Donald Tusk. Prawie jak Victor Orban

Kto zyskał, kto stracił

Publikacja: 21.01.2012 00:01

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Zupełnie już nic nie rozumiem ze sprawy węgierskiej. Dlaczego? Bo prawicowy premier Viktor Orban znalazł właśnie niespodziewanego sojusznika w osobie Donalda Tuska, który orzekł, że na Węgrzech nie dzieje się nic wykraczającego poza europejskie standardy demokratyczne i gotów jest bronić Węgier przed przesadnymi atakami, jakich doświadcza on właśnie w Unii Europejskiej.

Z jednej strony to dobrze, że premier przestał się liczyć z polityczną poprawnością, że broni suwerenności państw w Unii, której granice właśnie testowane są przez część lewicy, która chce Węgrom właśnie zmieniać prawo. To sygnał, że wyglądające dość naiwnie euroentuzjastyczne wypowiedzi premiera były tylko taktyką, a nie jego prawdziwym stanowiskiem.

Z drugiej jednak strony, nie mogę oprzeć się pokusie stwierdzenia, że premier Tusk, broniąc Orbana, może myśleć o... sobie. "Gazeta Wyborcza", by skrytykować Tuska, wyliczyła w piątek wszystkie grzechy Orbana. Posłuchajmy: "przekształcenie parlamentu w maszynkę do głosowania, gdzie z opozycją nikt się nie liczy, łamanie niezależności banku centralnego, ograniczanie wolności mediów publicznych, nieprzedłużanie koncesji opozycyjnemu Klubrádió z powodów rzekomo formalnych, ograniczenie autonomii sądów, zmiana przepisów emerytalnych dla sędziów, by pozbyć się niewygodnych ludzi z wymiaru sprawiedliwości, zastraszanie opozycyjnych socjalistów poprzez uznanie ich za spadkobierców dawnej partii komunistycznej nazwanej właśnie organizacją przestępczą - to nie drobnostki, które da się zbagatelizować" - pisali Marcin Wojciechowski i Jacek Pawlicki.

A teraz zróbmy eksperyment: zamiast Węgry dajmy Polskę, zamiast Orbana Tuska i sprawdźmy efekty. Czy Sejm ma dziś jakiekolwiek znaczenie, czy zmienił się maszynkę do głosowania? Czy z opozycją ktoś się liczy? Czy NBP jest niezależny? Tak, ale pod warunkiem, że zgodzi się na wynegocjowane przez Tuska przekazanie 6 mld euro do MFW. Czy media publiczne są wolne? Na pewno od wpływu opozycji. Nie zaś od nacisków PO. Nieprzedłużenie koncesji opozycyjnemu radiu z powodów rzekomo formalnych? A jakie są powody odmówienia miejsca do nadawania cyfrowego dla Telewizji Trwam? Zmiana przepisów emerytalnych dla sędziów? A nad czym właśnie pracuje ministerstwo sprawiedliwości? Uznanie opozycyjnych socjalistów za spadkobierców dawnej partii komunistycznej nazwanej organizacją przestępczą? A czy niedawno polski sąd nie uznał Rady Państwa, która wprowadziła stan wojenny za organizację przestępczą o charakterze zbrojnym?

Przyznacie państwo, że to pouczający eksperyment. A stosując logikę kolegów z Wyborczej, możnaby dziś zrobić w Unii raban, że Tusk wprowadza, jak Orban, "populistyczny autorkatyzm".

Dlaczego mam problem z Orbanem? Doceniam kierunek jego zmian, lecz zastanawiam się, dlaczego nie uniknął "przegięć", które całość jego politycznego projektu skazują na klęskę.

Równocześnie jednak nie rozumiem dużej części prawicy, która dziś broni Orbana jak niepodległości. Wszak sama często oskarża Tuska o autokratyzm, powinna więc być wdzięczna Unii za to, że po przekroczeniu pewnych granic dokręcania śruby opozycji w Polsce, być może na zasadzie analogii pochyli się nad stanem demokracji nad Wisłą. Widać brak logiki jest po równo cechą zbyt zaangażowanej prawicy jak i lewicy.

•••

W piątek premier Donald Tusk spotkał się z ekspertami  pracującymi wspólnie z byłym ministrem spraw wewnętrznych Jerzym Millerem nad wyjaśnieniem katastrofy smoleńskiej. Mieli, go poinformować, czy istnieją przesłanki do tego, by wznowić prace komisji. I znów zaproponuję Państwu eksperyment myślowy: napiszmy to wprost: Donald Tusk zaprosił do siebie ekspertów, którzy napisali raport, by powiedzieli mu, że w swej wielomiesięcznej pracy popełnili poważne błędy i dziś trzeba by zaczęli poprawiać owoc swej pracy. Jeśli tak sprawę postawimy można się spodziewać, że eksperci odpowiedzieli: pracowaliśmy świetnie, a jakieś tam nowe rewelacje o jakichś tam ustaleniach dotyczących tego, że nie zidentyfikowano głosu generała Andrzeja Błasika w kokpicie tupolewa, nie zmieniają nic w naszej wersji prawdy. Nic to, że napisano w nim, że "elementem presji pośredniej była obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie załogi", niczego nie trzeba poprawiać. A rzecznik rządu Paweł Graś idzie w piątek wieczorem do telewizji i mówi, że w raporcie "jest wprost powiedziane, że generał Błasik nie wywierał presji".

Ale trudno się dziwić ekspertom i rzecznikowi rządu (a była to komisja rządowa). Czy karpie będą głosować nad przyspieszeniem świat Bożego Narodzenia? Czy eksperci, albo rząd, który ich powołał, mogą tak lekkomyślnie zdezawuować owoce własnej pracy?

Zupełnie już nic nie rozumiem ze sprawy węgierskiej. Dlaczego? Bo prawicowy premier Viktor Orban znalazł właśnie niespodziewanego sojusznika w osobie Donalda Tuska, który orzekł, że na Węgrzech nie dzieje się nic wykraczającego poza europejskie standardy demokratyczne i gotów jest bronić Węgier przed przesadnymi atakami, jakich doświadcza on właśnie w Unii Europejskiej.

Z jednej strony to dobrze, że premier przestał się liczyć z polityczną poprawnością, że broni suwerenności państw w Unii, której granice właśnie testowane są przez część lewicy, która chce Węgrom właśnie zmieniać prawo. To sygnał, że wyglądające dość naiwnie euroentuzjastyczne wypowiedzi premiera były tylko taktyką, a nie jego prawdziwym stanowiskiem.

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Powódź 2024. Raport NIK jak lekcja
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Miłosz: Czy powódź przekona polityków, by oddali komunikację w ręce specjalistów
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Państwo to strażak i urzędnik. W powodzi nie zawiedli
Opinie polityczno - społeczne
Renaud Girard: Polska - czwarta siła w Europie
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz Groblewski: Igrzyska w Polsce – podrzucajmy własne marzenia wrogom, a nie dzieciom