym ludziom jakąś nową – alternatywną w stosunku do posiadanej przez nich wcześniej – wizję świata. I na tym polega mój największy zarzut wobec tej publikacji. Jej autorzy musieli przecież zdawać sobie sprawę, tak mniej więcej, na jakim świecie żyją. W obszarze ich zainteresowań znajduje się wszak nie tylko historia, ale i teraźniejszość.
Wiedzą więc na pewno, że adresują swój podręcznik do znajdującej się w przygniatającej większości na dopaminowym haju social mediów grupy docelowej. Wiedzą, że z zasady nie czyta się w niej zbyt wiele dłuższych tekstów. A ponieważ mają do czynienia z uczniami czy studentami, to kojarzą też, że jeżeli do jakiegoś źródła wiedzy o świecie współczesnym podchodzi się z powagą i zaufaniem, to raczej nie do tego zawartego w podręcznikach. Podjęli więc z politycznego punktu widzenia najrozsądniejszą decyzję. Napisali książkę dla ich rodziców i dziadków.
Czytaj więcej
W podręczniku do nowego przedmiotu historia i teraźniejszość nie ma ani słowa o Lechu Wałęsie czy Tadeuszu Mazowieckim. Mimo to znalazły się w nim noty o Lechu Kaczyńskim i Antonim Macierewiczu. A sama książka przypomina bardziej zideologizowany esej, zbieżny z przekazem Zjednoczonej Prawicy, niż podręcznik dla dzieci. Dla niektórych zdających maturę obowiązkowy do przyswojenia.
Nie chodzi o to, by mieli oni podręcznik do HiT-u przeczytać. Wystarczy, że zetkną się w mediach z co bardziej mięsistymi jego fragmentami. I żeby ci, którzy mieli się oburzyć, wpadli w oburzenie, a obrońcy ustawili się w zwartym szeregu. I pod tym względem operacja „historia i teraźniejszość” zakończyła się pełnym sukcesem. Polityczny cel ministra Czarnka został zrealizowany – objawił się on, zarówno swoim wrogom, jak i zwolennikom – jako frontman wojny kulturowej.