W Szwecji przywrócono niedawno obowiązkową służbę wojskową zlikwidowaną w 2010 roku. Podobną decyzję podjęto na Litwie. Politykę obronną zmieniają też Finowie, którzy po latach odchudzania armii chcą ją teraz powiększać. Dyskusje nad rozbudową potencjału obronnego odbywają się też w Rumunii i Czechach. Także Stany Zjednoczone i Niemcy zapowiadają wzrost nakładów na obronność. Ewidentnie na świecie rośnie świadomość zagrożenia istniejącego systemu międzynarodowego, także w wymiarze militarnym.
Gdy Stany Zjednoczone zwiększają nakłady na wojsko, kierują się przede wszystkim potencjalnym zagrożeniem ze strony Chin. Z kolei państwa europejskie są coraz bardziej zaniepokojone rewizjonistyczną polityką Rosji. Ich zdaniem jej ambicje może powstrzymać jedynie wzrost możliwości obronnych państw europejskich. Stąd rewizja dotychczasowej polityki obronnej, która generalnie polegała na zmniejszaniu nakładów budżetowych na obronę, likwidacji obowiązkowego poboru wojskowego i przekształceniu własnych armii w korpusy ekspedycyjne używane głównie w celu dyscyplinowania państw pozaeuropejskich.
Rosyjski rewizjonizm
Zmiana polityki rosyjskiej miała miejsce tuż po dojściu Putina do władzy. To wtedy Moskwa zaczęła dynamicznie zwiększać wydatki na zbrojenia. Kolejnym krokiem była przebudowa własnych sił zbrojnych i stopniowe dostosowywanie ich do realiów współczesnej wojny. Ten proces został wyraźnie przyspieszony po wojnie z Gruzją w 2008 roku. Zadziwiające jest, że proces przebudowy i unowocześniania rosyjskiej armii praktycznie nie został zauważony na Zachodzie, a w każdym razie nie wyciągnięto z tego faktu żadnych wniosków. Już po wojnie z Gruzją kilka krajów postanawia zrezygnować z obowiązkowej służby wojskowej, a wiele państw NATO nadal tnie wydatki obronne. Wezwania do zwiększenia nakładów zbrojeniowych ze szczytu w Newport w 2014 r. zostały praktycznie zignorowane. Jedynie podczas szczytu NATO w Warszawie zdecydowano o rozmieszczeniu wojsk natowskich w państwach bałtyckich i w Polsce. To są działania symboliczne, polityczne i propagandowe, ale bez większego znaczenia militarnego. Szczyt w Warszawie powinien uzmysłowić zwłaszcza państwom Europy Środkowo-Wschodniej, że mogą liczyć tylko na siebie. I to powinien być dzwonek alarmowy dla wszystkich państw naszej części kontynentu, że jedynie radykalny wzrost własnych możliwości obronnych może być najskuteczniejszym instrumentem powstrzymującym rosyjski rewizjonizm.
Polska racja stanu
Polska formalnie należy do nielicznego grona państw, które zgodnie z ustaleniami dwóch ostatnich szczytów NATO wydają 2 proc. PKB na obronność. Wypełniamy jednak ten wymóg tylko formalnie, bo wliczamy do tego ok. 7,3 mld złotych przeznaczanych na emerytury wojskowe. Należałoby też odjąć od tej kwoty koszty zakupu samolotów dla VIP-ów. W zmienionej sytuacji międzynarodowej wzrost wydatków obronnych naszego kraju do 3 proc. PKB jest wymogiem racji stanu. Bez radykalnego i szybkiego wzmocnienia naszego potencjału obronnego możemy znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji zagrażającej bezpośrednio naszemu bezpieczeństwu narodowemu.
Ostatnio o wzroście nakładów obronnych do 3 proc. PKB wspominali prezes PiS Jarosław Kaczyński i minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, ale są to deklaracje bez pokrycia, bo obniżenie wieku emerytalnego praktycznie wyeliminowało możliwość zasadniczego zwiększenia wydatków obronnych.