Podkaminer: Czy rosnące płace przyspieszą inflację?

Szybki wzrost wynagrodzeń niepokoi wielu lobbystów biznesu prywatnego. Ja jednak uważam, że mamy do czynienia z etapem naturalnego procesu.

Publikacja: 14.08.2024 04:30

Podkaminer: Czy rosnące płace przyspieszą inflację?

Foto: Adobe Stock

Udział płac w krajowym PKB jest wciąż dość niski. Ostatnio wynosił 48,7 proc. wobec 55,7 proc. w strefie euro. Praca jest w Polsce opłacana poniżej jej wydajności bardziej niż gdzie indziej. Nie jest to naturalne dla krajów regionu. Udział płac w PKB trzech krajów bałtyckich jest dużo wyższy. W 2023 r. wyniósł średnio 56,9 proc. Według prognoz AMECO pozycja Polski poprawi się w 2024 r., sięgając 49,9 proc. PKB. To wciąż mniej niż przed pandemią. W 2019 r. udział płac wynosił 50 proc. Ale ma się też poprawić pozycja innych krajów, np. bałtyckich, przekraczając 58 proc.

Płace i inflacja – co mówi teoria

Szybki wzrost płac oznaczać może wzrost popytu konsumpcyjnego skutkujący nadwyżką popytu nad podażą, a wzrost jednostkowych kosztów pracy może też skłaniać do podwyżek cen. Można by więc oczekiwać wyższej inflacji uzasadniającej bardziej restryktywną politykę pieniężną. Zastopowanie inflacji wymagałoby, zdaniem wielu ekonomistów, radykalnych działań. Determinację, z jaką np. prof. Joanna Tyrowicz (członek RPP) konsekwentnie proponuje radykalną podwyżkę stóp procentowych NBP (w tym referencyjnej do poziomu 7,75 proc.), należałoby tłumaczyć przeczuciem inflacyjnego przyspieszenia powodowanego wzrostem płac. Intencjonalnie skutek tego działania sprowadzałby się do wywołania wysokiego bezrobocia, studzącego płacowe aspiracje ogółu pracujących. Trudno wskazać inne kanały, poprzez które podwyższone stopy procentowe mogłyby obecnie znacząco oddziaływać na przyspieszenie inflacji. Ożywienie kredytu dla gospodarstw domowych jest wciąż bardzo niemrawe.

Aktualnie utrzymuje się deflacja w przemyśle (spadek cen producenta) oraz spadek zysków i rentowności w sektorze przedsiębiorstw. Dowodzi to słabości wpływu rosnących płac (i kosztów pracy) na ceny.

„Teoria” spirali cenowo płacowej („rosnące płace napędzają wzrost cen, a rosnące ceny napędzają wzrost płac”) jest wdzięcznym tematem publicystyki gospodarczej i wykładów akademickich. Warto ją jednak skonfrontować z rzeczywistością odzwierciedloną w statystykach cen i płac. Z wykresu wynika, że związek pomiędzy dynamiką płac a dynamiką cen jest raczej niejednoznaczny.

W okresie od początku 2006 r. do połowy 2008 r. mieliśmy do czynienia z bardzo szybkim wzrostem produkcji i zmniejszaniem się stopy bezrobocia. W tych warunkach przyspieszała i inflacja, i wzrost średniej nominalnej płacy, a tempo wzrostu płacy znacznie przewyższało inflację. Te tendencje odwróciły się po wybuchu światowego kryzysu finansowego i trwały do drugiej połowy 2010 r. Od początku 2010 r. do końca 2012 r. płace i ceny zdawały się poruszać po zbliżonych trajektoriach. Średnia wzrostu płac dla tego okresu wyniosła 4 proc., a dla wskaźnika wzrostu cen 3,5 proc.

Od początku 2013 r. aż do marca 2020 r. obserwowano rozziew pomiędzy tempem wzrostu płac i cen. Dla całego rozważanego okresu średnia dla wskaźnika inflacji wyniosła jedynie 0,9 proc., podczas gdy średnia dla wskaźnika wzrostu płac aż 4,8 proc. Rozziew pomiędzy dynamiką cen i płac był szczególnie znamienny w pierwszej części tego okresu: aż do początku 2017 r. obserwowano wtedy deflację (spadek poziomu cen) równolegle ze stabilnym, blisko 3-procentowym, wzrostem płac.

Od maja 2020 r. wzrost płac przyspieszył, osiągając apogeum 15,8 proc. w lipcu 2022 r. Przyspieszenie inflacji zaczęło się wcześniej, w lutym 2021 r., a jej apogeum 18,4 proc. zostało osiągnięte rok później. Dla okresu od kwietnia 2020 r. do lipca 2022 r. średnia wskaźnika wzrostu płac wyniosła 8,2 proc., a średnia wskaźnika cen 6,2 proc.

W ostatnim okresie, od lipca 2022 r., notuje się szybki spadek inflacji pomimo wciąż wysokiego tempa wzrostu wskaźnika płac. Jak widać, szybko rosnące płace nie zapobiegły w tym okresie radykalnej dezinflacji.

Przyczyny inflacji

W drugim półroczu bieżącego roku i pierwszym roku przyszłego doświadczymy „odbicia” inflacji powodowanego przez rządowe decyzje określające ceny energii elektrycznej, gazu i ciepła.

