To słuszna krytyka. Nikomu nad Wisłą nie powinno jednak zależeć, by w parze z piętnowaniem niektórych posunięć premiera Mariano Rajoya szło poparcie dla pełnej niepodległości Katalonii. Zjednoczona Hiszpania jest zarówno w interesie Polski, jak i reszty Unii Europejskiej.
Zacznijmy od tego, że z perspektywy Warszawy wszelkie zmiany powojennych granic powinny automatycznie budzić wątpliwości. Zwłaszcza zaś zmiany łamiące krajowe konstytucje. Dopiero teraz widać, jakim błędem było zupełne oderwanie od Serbii Kosowa. Stworzyło to zarówno niebezpieczny precedens, jak i poczucie dziejowej krzywdy u sprzymierzonej z Serbią Rosji. A co do Hiszpanii, to jako kraj o podobnej populacji, powierzchni i kulturze jest dla Polski kluczowym partnerem w wielu europejskich kwestiach. Słynny rajd Macrona dobitnie pokazał nam, jak trudno z pozycji gracza wagi średniej buduje się koalicje z mniejszymi partnerami i jak łatwo naszym przeciwnikom jest takimi koalicjami zachwiać. Madryt zaś w kwestii pracowników delegowanych poparł nas właściwie od razu.
Teraz wyobraźmy sobie, że znajdujemy się w Europie, w której dochodzi do ostatecznego brexitu, od Hiszpanii odłączają się Kraj Basków i Katalonia, Francja po wiecznym stanie wyjątkowym wpada w anarchię, a Włochy rozpadają się na Północ i resztę. W efekcie Unia Europejska nie może funkcjonować w dawnym kształcie, a w nowym staje się już swoistym imperium z centrum w Berlinie, zamiast być konfederacją równorzędnych państw narodowych. W takim układzie demokratyczne wybory w poszczególnych kraikach tracą na znaczeniu, a rządzą wielki kapitał i nierozliczalna biurokracja.
To oczywiste, że politykę rozdziera dziś opozycja globalistyczno-lokalistyczna. Pamiętajmy tylko, że zagrożenia dla wolności i ładu czają się w skrajnościach po obu stronach.
Autor jest politologiem z Uczelni Łazarskiego i Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego