Czym dla Polski ma być Ukraina za 25 lat? Optymalnie – politycznym sojusznikiem w możliwie szerokim spektrum spraw, zakotwiczonym w strukturach NATO i UE, względnie w innych sojuszach, których Rzeczpospolita będzie uczestnikiem. Krajem, w którym polskie firmy będą mocno obecne, obie strony będą dla siebie kluczowymi partnerami handlowymi, a kultura polska będzie rozpowszechniona. Państwem, które odzyska okupowane przez Rosję tereny – Krym i część Donbasu.
Osiągnięcie tych celów zależy jednak nie tylko od sytuacji nad Dnieprem. Ważna jest też zdolność polskich środowisk, które doceniają znaczenie relacji z Ukrainą, do efektywnej pracy zarówno z polską opinią publiczną, jak i z politykami. A także od efektywnych działań dyplomatycznych państwa polskiego na Ukrainie.
Trudne zadanie
Tymczasem w polskiej debacie publicznej prawie nie rozważa się problemu, jak utrzymać społeczną legitymizację do prowadzenia polityki wspierania Ukrainy, realizowanej niezmiennie od 1991 r. A staje się to coraz trudniejsze. Jak bowiem tłumaczyć pomoc dla Kijowa w kwestiach związanych z bezpieczeństwem oraz integracją europejską, gdy zachowanie partnera ukraińskiego jest odbierane przez część opinii publicznej jako lekceważenie Polski? Według CBOS 41 proc. Polaków darzy Ukraińców niechęcią. Jak przekonać ich, że jest to państwo ważne i przyjazne, gdy od niemal dwóch lat mamy zakaz prowadzenia prac ekshumacyjnych w tym kraju, a liczne działania w ukraińskiej polityce historycznej mają otwarcie konfrontacyjny charakter?
Historia nie wyczerpuje relacji dwustronnych, ale to spory historyczne dominują w mediach, wykrzywiając obraz sąsiada. A ukraińska polityka pamięci wpływa destrukcyjnie na pole manewru każdego, co warto podkreślić, polskiego rządu wobec Ukrainy. Objaśnianie, dlaczego należy angażować się na rzecz państwa, którego władze promują wizję historii relatywizującą zbrodnie wojenne oraz przypisującą Polakom rolę wielowiekowego oprawcy Ukraińców, jest zadaniem trudnym i zniechęca polityków do zajmowania się problemem Ukrainy w ogóle.
Stabilny rozwój relacji z Ukrainą będzie wymagał uporania się z jeszcze jednym wyzwaniem – jak dalej przekonywać własny naród do kon- sekwentnej polityki podwyższania putinowskiej ekipie kosztów łamania prawa międzynarodowego. Wszak zyski z zajmowania stanowiska unijnego „hamulcowego" relacji z Rosją nie muszą być dla niewprawnego oka oczywiste, a straty mogą się wydawać duże. Cóż z tego, że np. obiektywnie sankcje antyrosyjskie nie wpływają negatywnie na gospodarkę RP, gdy w wyobrażeniach części wyborców powstają obawy przed utratą rzekomo intratnego rosyjskiego rynku zbytu. Również subiektywne odczucie pewnych wyborców, że imperialna „stalinowska" Rosja i nacjonalistyczna „banderowska" Ukraina są siebie warte, może osłabiać determinację polityków do wspierania Ukrainy. Podobnie jak obawa przed wspieraniem potencjalnie groźnego konkurenta dla polskiego rolnictwa, już zresztą wyrażana coraz intensywniej przez silne lobby rolnicze w naszym kraju.