Czy wysokie tempo wzrostu płac nie przyczyni się do wzmocnienia tego „odbicia” inflacjij? Otóż taki skutek wysokich wzrostów płac uważam za mało prawdopodobny. Wysoka dynamika płac (już od maja 2022 r.) nie zapobiegła radykalnej dezinflacji (od marca 2023 r.). Nie brakuje innych precedensów dowodzących, że szybki wzrost płac niekoniecznie przekłada się na wyższą inflację. Po szybkim wzroście płac w okresie 2006–2008 inflacja spadła. W latach 2013–2019 doświadczaliśmy szybkiego wzrostu płac przy niskiej inflacji (a nawet deflacji w latach 2014–2016).

Analiza ekonometryczna sugeruje, że w okresie od stycznia 2010 r. do marca 2020 r. występowała swoista przyczynowość. „Przyczyną” okazywała się zmiana płacy nominalnej, a „skutkiem” poziom wskaźnika inflacji (nie stwierdzono przyczynowości przeciwnej – od inflacji do zmiany płacy). Zauważmy, że w tym okresie średni wskaźnik wzrostu płac wyniósł 4,6 proc., a średni wskaźnik CPI tylko 1,7 proc. „Przyczynowość” od płac do cen nie polegała więc na pobudzaniu szybkiego wzrostu cen przez szybki wzrost płac. W omawianym tu okresie imponujący wzrost płac nie przełożył się na inflację. Zmiany płac mogły mieć znaczenie wymierne, ale ilościowo marginalne, komplementujące oddziaływanie innych zmiennych istotniej determinujących inflację. Analiza ekonometryczna dla okresu późniejszego, od marca 2020 r. do maja 2024 r., nie sugeruje występowania przyczynowości.

Reasumując, empiryczne doświadczenia ostatnich 20 lat nie uzasadniają obaw co do inflacyjnych skutków obserwowanego wciąż (chociaż już zresztą spowalniającego) wzrostu płac.

Inni szatani byli (i są) tam czynni

Empiria dowodzi, że inflacja może się obniżać – aż do wystąpienia deflacji – nawet przy wysokim wzroście płac. W świetle danych obwinianie płac za inflację nie jest uzasadnione. Nieuzasadnione jest też kategoryczne wnioskowanie o poziomie przyszłej inflacji na podstawie obecnego wzrostu płac.

Rozziew pomiędzy obserwowaną do lipca 2024 r. dezinflacją a wciąż wysoką dynamiką płac może dowodzić wzrostu skłonności do oszczędzania dochodów bieżących. Wysoka inflacja z lat poprzednich radykalnie zmniejszyła realną wartość pieniężnych zasobów gospodarstw domowych. W maju 2024 r. realna wartość ich depozytów bankowych była o 30 proc. niższa niż w 2019 r. Prawdopodobnie gospodarstwa domowe zwiększają bieżące oszczędności kosztem bieżącej konsumpcji. Mogłoby to odbudowywać poziom ostrożnościowej „poduszki” pieniężnej, jednocześnie tonując bieżącą inflację. Podobne jest chyba podłoże anemicznego wzrostu rzeczowych inwestycji sektora prywatnego. Jego zasoby pieniężne też uległy inflacyjnej erozji. Może to skłaniać firmy do ich odbudowy do właściwego poziomu, za cenę zwolnienia wydatków inwestycyjnych.

Oceniając źródła inflacji, nie można ignorować też innych determinant. Głównie efektów zmian światowych cen surowców importowanych. Następnie należy pamiętać o regulacjach administracyjnych i decyzjach fiskalnych (np. stawki VAT) mających wpływ na ceny. Nie wolno też zapominać o niedoskonałości konkurencji w wielu gałęziach gospodarki krajowej. Firmy tworzące kartele (np. w wytwarzaniu i dystrybucji energii elektrycznej) mają zbyt wieki wpływ na poziom dyktowanych przez nie cen i opłat.

Popyt konsumpcyjny powstaje nie tylko z płac, z dochodów z pracy. Niemal równie wysokie są dochody właścicieli firm i osób pracujących na własny rachunek. Wysokie są też dochody pochodzące z transferów społecznych (w pierwszym rzędzie emerytury). Rozważenie łącznej dynamiki tych wszystkich (poza płacami) pozycji dochodowych pozwoliłoby zapewne wyjaśnić sekret rozziewu pomiędzy dynamiką płac a inflacją. To trudne do zrealizowania. Łatwiej za inflację obwinić wzrost płac.

8

Leon Podkaminer jest doradcą prezesa NBP. Tekst wyraża opinie autora. Opinie publikowane w „Rzeczpospolitej” są elementem debaty publicznej i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji.

Udział płac w krajowym PKB jest wciąż dość niski. Ostatnio wynosił 48,7 proc. wobec 55,7 proc. w strefie euro. Praca jest w Polsce opłacana poniżej jej wydajności bardziej niż gdzie indziej. Nie jest to naturalne dla krajów regionu. Udział płac w PKB trzech krajów bałtyckich jest dużo wyższy. W 2023 r. wyniósł średnio 56,9 proc. Według prognoz AMECO pozycja Polski poprawi się w 2024 r., sięgając 49,9 proc. PKB. To wciąż mniej niż przed pandemią. W 2019 r. udział płac wynosił 50 proc. Ale ma się też poprawić pozycja innych krajów, np. bałtyckich, przekraczając 58 proc.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację