Kiedy ujawniono zapisy negocjacji prezesa PiS z austriackim biznesmenem dotyczące planowanej budowy biurowców w centrum Warszawy, przez media przelała się fala zaskoczenia. Dziwiono się, że przewodniczący największej polskiej partii prawicowej, do którego przylgnął wizerunek nieco niedzisiejszego, ideowego inteligenta, prezentuje się nagle jako twardy negocjator. Ponieważ nie tak wiele ludzi mediów orientuje się w tematyce finansowania partii politycznych czy zawiłościach prawa spółek, można było odnieść wrażenie, że samo pytanie o legalność tego rodzaju negocjacji schodzi na dalszy plan wobec odkrycia nieznanej, wyrachowanej twarzy prezesa. Innymi słowy, dla części zwolenników i przeciwników obecnej władzy tematem było już to, że najbardziej wpływowy polski polityk prawicy okazał się kalkulującym graczem, a nie wyłącznie ideowcem.
Powszechne zdziwienie tym odkryciem jest miarą sukcesu, jaki w Polsce odniosła strategia wizerunkowa, stosowana z powodzeniem przez populistyczne ugrupowania prawicowe na całym świecie. Istotą tej strategii jest konsekwentne przedstawianie się w roli ofiary establishmentu; ubogiej, lecz niezłomnej siły, przeciwstawiającej się elitom rządzącym w sekrecie przed obywatelami wszystkimi sferami ich życia, od gospodarki po życie społeczne. Kreowanie tego wizerunku idzie jednocześnie w parze z bezkompromisowym zabieganiem o własne interesy i wcale nie przeszkadza populistycznej prawicy w korzystaniu z przychylności tych samych zamożnych popleczników, którzy w populistycznej retoryce kwalifikowani są jako niepodlegające kontroli elity, oderwane od doświadczenia zwykłych ludzi.
Pytanie jednak, dlaczego ta strategia działa. I dlaczego pozostaje skuteczna nawet wówczas, kiedy skrzętnie ukrywane powiązania biznesowe danego ugrupowania zostaną opisane i udowodnione przez dziennikarzy?
Fanatycy umieją liczyć
W powszechnej świadomości, a nawet wśród części ekspertów, utrzymuje się przekonanie, że trzymanie się bardzo twardej linii ideologicznej w kwestiach społecznych czy obyczajowych nie idzie w parze z budowaniem potężnego zaplecza finansowego. Fakt, że sponsorzy oczekujący od prawicowych ugrupowań przepychania skrajnie wolnorynkowych rozwiązań są jednocześnie gotowi sponsorować na przykład inicjatywy na rzecz radykalnego ograniczania prawa do aborcji, nadal stanowi pewne odkrycie. Tymczasem lansowanie libertarianizmu ekonomicznego pod przykrywką reakcyjnego tradycjonalizmu obyczajowego stało się już dawno temu faktem w wielu krajach na całym świecie.
Największe pole do działania znalazł w Stanach Zjednoczonych. Po pierwsze dlatego, że majętni darczyńcy już od dziesięcioleci inwestują tam w poparcie polityczne dla korzystnych dla siebie rozwiązań. Po drugie dlatego, że próby ograniczenia finansowania polityki przez wielkie firmy zostały w USA skutecznie udaremnione w 2010 r., kiedy amerykański Sąd Najwyższy orzekł o ich sprzeczności z konstytucją. Utorowało to drogę do wielkiego sukcesu takich organizacji, jak Citizens United czy America Legislative Exchange Council, które reprezentują interesy wielkich firm z różnych branż i przygotowują pakiety ustaw, przepychane następnie w niemal niezmienionej formie w różnych stanach, a potem w Kongresie.