Prezes PiS znowu tłumaczył się z odrzucenia obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej „Stop aborcji". Według Kaczyńskiego jej przyjęcie przyniosłoby przeciwne skutki. Co miałoby to oznaczać? Zapewne wprowadzenie aborcji na życzenie. W trakcie debaty sejmowej posłowie PO, mając świadomość, że otwarte popieranie aborcji zredukuje jej poparcie społeczne, wychwalali obecne prawo, pozwalające na zabijanie poczętych dzieci w trzech przypadkach. Większość posłów PSL i połowa posłów Kukiz'15 popierała projekt „Stop aborcji". Trudno sobie wyobrazić, że 29 posłów Nowoczesnej mogłoby doprowadzić do uchwalenia ustawy bardziej proaborcyjnej niż obecna. Jest to niemożliwe w obecnym składzie Sejmu.
Może zatem Kaczyński miał na myśli wymuszoną przez protesty uliczne zmianę władzy? Tylko że wcześniejsze marsze domagające się zaprzysiężenia nominatów PO do Trybunału Konstytucyjnego były znacznie liczniejsze. Według danych policji majowy marsz KOD w Warszawie zebrał 45 tys. uczestników, a Czarny Marsz w stolicy tylko 17 tys. Sprawa TK była również przedmiotem bardzo silnych nacisków międzynarodowych, zwłaszcza ze strony Unii Europejskiej. Jarosław Kaczyński pozostał jednak nieugięty. Mimo zmasowanych ataków na rząd do zmiany władzy nie doszło. Nie doszłoby do niej również w przypadku uchwalenia zakazu aborcji. PiS mógł wprowadzić zmiany do obywatelskiego projektu, pogorszyłoby to wprawdzie jego jakość prawną, ale odebrałoby najważniejsze argumenty krytykom.
Jarosław Kaczyński zapowiedział również wprowadzenie prawnej ochrony dzieci z zespołem Downa. Dopytywany przez media, czy stanie się to w obecnej kadencji, odpowiada, że nie może tego obiecać, ponieważ stosunek posłów PiS do aborcji jest zróżnicowany. Warto się przyjrzeć owemu zróżnicowaniu. 23 września 2016 r., w czasie pierwszego czytania projektu „Stop aborcji" i ustawy liberalizującej prawo aborcyjne, Jarosław Kaczyński apelował o poparcie obu. W głosowaniu projekt chroniący życie poparli wszyscy obecni na sali posłowie PiS, projekt liberalny poparło zaledwie 43 z nich, w tym prawie całe kierownictwo partii. Zróżnicowanie w Klubie PiS polega więc na tym, że „kompromisowo" nastawionych jest nie więcej niż 20 proc. posłów (w tym zapewne szef partii), a pełną ochronę życia popiera ponad 80 proc. członków PiS. Przy połączonej presji ze strony mediów, ulicy i przewodniczącego partii, ta grupa stopniała do 32 osób w drugim głosowaniu. Gdyby Jarosław Kaczyński wezwał do poparcia projektu, nie miałby kłopotów z uzyskaniem aprobaty całego klubu. Co więcej, projekt taki poparłoby dodatkowo kilkudziesięciu posłów z innych ugrupowań i niezrzeszonych.
Prezes PiS przestrzega w mediach, że krytycy braku realnych działań rządzącego ugrupowania w sferze moralnej „muszą sobie uświadomić, że PiS jest jedyną gwarancją, że lewacka rewolucja obyczajowa, która w Unii jest normą, nie zwycięży w Polsce". Warto w tym kontekście przyjrzeć się ostatnim dziesięcioleciom historii państw tzw. starej Unii. Rewolucja obyczajowa, przed którą przestrzega Kaczyński, dokonała się tam przy współudziale prawicy. We Włoszech ustawy o rozwodach (1970) i aborcji (1978) zostały przyjęte podczas rządów chadeków. Brytyjscy konserwatyści przeforsowali „małżeństwa" jednopłciowe w Anglii w 2013 r. Moralnie nijakie, a w wielu sprawach postępowe rządy PiS dają gwarancję powtórzenia się tej drogi w Polsce.
Przedstawiając się jako katolik i obrońca tradycyjnych wartości, Jarosław Kaczyński realizuje plan ewolucji obyczajowej, ponieważ okazało się, że zmiany rewolucyjne trudno w Polsce przeprowadzić.